Nawigacja
Kuba Rodzeń: Harcerskie a instruktorskie
- Drukuj
- 23 lis 2008
- O Metodzie
- 4723 czytań
- 1 komentarz
Pochodzę z miasta, które cechuje duży odpływ ludności w kontekście wyjazdu na studia. Jeśli tylko warunki w rodzinie na to pozwalają, maturzyści wybierają uczelnie usytuowane najczęściej w Krakowie, Lublinie i Warszawie. Do lokalnej "akademii", choć jest ona wyższa, państwowa i zawodowa - mieszkańcy podchodzą raczej z dystansem. Takich miast jest dziesiątki, jeśli nie setki na mapie Polski. Ich sytuacja w sposób oczywisty powoduje, że z miasta wyjeżdżają drużynowe i drużynowi - najczęściej bez planów powrotu po zakończeniu edukacji.
No ale drużyny muszą funkcjonować. Dlatego też funkcje instruktorskie podejmują coraz częściej szesnastolatkowie. Czasami samarytanki i ćwiki, częściej jednak osoby ze stopniem niższym. W perspektywie mają jakieś dwa lata pracy na funkcji, bo w trzeciej klasie i tak zasłonią się maturą. W tym czasie odbędą też próbę przewodnikowską, którą ukończą jeszcze jako osoby niepełnoletnie - więc tak naprawdę o samodzielnej pracy drużyny, czy samodzielnym obozie, nawet nie myślą. No ale stopień zdobyć wypada, w końcu proponują w hufcu czy w szczepie darmowy wyjazd na zgrupowanie na stanicy.
Bardzo często trwa jeszcze w naszych środowiskach kult ćwika. Stopnia, który bywa ostatnim, jaki się zdobywa, bo legenda drużyny czy szczepu nie uwzględnia harcerzy ze złotymi okręgami na krzyżach (a już na pewno nie z wieńcami!), zaś w innych drużynach HO i HR są z założenia słabsze od naszego ćwika. Skoro zatem osiągnęliśmy szczyt w dziedzinie pracy nad sobą, czas na stopnie instruktorskie. Może nawet przyjdzie czas, kiedy delikwent będzie się mógł podpisać z użyciem prefiksu hm. i sufiksu... ćw!
Efekt jest taki, że drużynowy nie zdobywa stopni harcerskich, więc jego harcerze też nie szarżują ze zdobywaniem HO. Poza tym nie widzę korzyści wychowawczych ze zdobycia stopnia instruktorskiego bez pełnoletniości - nie ma szansy nawet na biwak bez udziału opiekunów, albo reszty szczepu czy hufca. Stając się zaś osiemnastolatkiem drużynowy często uznaje, że wychował swojego następcę, o dwa lata młodszego kolegę, który teraz poprowadzi drużynę, a na niego przychodzą teraz poważne zadania, egzamin dojrzałości, a potem studia i życie.
Z drugiej strony - co to za przewodnik, który jest ledwo ćwikiem? Czy potrafi świadomie wychowywać, jeśli sam w pracy nad sobą ma jeszcze sporo do zrobienia? Albo - czy będzie szczerze chciał być drużynowym, kiedy w głowie mu raczej porządny wędrowniczy wyczyn, czy raczej decyzję podejmie za namową przełożonego?
Regulamin stopni instruktorskich ZHP mówi, że do zdobycia stopnia przewodnika są potrzebne umiejętności i wiedza na poziomie harcerza orlego. Zauważam tu jednak dosyć poważną metodyczną masakrę. Skoro posiadam wiedzę i umiejętności na danym poziomie, to dlaczego nie posiadam stopnia? Aha, bo jest jeszcze charakter, którego nie da się nauczyć, trzeba go wykuć. Cóż nam jednak po przewodnikach, którzy może i mają umiejętności pozwalające na prowadzenie drużyny, ale nie nadają się do tego ze względu na brak hartu ducha? A może takimi właśnie (słabymi, niesamodzielnymi, zależnymi - przecież takimi rządzić najłatwiej, będąc szczepowym czy hufcowym!) chcemy ich widzieć?
Nie chodzi mi przecież o to, że głupio wygląda zestawienie niskiego stopnia harcerskiego z instruktorskim, ale o to, że skoro świadomy harcerski wychowawca ma odnosić sukcesy w swojej pracy, nie może być mniej rozwinięty emocjonalnie od swoich harcerzy. Udowodnić zaś, że nie jest, może w bardzo prosty sposób - poprzez zdobycie stopnia!
Jak więc możemy zaradzić całemu szeregowi tego typu dziwacznych sytuacji? Moglibyśmy wprowadzić kilka prostych zasad:
- stopień harcerza orlego zdobywamy przed przyznaniem przewodnika, zaś HR przed przyznaniem podharcmistrza,
- do prowadzenia drużyny jest niezbędne zdobycie stopnia przewodnika,
- stopień instruktorski można przyznać tylko osobie pełnoletniej.
Zakładając, że poprzez stopnie harcerskie kształtujemy charakter, zaś poprzez instruktorskie umiejętności niezbędne do pracy wychowawczej w drużynie i kształcenia drużynowych - taki zestaw wymagań przyniósłby kilka dość poważnych korzyści:
- kandydaci na instruktorów, którzy nie są w stanie zdobyć HO, nie zostają instruktorami - mogą jednak realizować się na ścieżce wędrowniczej lub starszoharcerskiej (w rozumieniu harcerstwa dorosłych),
- drużynowy, który zdobył stopień instruktorski, posiada nie tylko umiejętności, ale i odpowiednio wyrobiony charakter, co jest niezbędne w owocnej pracy wychowawczej w drużynie,
- decyzja o podjęciu służby instruktorskiej w chwili złożenia zobowiązania, jest bardziej przemyślana, gdyż podjęta w obliczu egzaminu maturalnego przez osobę pełnoletnią, co może uchronić nas przed przedwczesnym porzucaniem drużyn.
Wynika z tego jednak, że funkcje drużynowych musieliby pełnić harcerze-studenci lub starsi. O ile w dużych ośrodkach akademickich nie ma z tym problemu, gdyż przyjezdni chętnie włączają się w działalność harcerską w nowym miejscu zamieszkania, o tyle problem miast mniejszych pozostaje nierozwiązany. Widzę jednak światełko w tunelu w postaci sytuacji, w której harcerz przed podjęciem studiów w pełni korzysta z możliwości, jakie daje mu wędrownictwo, podczas studiów praktykuje w "Bratnim Szczepie" (patrz mój artykuł "Co ze służbą, druhu studencie" w portalu HR), zaś drużynowym zostaje dopiero po zakończeniu studiów.
Czy to jednak nie za późno? Czy jednak da się zmotywować kogoś do podjęcia służby u progu kariery zawodowej i założenia rodziny? Myślę, że motywację tę magazynuje się przez lata harców w lesie i w polu, wędrówek w deszczu i mało spektakularnej służby, aby móc uwolnić ją w odpowiednim momencie. Pamiętajmy o tym za każdym razem, gdy tracimy chęci do działania z drużyną - wszak to oni, nasi harcerze, za kilka lat będą drużynowymi!
pwd. Kuba Rodzeń HO
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 6/2008
No ale drużyny muszą funkcjonować. Dlatego też funkcje instruktorskie podejmują coraz częściej szesnastolatkowie. Czasami samarytanki i ćwiki, częściej jednak osoby ze stopniem niższym. W perspektywie mają jakieś dwa lata pracy na funkcji, bo w trzeciej klasie i tak zasłonią się maturą. W tym czasie odbędą też próbę przewodnikowską, którą ukończą jeszcze jako osoby niepełnoletnie - więc tak naprawdę o samodzielnej pracy drużyny, czy samodzielnym obozie, nawet nie myślą. No ale stopień zdobyć wypada, w końcu proponują w hufcu czy w szczepie darmowy wyjazd na zgrupowanie na stanicy.
Bardzo często trwa jeszcze w naszych środowiskach kult ćwika. Stopnia, który bywa ostatnim, jaki się zdobywa, bo legenda drużyny czy szczepu nie uwzględnia harcerzy ze złotymi okręgami na krzyżach (a już na pewno nie z wieńcami!), zaś w innych drużynach HO i HR są z założenia słabsze od naszego ćwika. Skoro zatem osiągnęliśmy szczyt w dziedzinie pracy nad sobą, czas na stopnie instruktorskie. Może nawet przyjdzie czas, kiedy delikwent będzie się mógł podpisać z użyciem prefiksu hm. i sufiksu... ćw!
Efekt jest taki, że drużynowy nie zdobywa stopni harcerskich, więc jego harcerze też nie szarżują ze zdobywaniem HO. Poza tym nie widzę korzyści wychowawczych ze zdobycia stopnia instruktorskiego bez pełnoletniości - nie ma szansy nawet na biwak bez udziału opiekunów, albo reszty szczepu czy hufca. Stając się zaś osiemnastolatkiem drużynowy często uznaje, że wychował swojego następcę, o dwa lata młodszego kolegę, który teraz poprowadzi drużynę, a na niego przychodzą teraz poważne zadania, egzamin dojrzałości, a potem studia i życie.
Z drugiej strony - co to za przewodnik, który jest ledwo ćwikiem? Czy potrafi świadomie wychowywać, jeśli sam w pracy nad sobą ma jeszcze sporo do zrobienia? Albo - czy będzie szczerze chciał być drużynowym, kiedy w głowie mu raczej porządny wędrowniczy wyczyn, czy raczej decyzję podejmie za namową przełożonego?
Regulamin stopni instruktorskich ZHP mówi, że do zdobycia stopnia przewodnika są potrzebne umiejętności i wiedza na poziomie harcerza orlego. Zauważam tu jednak dosyć poważną metodyczną masakrę. Skoro posiadam wiedzę i umiejętności na danym poziomie, to dlaczego nie posiadam stopnia? Aha, bo jest jeszcze charakter, którego nie da się nauczyć, trzeba go wykuć. Cóż nam jednak po przewodnikach, którzy może i mają umiejętności pozwalające na prowadzenie drużyny, ale nie nadają się do tego ze względu na brak hartu ducha? A może takimi właśnie (słabymi, niesamodzielnymi, zależnymi - przecież takimi rządzić najłatwiej, będąc szczepowym czy hufcowym!) chcemy ich widzieć?
Nie chodzi mi przecież o to, że głupio wygląda zestawienie niskiego stopnia harcerskiego z instruktorskim, ale o to, że skoro świadomy harcerski wychowawca ma odnosić sukcesy w swojej pracy, nie może być mniej rozwinięty emocjonalnie od swoich harcerzy. Udowodnić zaś, że nie jest, może w bardzo prosty sposób - poprzez zdobycie stopnia!
Jak więc możemy zaradzić całemu szeregowi tego typu dziwacznych sytuacji? Moglibyśmy wprowadzić kilka prostych zasad:
- stopień harcerza orlego zdobywamy przed przyznaniem przewodnika, zaś HR przed przyznaniem podharcmistrza,
- do prowadzenia drużyny jest niezbędne zdobycie stopnia przewodnika,
- stopień instruktorski można przyznać tylko osobie pełnoletniej.
Zakładając, że poprzez stopnie harcerskie kształtujemy charakter, zaś poprzez instruktorskie umiejętności niezbędne do pracy wychowawczej w drużynie i kształcenia drużynowych - taki zestaw wymagań przyniósłby kilka dość poważnych korzyści:
- kandydaci na instruktorów, którzy nie są w stanie zdobyć HO, nie zostają instruktorami - mogą jednak realizować się na ścieżce wędrowniczej lub starszoharcerskiej (w rozumieniu harcerstwa dorosłych),
- drużynowy, który zdobył stopień instruktorski, posiada nie tylko umiejętności, ale i odpowiednio wyrobiony charakter, co jest niezbędne w owocnej pracy wychowawczej w drużynie,
- decyzja o podjęciu służby instruktorskiej w chwili złożenia zobowiązania, jest bardziej przemyślana, gdyż podjęta w obliczu egzaminu maturalnego przez osobę pełnoletnią, co może uchronić nas przed przedwczesnym porzucaniem drużyn.
Wynika z tego jednak, że funkcje drużynowych musieliby pełnić harcerze-studenci lub starsi. O ile w dużych ośrodkach akademickich nie ma z tym problemu, gdyż przyjezdni chętnie włączają się w działalność harcerską w nowym miejscu zamieszkania, o tyle problem miast mniejszych pozostaje nierozwiązany. Widzę jednak światełko w tunelu w postaci sytuacji, w której harcerz przed podjęciem studiów w pełni korzysta z możliwości, jakie daje mu wędrownictwo, podczas studiów praktykuje w "Bratnim Szczepie" (patrz mój artykuł "Co ze służbą, druhu studencie" w portalu HR), zaś drużynowym zostaje dopiero po zakończeniu studiów.
Czy to jednak nie za późno? Czy jednak da się zmotywować kogoś do podjęcia służby u progu kariery zawodowej i założenia rodziny? Myślę, że motywację tę magazynuje się przez lata harców w lesie i w polu, wędrówek w deszczu i mało spektakularnej służby, aby móc uwolnić ją w odpowiednim momencie. Pamiętajmy o tym za każdym razem, gdy tracimy chęci do działania z drużyną - wszak to oni, nasi harcerze, za kilka lat będą drużynowymi!
pwd. Kuba Rodzeń HO
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 6/2008
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Druhu, dopiero dziś (ale w dobrym dniu - 22 lutego 2009) przeczytałem ten artykuł. Nie ze wszystkimi tezami zgadzam się, uważam, że proponowane przez Druha rozwiązanie, chociaż to krok w dobrym kierunku, nadal "tkwi w błędach i wypaczeniach" systemu stopni. Jako głos w dyskusji polecam swój felieton na podobny temat, napisany do 18 numeru "Pobudki" (także dość dawno, już trzy numery wstecz): http://www.pobudka.org.pl/pl/index.php?option=com_content&task=view&id=567&Itemid=103
Ale temat jest wazny i cieszę się, że co do tego zgadzamy się.
Marek Frąckowiak