- Drukuj
- 12 wrz 2019
- Wędrownicze rozmyślania
- 3848 czytań
- 0 komentarzy
Trzy Pióra – Trzy rodzaje Głodu
Pewien myśliwy, polujący na pustyni na dzikie zwierzęta zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi i bardzo się zgorszył. Starzec więc, pragnąc go przekonać, że z braćmi trzeba postępować łagodnie, powiedział mu: „Załóż strzałę i napnij łuk” – a on tak zrobił. Starzec rzekł: „Napnij mocniej” – i on usłuchał. Starzec powtórzył: „Mocniej!” Myśliwy na to: „Jeśli napnę nad miarę, to mi łuk pęknie”. I rzekł mu starzec: „Tak jest i z pracą wewnętrzną. Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią. Trzeba więc z nimi postępować łagodnie”. Myśliwy, gdy to usłyszał, skruszył się i odszedł bardzo zbudowany postawą starca, a bracia, umocnieni, rozeszli się do siebie.1
Trzy Pióra… sprawność obrosła w harcerskich środowiskach legendą. Jej wymagania różnią się nieco w ZHP i ZHR, jednak podstawa pozostaje zawsze ta sama, wzięta z przedwojennego regulaminu Organizacji Harcerzy ZHP:2 Składają się nań: próba milczenia, głodu i samotności. Przedstawienie Czytelnikowi wszystkich wersji wymagań i wariantów zwyczajowych, spotykanych w poszczególnych środowiskach, przekracza ramy niniejszego opracowania. W tej materii mogę jednak odesłać Czytelnika do stosownej podstrony na portalu Wikipedia.3
Dzisiaj jednak napiszę o Trzech Piórach nieco inaczej… nie zdobywanych, jak każe zwyczaj, w krótkim czasie na obozie, a indywidualnie – przez starego harcerza, podczas rekolekcji i samodzielnego obozowania. Do podjęcia wyzwania zachęciło mnie dwoje instruktorów Gromady Wilków Kręgu Czarnego Dębu: Wilk Ojciec i Stanowcza Wilczyca, a przykładem służył mi Pogodny Jastrząb. Z serca dziękuję im wszystkim! Z relacją z przebiegu próby Pogodnego Jastrzębia można zapoznać się tu: http://www.hr.bci.pl/articles.php?article_id=244
„NA CO CI TO?!”
No właśnie, w sumie pogodziłem się już dawno z myślą, że „Trzy Pióra” nie są mi potrzebne do szczęścia. Ale jeśli ta próba miałaby mi coś dać, to właściwie… czemu nie?
Z dzieciństwa pamiętam „współplemieńców” z mojego macierzystego szczepu harcerskiego – niektórych, kibicujących odbywającemu próbę, innych, próbujących go zagadać, by jak to się określało, „spalił Robinsona”. Jestem przekonany, że te dwie postawy można znaleźć u młodych harcerzy i harcerek w niemal każdym środowisku.
Rys. Janusz Martyn, Poczta Harcerska Szczecin II
Jak jednak pomyśleć o tej sprawności w sposób pozytywny? Nie w kategorii „palenia Robinsona” (nawiasem mówiąc, boleję nad losem biedaka, skoro tylu harcerzy i tyle harcerek spaliło go i pali nadal)? Odpowiedź jako filolog z wykształcenia, znajduję w oddziaływaniu języka na odbieranie przez nas rzeczywistości: Nie myślę: „Nie wolno mi mówić!” Myślę: „Chcę medytować.” i „Chcę się modlić.” To dla mnie prawdziwy ceł pierwszej próby – doświadczenie Pierwszego Głodu – Pustyni Serca.
W poczet sprawności zaliczyłem kilkudniowe doświadczenie milczenia z rekolekcji wspólnoty Młodzieży Franciszkańskiej „Tau”. Kto podczas SILENTIUM SACRUM, czyli Świętej Ciszy, zagłębił się w medytację w ustronnym miejscu, wśród piękna natury, często o samym chlebie i wodzie, ten wie, o czym mówię.
Z początku niemówienie nie jest ciszą. Jest wewnętrznym KRZYKIEM! Najpierw stopniowo wyostrzają nam się zmysły – czujemy pragnienie, głód, każdą nierówność terenu, na której siedzimy, drapiącą odzież, słyszymy każdy najmniejszy szmer. Dopiero stopniowo przestajemy się skupiać na swoim „ja” i idziemy do JA JESTEM znacznie potężniejszego od nas. Tak, po wyjściu na pustynię naszego serca, dopiero powoli wchodzimy w ciszę i przestrzeń spotkania z Najwyższym. Tak, w przestrzeni Spotkania, zagłębiamy się w najstarszą medytacyjną modlitwę, wspólną całemu chrześcijaństwu: w myślach pozostaje tylko imię „Jezus” lub wezwanie „maranatha” – rytmicznie, wraz z oddechem. Nie zerkamy na zegarek, tylko po prostu jesteśmy. Tu i teraz. Potem, otwierając oczy, naszymi nadal wyostrzonymi zmysłami możemy dostrzec wiele szczegółów wokół naszej tymczasowej pustelni – kolory, barwy, zapachy… Tak właśnie wypełnia się pustynia serca.4
Moją drugą próbę – próbę głodu – przeszedłem podczas szkolenia „7 dni w lesie” w Szkole Rzemiosła Leśnego w Makowie koło Skierniewic. Bardziej zaznajomionym z tematem leśnego rzemiosła tyle informacji wystarczy, jeśli jednak ktoś nie słyszał jeszcze o tym arcyciekawym miejscu, odsyłam na stronę: https://wmiejskiejkniei.wixsite.com/wmiejskiejkniei/szkola-rzemiosla-lesnego Trzy doby odżywiania się jedynie posiłkiem leśnym, podczas trzeciej z nich wzbogaconym jedynie szczyptą soli, potrafią pokazać człowiekowi, czym jest głód. Powiem krótko – gruntownie poznałem swój organizm. Każdy reaguje na taką głodówkę nieco inaczej. Ja, gdy na szkoleniach brakuje jedzenia, a wcześniej miałem go pod dostatkiem, zazwyczaj łapię migrenę, co wiedziałem z wcześniejszych wyjazdów. Tutaj, przed szkoleniem, zjadłem więc jedynie lekki posiłek. Migreny nie było, był za to stopniowo spowalniający się czas reakcji na bodźce, aż do czegoś, co nazwałbym letargiem po południu dnia trzeciego, gdy niemal nie wstawałem z posłania. Wraz ze współtowarzyszami z szałasu polecamy za bardzo serdecznie zupełnie nieracjonalną euforię, która dla odmiany nawiedza organizm wieczorem, dnia trzeciego głodówki. Naszych absurdalnych żartów tu nie przytoczę – byłyby zbyt wyrwane z kontekstu, a i nie śmieszyłyby najedzonych. Krótko mówiąc – co było w lesie, zostaje w lesie ;) ! Takie było doświadczenie Drugiego Głodu.
Gdy nasze wspólne, siedmiodniowe bytowanie dobiegło końca, rozpoczęła się moja ostatnia próba – doświadczenie Trzeciego Głodu – próba samotności. Dzięki uprzejmości Kasi Mikulskiej – założycielki i prowadzącej Szkołę Rzemiosła Leśnego, którą przy tej okazji serdecznie pozdrawiam, mogłem powrócić do szałasu na jeszcze jedną, samotną tym razem noc. I znów skupiałem się nie na samotności, a na działaniu.
Myślę o sobie czasem jak o dzikim Indianinie albo starym berserku przebranym tylko za dziewiętnastowiecznego Amerykanina. Gdy ciasny gorset cywilizacji ciśnie mnie zbyt mocno, zrzucam go, oddając się odmładzającemu duszę barbarzyństwu i słodkiemu lenistwu.
/Nessmuk/
Dzień ósmy. Wracam do lasu, w którym spędziłem już tydzień. Za mną doświadczenie Świętej Ciszy i Głodu. Przez ostatni tydzień przebywałem jednak wśród mojej małej, plemiennej społeczności. Teraz czas na kolejne odosobnienie, choć jak postanowiłem, będzie ono raczej odmładzającym duszę barbarzyństwem niż słodkim lenistwem.
Lubię mieć na wszystko czas. Ale nie tym razem. Przed zmrokiem musze odnaleźć, mijaną wcześniej, suchą brzozę i pozyskać materiał na to, o czym marzyłem od dawna – mój pierwszy łuk ogniowy5 – nie zdążyłem sporządzić go przez ostatni tydzień wśród ludzi, sporządzę go teraz – w samotności. Docieram do celu, spokojnie, uważnie dobieram materiał i zabieram go ze sobą – obrobię go dopiero na miejscu obozowym.
Do obozowiska docieram niedługo przed zmrokiem. Priorytety ulegają zmianie – nim zajdzie słońce, muszę mieć ogień. Mam przy sobie już wcześniej zebraną korę z martwych brzóz i suchą trawę, choć nie zaszkodzi zebrać więcej dla pewności, póki jeszcze nie osiadła na niej rosa. Opał również nazbieraliśmy zawczasu, pozostaje jeszcze nałamać suchych, sosnowych gałązek, które szybko zajmą się ogniem. Potem przygotowanie platformy i rozpałki, trochę pracy krzesiwem i spokojne opiekowanie się małym ogniem, by duży ogień zaopiekował się mną. Wszak proces rozpalania ognia nie rozpoczyna się w momencie, gdy spadnie iskra, a wtedy, gdy zaczynamy myśleć, co będzie nam potrzebne do jego rozpalenia i podtrzymania.
Otulony miłym ciepłem ogniska rozpoczynam rozmowę z drewnem. Przekonuję je, jak przyjaciela, by stało się narzędziem. Na „7 dniach w lesie” wolno mieć ze sobą tylko nóż, menażkę i koc lub śpiwór. W moim ósmym dniu w lesie nie obowiązują mnie już te zasady, ale z początku próbuję nadal pracować w ten sposób. Szybko jednak okazuje się, że precyzyjna robota, poza ogniskiem, wymaga wspomożenia się światłem czołowej latarki. Całość idzie dość opornie, praca w drzewie cierpliwym wymaga cechy, której czasem mi brak, a do której wykształcenia staram się nieustannie dążyć – cierpliwości… wytrwałości. Drewno ma czas. Ja teoretycznie też. Tylko muszę przestać się śpieszyć. Pracuję samym nożem i z wolna udaje mi się wykonać łuk, podkładkę i świder. Najbardziej opornie idzie mi wykonanie docisku i tutaj, pod sam koniec, nieco wspomagam się przenośną piłą strunową – drewno poddaje się niechętnie, a ja przez ubiegły tydzień trochę się już nabatonowałem6. Cel osiągnięty!
Po odmładzającym duszę barbarzyństwu faktycznie czas na nieco słodkiego lenistwa, jak to kiedyś określił staruszek Nessmuk. Przenoszę żar do paleniska we wnętrzu wzorowanego na tipi, stożkowego szałasu, rozdmuchuję i rozpalam ogień na przygotowanej wcześniej w tym celu platformie. Gorący napar z igieł sosnowych, kojące ciepło i blask ognia, rozmyślania o życiowych wzlotach i upadkach, o kilkunastu już latach mojej harcerskiej przeszłości, o tym, jak trudno i dobrze zarazem jest być Dzikusem – stworzeniem pośród innych stworzeń, małym zębatym kołem w perfekcyjnie zaprojektowanym mechanizmie Natury, tu i teraz. Wreszcie spojrzenie w przyszłość i snucie marzeń o… – wybaczcie, to już inna historia. Wszak – co było w lesie, zostaje w lesie… Howgh!
Czuwaj!
Z Błękitnym Niebem,
HR Piotr Pojnar - „Wytrwały Ślimak”
1 Apoftegmaty Ojców Pustyni: https://www.facebook.com/apoftegmaty/ dostęp: 23.08.2019
2 Sprawności harcerskie, HBW Warszawa 1936, na zlecenie GK Harcerzy, zgodnie z rozkazem L.9 z dnia 20.04.36 Naczelnika Harcerzy
3 https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzy_pióra dostęp: 23.08.2019
4 Gwoli wyjaśnienia: Mimo, iż niniejszy artykuł piszę ze swojej, chrześcijańskiej perspektywy, próbę milczenia można przeprowadzić w podobny sposób niezależnie od wyznawanej religii. Powyżej opisane doświadczenie medytacyjne bliskie jest wielu kulturom, także tym niechrześcijańskim, choć jest różnie rozumiane. Ciekawym opracowaniem na ten temat jest książka benedyktyna, O. Johna Maina, który dziedzictwo chrześcijańskich Ojców Pustyni odkrył właśnie po zapoznaniu się z medytacją hinduistyczną, zatytułowana „Medytacja chrześcijańska - Głód głębi serca” (Zob. Medytacja chrześcijańska - Głód głębi serca, wyd. Wam, Kraków 2016)
5 Bardzo dobry poradnik: https://www.youtube.com/watch?v=rt4HZS-QUVE dostęp:24.08.2019, zagadnienie opisane też bardzo szeroko w: Artur Bokła, Katarzyna Mikulska, Kuchnia survivalowa bez ekwipunku. Gotowanie w terenie, cz. 1, str.128 - 144, wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2017
6 Batonowanie – tu: praca samym nożem i pałką (tzw. baton)
Social Sharing: |