Nawigacja
g00rek o piosence i harctrixie - rozmowa z hm. Michałem Góreckim
- Drukuj
- 26 lut 2009
- O Metodzie
- 6208 czytań
- 8 komentarzy
"Haer": Chciałbym porozmawiać z Tobą o współczesnej piosence harcerskiej, a przez jej pryzmat szerzej o harcerskich ogniskach, w ogóle o zabawie w harcerstwie, o tym co nazywamy "harcerskim klimatem" i oczywiście o zjawisku które bywa nazywane "harctrixem". Można odnieść wrażenie, że piosenka harcerska od jakichś 15-20 lat stoi w miejscu. Prawie w ogóle nie powstają nowe, współczesne piosenki ze słowami takimi jak harcerz, namiot, obóz, piosenki wyrażające odczucia związane z byciem na obozie, noszeniem munduru, wędrowaniem z plecakiem itd. A przecież kiedyś były ich dziesiątki... Dlaczego? Skąd ten zanik kreatywności?
Hm. Michał Górecki: Przede wszystkim musimy uściślić pojęcie "piosenka harcerska". Ja widzę co najmniej jej dwie definicje. Pierwsza jest dość szeroka - to ogół piosenek śpiewanych przy ogniskach harcerskich i na wszelkich tego typu imprezach. Klasyfikacja tychże pokrywa się w dużej mierze z rozdziałami większości śpiewników. I tak będą to: piosenki obrzędowe i wzniosłe, piosenki turystyczne, poezja śpiewana, szanty, polski rock i... właśnie piosenki harcerskie (oraz jeszcze kilka kategorii, o tym później).
I to jest drugie znaczenie "piosenek harcerskich". To kategoria piosenek napisanych specjalnie dla harcerzy, przez harcerzy. Traktują one często o tematyce czysto harcerskiej - o obozach, wędrówce, jest w nich sporo opisów przyrody. Są prostsze od poezji śpiewanej, bardziej "leśne" od rocka i mniej rubaszne od szant. Teoretycznie powinny trafiać do każdego harcerza, ale... No właśnie: "ale". Dla wielu z nich są po prostu zbyt proste, nawet prymitywne czy kiczowate. Rzeczywiście zazwyczaj nie są to najwyższe loty artystyczne, choć gęstości dziwnych sformułowań nie powstydziłby się niejeden hip hopowiec ("w szmaragdowych dziąsłach zbocza / zębów skał matowy topaz / w szybach słońca wyprzeźroczał / wąż samotnik i skotopaz"). Tak więc może nastąpił kryzys piosenek tego typu właśnie dlatego, że się zmieniliśmy? Czy nie śmieszy nas swoją naiwnością kicz lat 80-tych? Czy nie rozśmiesza nas naiwność filmów z tego okresu? Czy nie zastanawiamy się jak normalni zdrowi faceci mogli kiedyś śpiewać "Piosenkę o zajączku"? :)
Choć tu muszę powiedzieć, że wszystko zależy od środowiska. Kiedyś postawiłem teorię, że nurty w harcerstwie które kiedyś opisałem (później nazwane trójkątem Klepacza ;) ) pokrywają się trochę ze śpiewanymi w środowisku piosenkami. Oczywiście pisałem to trochę z przymrużeniem oka, ale rzeczywiście w środowiskach mających silne związki z KIHAMem, ZHRem i tego typu klimatami pojawiało się dość dużo Kaczmarskiego i tego typu "wojowniczych" piosenek. W innych środowiskach (np w moim i mi bliskich) było bardzo dużo poezji śpiewanej - SDMu, WGB, później Roberta Kasprzyckiego, a także polskiego rocka. A w środowiskach gdzie prym wiedli wiekowi druhowie śpiewano właśnie różne "oldskule", czy "harco-polo" jak to nazywali moi harcerze - czyli hity w stylu "Jak dobrze nam", czy "Harcerska dola radosna". Oczywiście na to przyporządkowanie patrzmy z przymrużeniem oka, ale rzeczywiście w różnych środowiskach istniały zawsze różne mody na klimaty muzyczne.
Rozgadałem się, ale odbiegłem trochę od tematu. Czemu takie piosenki nie powstają? Myślę że ma to trochę związek z rozwojem (a raczej "zwojem"!) harcerstwa. Gdy były nas "miljony" istniało po prostu o wiele więcej harcerskich "bardów". Może i piosenka gitarowa - akustyczna była bardziej popularna w społeczeństwie? Trudno mi to powiedzieć. Czasy które ja dobrze pamiętam (przełom lat 80 i 90) to już czasy w których tego typu granie zwane było "harcerskim", choć częste było także w schroniskach. Piosenki stricte harcerskie starej (wówczas) daty, czyli właśnie "Harcerska dola", "Jak dobrze nam" były raczej w odwrocie, ale dobrze się miały takie kanony jak "Ostrężyny", "Bieszczady", czy "Bieszczadzki trakt".
Trwała już trochę moda na WGB, triumfy zaczynał święcić SDM, który zwładnął harcerską piosenką na całe lata... Wiesz, im bardziej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się, że nie da się chyba oddzielić harcerskiej piosenki od innych okolicznych gatunków.
"Haer": Ale także importy z tych okolicznych gatunków stoją w miejscu. Na ogniskach harcerskich najczęściej chyba śpiewane są szanty albo piosenki z kręgu WGB, SDM, jakieś cienie Stachury - tzw. "Krainy Łagodności" - czyli repertuar gdzieś tak w najlepszym razie z początku lat 90-tych. Na pewno może być uważany za swój przez ludzi którzy wtedy jeździli na obozy, przenosili na obozy harcerskie te piosenki przyniesione z festiwalów szantowych, z żeglarstwa, czy z koncertów "Starego Dobrego Małżeństwa". Ale dziś to pokolenie ma około trzydziestki lub więcej. Czy dzisiejsi harcerze i wędrownicy rzeczywiście identyfikują się z tymi klimatami? Czy ta estetyka im odpowiada?....
g00rek: No właśnie - rzeczywiście Kraina Łagodności, to chyba fala która przyszła po klasycznej piosence harcersko-turystycznej. Rzeczywiście przez długi czas święciła ona triumfy, ale chyba w pewnych kręgach nadal święci... Tu akurat nie byłbym pesymistą - na Rajdzie Świętokrzyskim na który jeżdżę nieprzerwanie od 10 lat, piosenki te nadal są znane i śpiewane... Zmieniają się zespoły, pojawiają się nowe hity takie jak "Lubię mówić z tobą", czy "Górniczo hutnicza orkiestra dęta", a stare umierają, choć niektóre takie jak "Czarny blues o czwartej nad ranem", czy "Jest już za późno" będą chyba nieśmiertelne...
A może jeszcze inaczej? Jeśli spojrzymy na piosenki pod kątem łatwości nauki gry na gitarze i śpiewania to właśnie piosenki stricte harcerskie! Cztery chwyty, łatwe teksty, żadnych skomplikowanych rytmów. To co w ogólnie jest wadą - prostota rodem z disco-polo, jest w tym kontekście zaletą. C A d G, prosty rytm, zwykłe bicie i naprzód!
Więc może tak jak dla zuchów ważne są pląsy i łatwe piosenki z "pokazywaniem", tak jak dla harcerek starszych przeżywających swoje pierwsze miłości ważne są piosenki Starego Dobrego Małżeństwa o miłości tak dla młodych harcerzy i harcerek w sam raz są piosenki harcerskie? Te stricte harcerskie, na których mogą nauczyć się śpiewać i grać na gitarze?
"Haer": Otóż to! obecnie chyba przede wszystkim brakuje dobrego repertuaru adresowanego do ludzi w wieku 10-15 lat. Piosenki które się śpiewa w harcerstwie często są przyswajalne dopiero dla starszego odbiorcy, tak od 16 lat w górę, dla wędrowników. Dla harcerzy są zbyt przepoetyzowane, za dużo mają metafor i innych środków poetyckich, które nie są zrozumiałe dla 13-latka. On śpiewa, bo śpiewają starsi, ale treści nie rozumie...
g00rek: To akurat prawda. Ale czemu nikt ich nie tworzy? Po pierwsze - jak wspomniałem, w mniejszej organizacji jest mniej "bardów" - tak jak w Chinach, czy USA jest więcej olimpijczyków... Po drugie - myślę sobie, że w latach 70-tych harctrix był po prostu silniejszy. Co by nie mówić, jeśli w hufcu mamy zdrowo ponad tysiąc osób, to właściwie można mieć tylko harcerskich znajomych. Nie mówiąc już o prawdziwie "harcerskich miasteczkach" typu Perkoz, czy Załęcze. A w lecie? Wystarczyło pojechać w Bieszczady i całymi dniami widywac prawie tylko harcerzy. Takie przesiąknięcie harcerskim klimatem powodowało, że zaczynało się myśleć w ten sposób, na pewien czas harcerstwo stawało się głównym punktem odniesienia. Myślę, że w takich właśnie warunkach powstawała większość harcerskich szlagierów.
"Haer": Dawne (przedwojenne, klasyczne) piosenki harcerskie typu "Płonie ognisko i szumią knieje" czy "Jak dobrze nam" były o wiele łatwiejsze do zaśpiewania, niż większość piosenek współczesnych. Stosunkowo prosta melodia dostosowana do śpiewania zbiorowego, bez akompaniamentu. Słowa też były znacznie mniej pretensjonalne. Czy nie należałoby do tego wrócić?
g00rek: O tym już mówiłem - zarówno te przedwojenne, jak i te późniejsze klasyczne hity harcerskie są dość łatwe do grania i śpiewania. Ale to co jest atutem w przypadku nauki, jest też elementem powodującym, że piosenka wydaje się prosta, wręcz kiczowata i prymitywna. Na tym polega niechęć do disco polo okazywana przez większość wykształconych osób - jest zbyt proste, wręcz siermiężne. Choć skoro wspomniałeś o śpiewaniu zbiorowym - to rzeczywiście ta forma chyba rzeczywiście umiera. Dzisiejsza wycieczka w góry to dziesiątki mp3ek w uszach, a nie zbiorowy śpiew podczas marszu. To rzeczywiście umiera. Choć w moich harcerskich czasach mp3ek jeszcze nie było, a zbiorowe śpiewanie podczas marszu już było trochę sztuczne i autoironiczne. A czy wrócić? Na siłę do tego nie wrócimy, niestety. I nie wiem czy miałoby to sens. Ja chciałbym po prostu aby harcerze w ogóle śpiewali więcej piosenek, ćwiczyli granie na instrumentach - nie tylko gitarze. Niech to będzie flet, drumla, harmonijka ustna, czy inne polowe instrumenty... Ale do tego potrzebny jest pewien klimat, pewna siła harcerstwa, która nie wytworzy się w organizacji 10, czy 20- tysięcznej...
"Haer": Może powinniśmy zacząć rapować? Melorecytować jak ziomale? Przecież w końcu to jest dzisiejsza poetyka współczesnej młodzieży. Może się nie podobać 30- i 40-latkom, ale co z tego? Pamiętam kiedyś w końcu lat 90-tych byłem na Rajdzie Piastowskim, był na nim festiwal piosenki, jedna z drużyn wystąpiła z samodzielnie ułożonym hiphopowym utworem o codziennej życiowej tematyce - utwór miał przesłanie "nie zażywaj narkotyków". I dostali... najmniej punktów "bo to nie była piosenka harcerska ani turystyczna!". Chyba sędziowie popełnili wtedy gruby błąd...
g00rek: Piosenki hiphopowe pojawiają się na festiwalach harcerskich od pewnego czasu, choć zazwyczaj hiphopowa jest tylko warstwa akustyczno-muzyczna, często to przerabiane piosenki harcerskie. Ale na miejscu jurorów bardziej bym się otworzył...
Z tą poetyką tez bym nie przesadzał. Przecież w okolicach upadku komunizmu triumfy święcił McHammer, zaraz później nastąpiła eksplozja dance'u. Heavy metal ciągle był słuchany, nie mówiąc już o popularności muzyki elektronicznej (analogowej) w stylu Jean Michael Jarre, czy Vangelis... Ale to biegło swoim torem.
Całość nie polega chyba na tym co dzieje się w głównym nurcie popkultury. Harcerstwo zawsze było trochę "z boku" i trochę poza głównym nurtem... Widzę tutaj dwa czynniki:
Po pierwsze - równowaga pomiędzy "harctrixem" a "mainstreamem", czyli głównym nurtem o którym napisałem. Harcerstwo potrzebuje moim zdaniem bycia trochę "off", po to by mogło istnieć. W tej OFFowości jest trochę jego siła, młodzi ludzie szukający własnego JA, rozpoczynający okres buntu często własnie w harcerstwie go odnajdują. Mnie bardzo podobało się to, że chodzę w trekach, podczas gdy większość kolegów nosi adidasy i to że słucham poezji śpiewanej - zupełnie niepopularnej. Czy ktoś z was widział teledysk Starego Dobrego Małżeństwa w telewizji? (OK - ja widziałem, ale chyba raz, zresztą istnieją chyba tylko dwa). Harcerstwo nie może być zbyt mainstreamowe, bo stanie się zwykłe i mało magiczne Ale nie może też zbytnio od głównego nurtu odbiec - wtedy stanie się synonimem dziwactwa (i chyba do tego bieguna nam niestety bliżej). To też będzie zależało od tego jaką organizacją będziemy, a w dalszej kolejności zahacza o temat dylematów programowych - ale to nie miejsce i nie temat na tą dyskusję.
A po drugie to w dużej mierze kwestia otoczenia. Ale nie hiphopowego mainstreamu. Dla mnie najbliższe otoczenie to turyści. Spójrzmy na środowisko żeglarzy i piechurów. Niestety dzisiaj zarówno na Mazurach, na łódce, jak i w górach , w schronisku, gitara nie jest czymś zupełnie normalnym. Wraz ze zmniejszeniem się elitarności żeglarstwa jak i turystyki górskiej zwiększa się ich mainstreamowość - zanika gdzieś etos żeglarza, a co za tym idzie kultura szant i piosenek żeglarskich. Zanika tez etos turysty górskiego, a wraz z nim piosenka turystyczna...
"Haer": A czy w ogóle klasyczne ognisko harcerskie, albo raczej jego taka dość ortodoksyjnie pielęgnowana w niektórych środowiskach forma, nie jest przestarzałe, nienaturalne? Wszyscy mają siedzieć w równym kółeczku, nie wolno pokładać się ani wyciągnąć prosto nóg (a przecież fizjologia się tego domaga), niewyobrażalne jest żeby np. na tym samym ogniu piec ziemniaki czy kiełbasy itd. ?....
g00rek: Ognisko to pewnego rodzaju tabu, ale nie oszukujmy się, mamy ich przecież pełno. Ja mam ambiwalentne odczucia. Kiedyś bardzo chciałem te formy naruszyć, uaktualnić, rozkruszyć. Ich sztywność zawsze działała mi na nerwy. Później zorientowałem się, że niszcząc to możemy wylać dziecko z kąpielą, naruszyć elementy, które stanowią o magii harcerstwa. To dziwne, bo każdy podchodzi do tego osobiście. Część z was mnie zna - jestem dość nowoczesny w podejściu do wielu harcerskich spraw, ale nigdy nie wrzuciłbym papieru do ogniska... Ale dla wielu osób i tak jestem obrazoburcą - nie rozróżniam ognisk na "harcerskie" i "zabawowe" jak niektórzy, nie uznaję presji rozpalania ogniska jedna zapałką (co za bzdura, kiedy się nie uda wini się osobę rozpalającą, a zazwyczaj ognisko układa kto inny!) i tak dalej. to chyba dość trudna decyzja i chyba nie jestem w stanie jej podjąć. Bo jeśli nawet okroilibyśmy harcerstwo ze wszystkiego to chyba ognisko byłoby na samym końcu... Stanowi pewien element magii a nie zapominajmy że harcerstwo jest także dla zuchów czy "harcerzy młodszych" - dla nich ta magia jest bardzo ważna... A magia potrzebuje rytuałów. A ognisko to pewien rytuał. Zresztą opierający się na ogniu - rytuał stary jak ogień!
Tak więc kiełbasa, czy ziemniak zabije jednak magię, zabije ją nasikanie do ogniska, dorzucenie papieru, czy puszczenie muzyki z magnetofonu. A harcerstwo bez tej leśnej magii będzie... No cóż będzie zupełnie inne. Może mogłoby istnieć, ale ja jako stary puszczanin zupełnie sobie tego nie wyobrażam. To chyba ten element odróżniający nas od innych organizacji. Ale chyba schodzimy z tematu piosenek :) Powiem tylko na koniec, że jak zwykle potrzebny jest złoty środek. Istnieje wiele głupich "tradycji" takich jak stanie na baczność przy "piosence od krzyża", czy konieczność stania na baczność proporcowego z proporcem (przez całe ognisko). Nieprostowanie nóg też jest mało naturalne i zbędne. Ale jak to uregulować? Nie wiem! Duża część drużynowych tworzy po prostu rytuały na siłę...
"Haer": Właśnie, można obawiać się, że poluzowanie tych "ortodoksyjnych" rygorów, odejście od "klasycznego harcerskiego stylu zabawy" doprowadzi do tego, że wkradnie się kicz i żenada ("gorszy styl imprezowania wypiera lepszy"). Np. mam dość mieszane odczucia jak słyszę harcerzy śpiewających o "Andzi" (wiadomo że to nie o żadną Annę chodzi), czy o Agnieszce i o tym że "kochali się długo w męskiej ubikacji". Dlaczego nie potrafimy znaleźć złotego środka pod względem stylu zabawy?
g00rek: Trudno nam to Grzegorzu oceniać. W końcu stajemy się powoli "próchnem" ;)) Ja zawsze przywołują pamięć mojej ś.p. prababci Czesławy, urodzonej w XIX wieku, która nie trawiła "jeansów i bigbeatu". Kochałem ją, ale żeby nie nosić jeansów? O nie. Każde pokolenie wybiera własną drogę. Dla mnie powiedzenie "cholera" jest czymś normalnym. Dla mojej babci - nie. Mama akceptuje "cholerę" ale nie trawi określenia "zajebisty". Ono jednak dziś powoli staje się częścią zwykłej mowy, to mocne określenie, ale nie przekleństwo jako takie...
Większość osób ma skłonność do krytykowania następnych pokoleń. Tak było zawsze. Czy treści śpiewane teraz są bardziej wulgarne? Trudno nam to ocenić... Owszem, świat się wulgaryzuje. Nie wiem czy to sinusoida, czy równia pochyła, ale rzeczywiście jest więcej przekleństw i w telewizji, i w innych mediach - dzisiaj każdy może tworzyć treści! A seks - no cóż seks jest coraz mniej tematem tabu i coraz bardziej wkracza do twórczości. Ale nie dramatyzujmy, treści piosenek śpiewanych na ogniskach, choć dla pokoleń urodzonych w latach 60 czy 70 mogą wydawać się wręcz wulgarne, ale to nadal nic w porównaniu z twórczością głównego nurtu (moja "ulubiona" piosenka na kanale VIVA, gdzie pewna "piosenkarka" śpiewa niczym zapętlona w kółko, po niemiecku "masz najpiękniejszą d... na świecie". No cóż. Z drugiej strony zawsze mogą przełączyć na ambitniejszą VIVA2, czy MTV2. Mogę włączyć Radio Pin, albo Jazz Radio, gdzie taki poziom się nie pojawi. Nasze pokolenie wychowane u schyłku komunizmu, pamięta o wiele bardziej jednolite społeczeństwo, dzisiaj różnice są większe z roku na rok. Kanał na Youtube, czy na Myspace może założyć zespół zupełnie nieskich lotów jak i ten bardzo wysublimowany. Takie czasy.
A swoją drogą naprawdę nie było takich piosenek w "naszych" czasach? Coś nie chce mi się wierzyć. Może nie były puszczane w radiu, bo inny był dostęp do mediów, ale przecież "na ulicy brackiej jest ...... na kółkach", albo "na pustyni karakum, titum, titum, jest fabryka...." i różne inne hity. Zresztą nie będę cytował - "dr. Huckenbush", wystarczy poszukać w internecie. Może w "koncercie życzeń" tego nie puszczano, ale to nie znaczy że te kawałki nie powstawały.
"Haer": "Harctrix" często jest w głowach bardzo młodych instruktorów. Oni mają tylko dwa wzorce zabawy: harcerskie ognisko i typową młodzieżową imprezę z "plastikową"; muzyką i alkoholem. Chcąc uniknąć tego drugiego, pielęgnują dość skostniałą i infantylną formę pierwszego?
g00rek: No właśnie. Gdybym miał do wyboru rodzące się na przełomie dekad 80/90 dresiarstwo, albo "harcerską dolę radosnąąąą" to chyba strzeliłbym sobie w łeb :) Całe szczęście istniało wiele innych rozwiązań. I tak jeździłem na koncerty SDM, później Roberta Kasprzyckiego, uczyłem się namiętnie tych kawałków. Poezja śpiewana ma o wiele więcej finezji niż typowe "harco-polo" i rzeczywiście może wciągnąć. Mnie wciągnęło, choć wiele osób nie. Jednak obie rzeczywistości istniały równolegle, z jednej strony gdy jechałem do lasu, zakładałem "bojówki" i moją nieśmiertleną, wełnianą koszulę w zieloną kratkę - grałem i śpiewałęm SDM, z drugiej strony w mieście chodziłęm na normalne imprezy na których na pewno nie było takich klimatów. To taki dysonans który prędzej czy później zrodzi się w każdej harcerskiej głowie... Jak już pisałem - harctrix powinien być na tyle blisko świata rzeczywistego, aby nie być kojarzony z dziwakami, ale na tyle daleko, żeby być odskocznią od szarości życia codziennego... Zresztą żeglarze też mają swój "sailtrix", a turyści górscy "trekktrix" ;) Na tym polega magia robienia rzeczy które pozwalają ci zapomnieć o codzienności. Byle nie zapomnieć o niej zupełnie...
No cóż, zahaczyliśmy o wiele tematów i wyszedł "wywiad - rzeka". Ale trudno o nie nie zahaczać, w końcu to wszystko naczynia powiązane. A i temat lżejszy i przyjemniejszy od tych które zazwyczaj poruszam. Choć pewnie mógłbym gadać jeszcze godzinami... Do zobaczenia przy ognisku!
Do zobaczenia - dziękuje!
W imieniu "Haera" pytania zadawał Grzegorz Skrukwa
Luty 2009
PS: A co sądzicie o tych piosenkach ?
http://www.wrzuta.pl/audio/xWsUl8fVbl/jeden_swiat_jedno_przyrzeczenie
http://www.wrzuta.pl/audio/aYM7tLxmy6/
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Hm. Michał Górecki: Przede wszystkim musimy uściślić pojęcie "piosenka harcerska". Ja widzę co najmniej jej dwie definicje. Pierwsza jest dość szeroka - to ogół piosenek śpiewanych przy ogniskach harcerskich i na wszelkich tego typu imprezach. Klasyfikacja tychże pokrywa się w dużej mierze z rozdziałami większości śpiewników. I tak będą to: piosenki obrzędowe i wzniosłe, piosenki turystyczne, poezja śpiewana, szanty, polski rock i... właśnie piosenki harcerskie (oraz jeszcze kilka kategorii, o tym później).
I to jest drugie znaczenie "piosenek harcerskich". To kategoria piosenek napisanych specjalnie dla harcerzy, przez harcerzy. Traktują one często o tematyce czysto harcerskiej - o obozach, wędrówce, jest w nich sporo opisów przyrody. Są prostsze od poezji śpiewanej, bardziej "leśne" od rocka i mniej rubaszne od szant. Teoretycznie powinny trafiać do każdego harcerza, ale... No właśnie: "ale". Dla wielu z nich są po prostu zbyt proste, nawet prymitywne czy kiczowate. Rzeczywiście zazwyczaj nie są to najwyższe loty artystyczne, choć gęstości dziwnych sformułowań nie powstydziłby się niejeden hip hopowiec ("w szmaragdowych dziąsłach zbocza / zębów skał matowy topaz / w szybach słońca wyprzeźroczał / wąż samotnik i skotopaz"). Tak więc może nastąpił kryzys piosenek tego typu właśnie dlatego, że się zmieniliśmy? Czy nie śmieszy nas swoją naiwnością kicz lat 80-tych? Czy nie rozśmiesza nas naiwność filmów z tego okresu? Czy nie zastanawiamy się jak normalni zdrowi faceci mogli kiedyś śpiewać "Piosenkę o zajączku"? :)
Choć tu muszę powiedzieć, że wszystko zależy od środowiska. Kiedyś postawiłem teorię, że nurty w harcerstwie które kiedyś opisałem (później nazwane trójkątem Klepacza ;) ) pokrywają się trochę ze śpiewanymi w środowisku piosenkami. Oczywiście pisałem to trochę z przymrużeniem oka, ale rzeczywiście w środowiskach mających silne związki z KIHAMem, ZHRem i tego typu klimatami pojawiało się dość dużo Kaczmarskiego i tego typu "wojowniczych" piosenek. W innych środowiskach (np w moim i mi bliskich) było bardzo dużo poezji śpiewanej - SDMu, WGB, później Roberta Kasprzyckiego, a także polskiego rocka. A w środowiskach gdzie prym wiedli wiekowi druhowie śpiewano właśnie różne "oldskule", czy "harco-polo" jak to nazywali moi harcerze - czyli hity w stylu "Jak dobrze nam", czy "Harcerska dola radosna". Oczywiście na to przyporządkowanie patrzmy z przymrużeniem oka, ale rzeczywiście w różnych środowiskach istniały zawsze różne mody na klimaty muzyczne.
Rozgadałem się, ale odbiegłem trochę od tematu. Czemu takie piosenki nie powstają? Myślę że ma to trochę związek z rozwojem (a raczej "zwojem"!) harcerstwa. Gdy były nas "miljony" istniało po prostu o wiele więcej harcerskich "bardów". Może i piosenka gitarowa - akustyczna była bardziej popularna w społeczeństwie? Trudno mi to powiedzieć. Czasy które ja dobrze pamiętam (przełom lat 80 i 90) to już czasy w których tego typu granie zwane było "harcerskim", choć częste było także w schroniskach. Piosenki stricte harcerskie starej (wówczas) daty, czyli właśnie "Harcerska dola", "Jak dobrze nam" były raczej w odwrocie, ale dobrze się miały takie kanony jak "Ostrężyny", "Bieszczady", czy "Bieszczadzki trakt".
Trwała już trochę moda na WGB, triumfy zaczynał święcić SDM, który zwładnął harcerską piosenką na całe lata... Wiesz, im bardziej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się, że nie da się chyba oddzielić harcerskiej piosenki od innych okolicznych gatunków.
"Haer": Ale także importy z tych okolicznych gatunków stoją w miejscu. Na ogniskach harcerskich najczęściej chyba śpiewane są szanty albo piosenki z kręgu WGB, SDM, jakieś cienie Stachury - tzw. "Krainy Łagodności" - czyli repertuar gdzieś tak w najlepszym razie z początku lat 90-tych. Na pewno może być uważany za swój przez ludzi którzy wtedy jeździli na obozy, przenosili na obozy harcerskie te piosenki przyniesione z festiwalów szantowych, z żeglarstwa, czy z koncertów "Starego Dobrego Małżeństwa". Ale dziś to pokolenie ma około trzydziestki lub więcej. Czy dzisiejsi harcerze i wędrownicy rzeczywiście identyfikują się z tymi klimatami? Czy ta estetyka im odpowiada?....
g00rek: No właśnie - rzeczywiście Kraina Łagodności, to chyba fala która przyszła po klasycznej piosence harcersko-turystycznej. Rzeczywiście przez długi czas święciła ona triumfy, ale chyba w pewnych kręgach nadal święci... Tu akurat nie byłbym pesymistą - na Rajdzie Świętokrzyskim na który jeżdżę nieprzerwanie od 10 lat, piosenki te nadal są znane i śpiewane... Zmieniają się zespoły, pojawiają się nowe hity takie jak "Lubię mówić z tobą", czy "Górniczo hutnicza orkiestra dęta", a stare umierają, choć niektóre takie jak "Czarny blues o czwartej nad ranem", czy "Jest już za późno" będą chyba nieśmiertelne...
A może jeszcze inaczej? Jeśli spojrzymy na piosenki pod kątem łatwości nauki gry na gitarze i śpiewania to właśnie piosenki stricte harcerskie! Cztery chwyty, łatwe teksty, żadnych skomplikowanych rytmów. To co w ogólnie jest wadą - prostota rodem z disco-polo, jest w tym kontekście zaletą. C A d G, prosty rytm, zwykłe bicie i naprzód!
Więc może tak jak dla zuchów ważne są pląsy i łatwe piosenki z "pokazywaniem", tak jak dla harcerek starszych przeżywających swoje pierwsze miłości ważne są piosenki Starego Dobrego Małżeństwa o miłości tak dla młodych harcerzy i harcerek w sam raz są piosenki harcerskie? Te stricte harcerskie, na których mogą nauczyć się śpiewać i grać na gitarze?
"Haer": Otóż to! obecnie chyba przede wszystkim brakuje dobrego repertuaru adresowanego do ludzi w wieku 10-15 lat. Piosenki które się śpiewa w harcerstwie często są przyswajalne dopiero dla starszego odbiorcy, tak od 16 lat w górę, dla wędrowników. Dla harcerzy są zbyt przepoetyzowane, za dużo mają metafor i innych środków poetyckich, które nie są zrozumiałe dla 13-latka. On śpiewa, bo śpiewają starsi, ale treści nie rozumie...
g00rek: To akurat prawda. Ale czemu nikt ich nie tworzy? Po pierwsze - jak wspomniałem, w mniejszej organizacji jest mniej "bardów" - tak jak w Chinach, czy USA jest więcej olimpijczyków... Po drugie - myślę sobie, że w latach 70-tych harctrix był po prostu silniejszy. Co by nie mówić, jeśli w hufcu mamy zdrowo ponad tysiąc osób, to właściwie można mieć tylko harcerskich znajomych. Nie mówiąc już o prawdziwie "harcerskich miasteczkach" typu Perkoz, czy Załęcze. A w lecie? Wystarczyło pojechać w Bieszczady i całymi dniami widywac prawie tylko harcerzy. Takie przesiąknięcie harcerskim klimatem powodowało, że zaczynało się myśleć w ten sposób, na pewien czas harcerstwo stawało się głównym punktem odniesienia. Myślę, że w takich właśnie warunkach powstawała większość harcerskich szlagierów.
"Haer": Dawne (przedwojenne, klasyczne) piosenki harcerskie typu "Płonie ognisko i szumią knieje" czy "Jak dobrze nam" były o wiele łatwiejsze do zaśpiewania, niż większość piosenek współczesnych. Stosunkowo prosta melodia dostosowana do śpiewania zbiorowego, bez akompaniamentu. Słowa też były znacznie mniej pretensjonalne. Czy nie należałoby do tego wrócić?
g00rek: O tym już mówiłem - zarówno te przedwojenne, jak i te późniejsze klasyczne hity harcerskie są dość łatwe do grania i śpiewania. Ale to co jest atutem w przypadku nauki, jest też elementem powodującym, że piosenka wydaje się prosta, wręcz kiczowata i prymitywna. Na tym polega niechęć do disco polo okazywana przez większość wykształconych osób - jest zbyt proste, wręcz siermiężne. Choć skoro wspomniałeś o śpiewaniu zbiorowym - to rzeczywiście ta forma chyba rzeczywiście umiera. Dzisiejsza wycieczka w góry to dziesiątki mp3ek w uszach, a nie zbiorowy śpiew podczas marszu. To rzeczywiście umiera. Choć w moich harcerskich czasach mp3ek jeszcze nie było, a zbiorowe śpiewanie podczas marszu już było trochę sztuczne i autoironiczne. A czy wrócić? Na siłę do tego nie wrócimy, niestety. I nie wiem czy miałoby to sens. Ja chciałbym po prostu aby harcerze w ogóle śpiewali więcej piosenek, ćwiczyli granie na instrumentach - nie tylko gitarze. Niech to będzie flet, drumla, harmonijka ustna, czy inne polowe instrumenty... Ale do tego potrzebny jest pewien klimat, pewna siła harcerstwa, która nie wytworzy się w organizacji 10, czy 20- tysięcznej...
"Haer": Może powinniśmy zacząć rapować? Melorecytować jak ziomale? Przecież w końcu to jest dzisiejsza poetyka współczesnej młodzieży. Może się nie podobać 30- i 40-latkom, ale co z tego? Pamiętam kiedyś w końcu lat 90-tych byłem na Rajdzie Piastowskim, był na nim festiwal piosenki, jedna z drużyn wystąpiła z samodzielnie ułożonym hiphopowym utworem o codziennej życiowej tematyce - utwór miał przesłanie "nie zażywaj narkotyków". I dostali... najmniej punktów "bo to nie była piosenka harcerska ani turystyczna!". Chyba sędziowie popełnili wtedy gruby błąd...
g00rek: Piosenki hiphopowe pojawiają się na festiwalach harcerskich od pewnego czasu, choć zazwyczaj hiphopowa jest tylko warstwa akustyczno-muzyczna, często to przerabiane piosenki harcerskie. Ale na miejscu jurorów bardziej bym się otworzył...
Z tą poetyką tez bym nie przesadzał. Przecież w okolicach upadku komunizmu triumfy święcił McHammer, zaraz później nastąpiła eksplozja dance'u. Heavy metal ciągle był słuchany, nie mówiąc już o popularności muzyki elektronicznej (analogowej) w stylu Jean Michael Jarre, czy Vangelis... Ale to biegło swoim torem.
Całość nie polega chyba na tym co dzieje się w głównym nurcie popkultury. Harcerstwo zawsze było trochę "z boku" i trochę poza głównym nurtem... Widzę tutaj dwa czynniki:
Po pierwsze - równowaga pomiędzy "harctrixem" a "mainstreamem", czyli głównym nurtem o którym napisałem. Harcerstwo potrzebuje moim zdaniem bycia trochę "off", po to by mogło istnieć. W tej OFFowości jest trochę jego siła, młodzi ludzie szukający własnego JA, rozpoczynający okres buntu często własnie w harcerstwie go odnajdują. Mnie bardzo podobało się to, że chodzę w trekach, podczas gdy większość kolegów nosi adidasy i to że słucham poezji śpiewanej - zupełnie niepopularnej. Czy ktoś z was widział teledysk Starego Dobrego Małżeństwa w telewizji? (OK - ja widziałem, ale chyba raz, zresztą istnieją chyba tylko dwa). Harcerstwo nie może być zbyt mainstreamowe, bo stanie się zwykłe i mało magiczne Ale nie może też zbytnio od głównego nurtu odbiec - wtedy stanie się synonimem dziwactwa (i chyba do tego bieguna nam niestety bliżej). To też będzie zależało od tego jaką organizacją będziemy, a w dalszej kolejności zahacza o temat dylematów programowych - ale to nie miejsce i nie temat na tą dyskusję.
A po drugie to w dużej mierze kwestia otoczenia. Ale nie hiphopowego mainstreamu. Dla mnie najbliższe otoczenie to turyści. Spójrzmy na środowisko żeglarzy i piechurów. Niestety dzisiaj zarówno na Mazurach, na łódce, jak i w górach , w schronisku, gitara nie jest czymś zupełnie normalnym. Wraz ze zmniejszeniem się elitarności żeglarstwa jak i turystyki górskiej zwiększa się ich mainstreamowość - zanika gdzieś etos żeglarza, a co za tym idzie kultura szant i piosenek żeglarskich. Zanika tez etos turysty górskiego, a wraz z nim piosenka turystyczna...
"Haer": A czy w ogóle klasyczne ognisko harcerskie, albo raczej jego taka dość ortodoksyjnie pielęgnowana w niektórych środowiskach forma, nie jest przestarzałe, nienaturalne? Wszyscy mają siedzieć w równym kółeczku, nie wolno pokładać się ani wyciągnąć prosto nóg (a przecież fizjologia się tego domaga), niewyobrażalne jest żeby np. na tym samym ogniu piec ziemniaki czy kiełbasy itd. ?....
g00rek: Ognisko to pewnego rodzaju tabu, ale nie oszukujmy się, mamy ich przecież pełno. Ja mam ambiwalentne odczucia. Kiedyś bardzo chciałem te formy naruszyć, uaktualnić, rozkruszyć. Ich sztywność zawsze działała mi na nerwy. Później zorientowałem się, że niszcząc to możemy wylać dziecko z kąpielą, naruszyć elementy, które stanowią o magii harcerstwa. To dziwne, bo każdy podchodzi do tego osobiście. Część z was mnie zna - jestem dość nowoczesny w podejściu do wielu harcerskich spraw, ale nigdy nie wrzuciłbym papieru do ogniska... Ale dla wielu osób i tak jestem obrazoburcą - nie rozróżniam ognisk na "harcerskie" i "zabawowe" jak niektórzy, nie uznaję presji rozpalania ogniska jedna zapałką (co za bzdura, kiedy się nie uda wini się osobę rozpalającą, a zazwyczaj ognisko układa kto inny!) i tak dalej. to chyba dość trudna decyzja i chyba nie jestem w stanie jej podjąć. Bo jeśli nawet okroilibyśmy harcerstwo ze wszystkiego to chyba ognisko byłoby na samym końcu... Stanowi pewien element magii a nie zapominajmy że harcerstwo jest także dla zuchów czy "harcerzy młodszych" - dla nich ta magia jest bardzo ważna... A magia potrzebuje rytuałów. A ognisko to pewien rytuał. Zresztą opierający się na ogniu - rytuał stary jak ogień!
Tak więc kiełbasa, czy ziemniak zabije jednak magię, zabije ją nasikanie do ogniska, dorzucenie papieru, czy puszczenie muzyki z magnetofonu. A harcerstwo bez tej leśnej magii będzie... No cóż będzie zupełnie inne. Może mogłoby istnieć, ale ja jako stary puszczanin zupełnie sobie tego nie wyobrażam. To chyba ten element odróżniający nas od innych organizacji. Ale chyba schodzimy z tematu piosenek :) Powiem tylko na koniec, że jak zwykle potrzebny jest złoty środek. Istnieje wiele głupich "tradycji" takich jak stanie na baczność przy "piosence od krzyża", czy konieczność stania na baczność proporcowego z proporcem (przez całe ognisko). Nieprostowanie nóg też jest mało naturalne i zbędne. Ale jak to uregulować? Nie wiem! Duża część drużynowych tworzy po prostu rytuały na siłę...
"Haer": Właśnie, można obawiać się, że poluzowanie tych "ortodoksyjnych" rygorów, odejście od "klasycznego harcerskiego stylu zabawy" doprowadzi do tego, że wkradnie się kicz i żenada ("gorszy styl imprezowania wypiera lepszy"). Np. mam dość mieszane odczucia jak słyszę harcerzy śpiewających o "Andzi" (wiadomo że to nie o żadną Annę chodzi), czy o Agnieszce i o tym że "kochali się długo w męskiej ubikacji". Dlaczego nie potrafimy znaleźć złotego środka pod względem stylu zabawy?
g00rek: Trudno nam to Grzegorzu oceniać. W końcu stajemy się powoli "próchnem" ;)) Ja zawsze przywołują pamięć mojej ś.p. prababci Czesławy, urodzonej w XIX wieku, która nie trawiła "jeansów i bigbeatu". Kochałem ją, ale żeby nie nosić jeansów? O nie. Każde pokolenie wybiera własną drogę. Dla mnie powiedzenie "cholera" jest czymś normalnym. Dla mojej babci - nie. Mama akceptuje "cholerę" ale nie trawi określenia "zajebisty". Ono jednak dziś powoli staje się częścią zwykłej mowy, to mocne określenie, ale nie przekleństwo jako takie...
Większość osób ma skłonność do krytykowania następnych pokoleń. Tak było zawsze. Czy treści śpiewane teraz są bardziej wulgarne? Trudno nam to ocenić... Owszem, świat się wulgaryzuje. Nie wiem czy to sinusoida, czy równia pochyła, ale rzeczywiście jest więcej przekleństw i w telewizji, i w innych mediach - dzisiaj każdy może tworzyć treści! A seks - no cóż seks jest coraz mniej tematem tabu i coraz bardziej wkracza do twórczości. Ale nie dramatyzujmy, treści piosenek śpiewanych na ogniskach, choć dla pokoleń urodzonych w latach 60 czy 70 mogą wydawać się wręcz wulgarne, ale to nadal nic w porównaniu z twórczością głównego nurtu (moja "ulubiona" piosenka na kanale VIVA, gdzie pewna "piosenkarka" śpiewa niczym zapętlona w kółko, po niemiecku "masz najpiękniejszą d... na świecie". No cóż. Z drugiej strony zawsze mogą przełączyć na ambitniejszą VIVA2, czy MTV2. Mogę włączyć Radio Pin, albo Jazz Radio, gdzie taki poziom się nie pojawi. Nasze pokolenie wychowane u schyłku komunizmu, pamięta o wiele bardziej jednolite społeczeństwo, dzisiaj różnice są większe z roku na rok. Kanał na Youtube, czy na Myspace może założyć zespół zupełnie nieskich lotów jak i ten bardzo wysublimowany. Takie czasy.
A swoją drogą naprawdę nie było takich piosenek w "naszych" czasach? Coś nie chce mi się wierzyć. Może nie były puszczane w radiu, bo inny był dostęp do mediów, ale przecież "na ulicy brackiej jest ...... na kółkach", albo "na pustyni karakum, titum, titum, jest fabryka...." i różne inne hity. Zresztą nie będę cytował - "dr. Huckenbush", wystarczy poszukać w internecie. Może w "koncercie życzeń" tego nie puszczano, ale to nie znaczy że te kawałki nie powstawały.
"Haer": "Harctrix" często jest w głowach bardzo młodych instruktorów. Oni mają tylko dwa wzorce zabawy: harcerskie ognisko i typową młodzieżową imprezę z "plastikową"; muzyką i alkoholem. Chcąc uniknąć tego drugiego, pielęgnują dość skostniałą i infantylną formę pierwszego?
g00rek: No właśnie. Gdybym miał do wyboru rodzące się na przełomie dekad 80/90 dresiarstwo, albo "harcerską dolę radosnąąąą" to chyba strzeliłbym sobie w łeb :) Całe szczęście istniało wiele innych rozwiązań. I tak jeździłem na koncerty SDM, później Roberta Kasprzyckiego, uczyłem się namiętnie tych kawałków. Poezja śpiewana ma o wiele więcej finezji niż typowe "harco-polo" i rzeczywiście może wciągnąć. Mnie wciągnęło, choć wiele osób nie. Jednak obie rzeczywistości istniały równolegle, z jednej strony gdy jechałem do lasu, zakładałem "bojówki" i moją nieśmiertleną, wełnianą koszulę w zieloną kratkę - grałem i śpiewałęm SDM, z drugiej strony w mieście chodziłęm na normalne imprezy na których na pewno nie było takich klimatów. To taki dysonans który prędzej czy później zrodzi się w każdej harcerskiej głowie... Jak już pisałem - harctrix powinien być na tyle blisko świata rzeczywistego, aby nie być kojarzony z dziwakami, ale na tyle daleko, żeby być odskocznią od szarości życia codziennego... Zresztą żeglarze też mają swój "sailtrix", a turyści górscy "trekktrix" ;) Na tym polega magia robienia rzeczy które pozwalają ci zapomnieć o codzienności. Byle nie zapomnieć o niej zupełnie...
No cóż, zahaczyliśmy o wiele tematów i wyszedł "wywiad - rzeka". Ale trudno o nie nie zahaczać, w końcu to wszystko naczynia powiązane. A i temat lżejszy i przyjemniejszy od tych które zazwyczaj poruszam. Choć pewnie mógłbym gadać jeszcze godzinami... Do zobaczenia przy ognisku!
Do zobaczenia - dziękuje!
W imieniu "Haera" pytania zadawał Grzegorz Skrukwa
Luty 2009
PS: A co sądzicie o tych piosenkach ?
http://www.wrzuta.pl/audio/xWsUl8fVbl/jeden_swiat_jedno_przyrzeczenie
http://www.wrzuta.pl/audio/aYM7tLxmy6/
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Chyba popełnię tekst uzupełniający (bo absolutnie nie polemiczny - g00rek ma rację) opisujący to zjawisko tak, jak je widziała moja mama, nauczyciel muzyki, kompozytorka i instruktorka ZHP.
Jak najbardziej!
Rany to chyba najdłuższy wywiad czy artykuł w moim wykonaniu. Ale dlatego że temat mi bliski i w sumie nigdy na niego nie pisałem A co do piosenek - pierwsza trochę trąci harco polo, ale fajnie wykonana i daje radę. Druga - wypas, absolutny wypas. Jak kawałem zagrany przez niszowy rockowy akustyczny zespół Proste do bólu, fajne do bólu. Bardzo lubię!
Druga chwyta. Pierwsza też, ale mam uraz do haseł z cyklu jedno coś.
Każdemu się kojarzy jak się kojarzy Mi JEDEN kojarzy się z Dumas hehe
Nie no, wiem, że to poniekąd moja schiza. Ale nic nie poradzę. Mam alergię na wszelkie jedności, za to uwielbiam wspólnoty.
A czemu JEDEN=Dumas?
No, przecież "jeden za wszystkich - wszyscy za jednego!" to zawołanie jego muszkieterów. Tych trzech, co ich było czterech.
MaciekP: no rzeczywiście można mieć skojarzenia: "Jedna prawda"...brrr