- Drukuj
- 06 mar 2018
- Harcmistrzowskie przemyślenia - na nowym tropie ?
- 2656 czytań
- 0 komentarzy
Krzyżu, krzyżu...
W Szarych Szeregach krzyże kupowało się w sklepie – zasadniczo wtedy sportowym – przy ulicy Traugutta. Przychodziło się tam i pytało o pana Mateckiego. To było takie hasło. Chyba przed wojną w tym lokalu była CKDH, Centralna Komisja Dostaw Harcerskich, i chyba druh Matecki był tam kierownikiem. No i na to hasło przychodził ten pan – i sprzedawali krzyże. Tylko tym, którzy byli upoważnieni i to hasło znali.
Krzyże miały z tyłu wybitą serię i numer. Tak było dość długo. Potem – już nie kojarzę kiedy, ale oczywiście po wojnie – z tych numerów zrezygnowano. A szkoda. U nas w Szczepie w liceum im. Lelewela wprowadziliśmy własną numerację. Wybity był symbol 79 WDH i kolejny numer. Prowadziliśmy własną ewidencję. Nie pomnę już, czy było tak do końca mojej działalności, czy też zwyczaj jakoś zamarł…
Krzyż to było Coś Wielkiego. Bardzo chciało się go mieć. Dla nowych harcerzy przyrzeczenie i przypięcie krzyża było wielkim przeżyciem. Bardzo o to staraliśmy się. Wymyślaliśmy jakieś niezwykłe okoliczności – prawie zawsze ognisko lub co najmniej kominek. I gawęda okolicznościowa – no i ten Krzyż! Pamiętam, że w naszym szczepie przyjmowaliśmy Przyrzeczenie w formule przedwojennej i analogicznej do tej z Szarych Szeregów.
Pamiętam jak dziś (nawet twarz – ale nazwiska już nie…), kiedy na obozie nad Śniardwami jeden z druhów dopuszczony do składania przyrzeczenia przyszedł do mnie i powiedział, że on nie będzie przyrzekał „na wierność socjalizmowi”. I wtedy postanowiliśmy, że rota przyrzeczenia może być dowolna – albo ta z socjalizmem, albo ta przedwojenna. O ile pamiętam, nie zdarzyło się by ktoś wybrał tę z socjalizmem.
Dla wielu Krzyż był swego rodzaju świętością. Kiedyś jeden harcerz, mój rówieśnik (pamiętam go i jeśli żyje – pozdrawiam!) powiedział mi, że są takie czynności, których z krzyżem w klapie nigdy nie zrobił. Nie wiem, bo z dyskrecji nie dopytywałem jakie (coś mi się zdaje, że szło o masturbację, ale może to „skrzywienie zawodowe”…).
Parę razy też zdarzało się, że harcerz zgłaszał się do mnie na rozmowę, wręczał mi swój krzyż i mówił, że nie jest godzien go nosić, bo zrobił jakieś świństwo. I krzyż mi oddaje, a jak się poprawi, to się po krzyż zgłosi. Pierwszym (też go pamiętam!) był chłopak, który jest teraz znanym aktorem, a decyzję podjął po rozmowie z ojcem. Ten wytykał mu jakieś niegodziwości i razem ustalili, że krzyż ma zwrócić…
Nie wiem, czy była w naszej historii inna odznaka, która miałaby takie znaczenie wychowawcze i była tak wspaniałym symbolem.
Kiedy jeden z naszych harcerzy zginął w wypadku samochodowym, chłopcy uznali, że należy mu przyznać pośmiertnie krzyż i wrzucić na trumnę w czasie zasypywania grobu. I tak się stało. (A zapamiętałem to też dlatego, że na pogrzebie parę słów powiedział jego drużynowy, w tym, niestety: „tak się kończy, jak ktoś nie przestrzega przepisów ruchu drogowego”…).
W okresie kiedy harcerstwa nie było, w czasach stalinowskich, zgłosił się do mnie ojciec mojego byłego harcerza. Powiedział, że syn jego znajomych choruje na białaczkę i wkrótce umrze. I że marzeniem chłopaka było zostać harcerzem. On leżał już nie wstając z łóżka (wtedy umierało się w domu…) i rodzice chłopaka proszą, bym zorganizował mu w domu przyrzeczenie i przypiął do piżamy krzyż. Wiedzieli, że krzyża wtedy już kupić nie było można i obiecywali, że po śmierci chłopaka krzyż zwrócą. No i zorganizowałem grupkę byłych harcerzy, i urządziliśmy to przyrzeczenie, i przypiąłem mu ten wyśniony Krzyż. Było to wszystko oczywiście zupełnie nielegalne – bowiem harcerstwa wtedy nie było już ze dwa lata. Myślę, że nic dziwnego, iż historię tę zapamiętałem.
Jak siedziałem w piwnicy UB w Grodzisku, to też miałem krzyż przy kurtce – zawsze go nosiłem. I pamiętam, że „oficer inspekcyjny” (tę mordę też pamiętam…) w czasie inspekcji celi kazał mi krzyż zdjąć. No i zdjąłem. Nie odebrał mi go, więc niedługo znów go nosiłem…
Kiedyś, po latach, moi przyjaciele Niemcy z Kolonii zobaczyli Krzyż i prosili, żeby im dać – bo bardzo się podobał. Odmówiłem.
Andrzej Lucjan Jaczewski (ur. 20 września 1929 w Piastowie) – polski lekarz pediatra, seksuolog i pedagog, humanista, specjalista medycyny szkolnej, profesor doktor habilitowany medycyny i pedagogiki. Autor teorii rozszczepienia dojrzałości i teorii wirażu rozwojowego. Harcmistrz, w czasie wojny działał w Szarych Szeregach.
Social Sharing: |