Nawigacja
Grzegorz Skrukwa: Obóz na stanicy: antyobóz, mniejsze zło czy normalność?
- Drukuj
- 20 kwi 2009
- O Metodzie
- 4076 czytań
- 0 komentarzy
Są środowiska harcerskie w ZHP które "od zawsze" urządzają obozy samodzielne, tj. w lesie, na surowym korzeniu, z pełną pionierką i nigdy nie "zhańbiły się" obozem na stanicy (na bazie), a taki obóz wydaje się instruktorom z tych środowisk w ogóle antyobozem..
Są też środowiska i jest ich raczej większość, które od zawsze obozują na stanicach i sobie to chwalą. Stosunkowo najmniej chyba jest tych środowisk, które w ostatnim czasie spróbowały jednego i drugiego.
Obóz na stanicy można zresztą zorganizować na dwa sposoby:
A) środowisko wynajmuje całą bazę i samo zajmuje się gotowaniem, opieką higieniczną, zaopatrzeniem itd. W tym wariancie istnieje pewien zespół wyzwań natury logistycznej, choć bardziej dla kadry instruktorskiej niż dla harcerzy. B) środowisko tylko wynajmuje"usługi hotelarsko-gastronomiczne, tj. kuchnia, pielęgniarka i ratownik są zapewniani przez gospodarza stanicy, a środowisko przyjeżdżające zajmuje się tylko sprawami transportowymi i programem.
Czy obóz na stanicy jest gorszym obozem, czy w ogóle jest obozem harcerskim czy już tylko kolonią? Można znaleźć wiele argumentów za oceną negatywną. Na pewno obóz na stanicy w małym lub żadnym stopniu angażuje harcerzy w przygotowania kwatermistrzowskie. Przyjazd na gotowe i stosunkowo mały zakres czynności gospodarczych w trakcie obozu powodują, że taki obóz jest niewielkim wyzwaniem. Nie jest szkołą wspólnego pokonywania trudności, a zwykłymi wakacjami, choć w warunkach nieco bardziej spartańskich niż "cywilne" kolonie. O tym pisało już wielu, także w tym numerze "Haera" i nie trzeba chyba tego szerzej rozwijać.
Jest jednak wiele dalszych spraw drobnych, wynikających z samej logiki obozowania na bazie, które również powinny być nie w smak każdemu dobremu instruktorowi.
Na samodzielnym obozie drużyny czy szczepu plan dnia można traktować dość elastycznie. Robimy przed południem dłuższe zajęcia w dalszym terenie - OK, obiad może być pół godziny później. Chcemy wcześniej zacząć ognisko - OK, kolacja może być pół godziny wcześniej. W nocy była gra, wszyscy są niewyspani - OK, śpimy godzinę dłużej. Na stanicy na takie rzeczy nie ma miejsca: godziny posiłków to rzecz najświętsza. Jeśli na bazie jest kilka podobozów, to w efekcie godziny posiłków są często idiotyczne, jak w reżimie sanatoryjnym czy Funduszu Wczasów Pracowniczych: obiady o 13.30 itp.
Podobnych problemów nastręczają inne sprawy logistyczne: godziny mycia, godziny korzystania z kąpieliska i opieki ratownika itd. Na ogół są sztywne i mało dogodne.
Baza ma skłonność do obrastania kadrą pomocniczą o mało harcerskim obliczu: kucharze, podkucharze, zaopatrzeniowcy, kierowcy, ich rodziny oraz krewni i znajomi królika. Często niestety czują się najważniejsi, a ich styl zachowania nieraz mocno odbiega od harcerskiego.
Co najbardziej znamienne, baza niestety wytwarza sybaryckie nawyki nawet u zahartowanych instruktorów. Ten sam instruktor, którego na obozie samodzielnym w pełni kontentuje mycie się w miednicy z wodą podgrzaną w parowniku (i to nie codziennie), na bazie będzie narzekał że jest za mało pryszniców, a ciepła woda w nich leci za krótko!
Czy stanice są więc złem absolutnym i trzeba potępiać tych co na nie jeżdżą? Oczywiście nie!
Są drużyny które mimo że obozują tylko na bazach, są świetne pod względem wychowawczym. A z drugiej strony na obozach samodzielnych (leśnych) też zdarzają się patologie, w tym łamanie 10 punktu Prawa. Czasem samodzielny obóz z ambitną pionierką wykonaną przez paru starych wyjadaczy tylko maskuje słabiznę działania drużyny przez cały rok.
Wiele środowisk nie ma możliwości zorganizowania obozu samodzielnego, gdyż zwyczajnie nie ma sprzętu, nie ma kadry i nie ma doświadczenia. Stanice są i zapewne jeszcze długo będą częścią rzeczywistości ZHP. Są balastem po latach 70-tych. Gdyby to ode mnie zależało, zburzyłbym wszystkie budynki, i przekształcił bazy w stałe miejsca obozowe. Ale nie mam takiej mocy, więc mogę tylko radzić: róbcie tak, by obozy na stanicach jak najbardziej miały charakter obozu harcerskiego. Wybierajcie stanice znane z dobrej zdrowej atmosfery i sami taką atmosferę wymuszajcie - starajcie się żeby nie było tam pani kucharki z papierosem w kącie ust i pana kierowcy, który po pracy relaksuje się piwem w puszce. Starajcie się, żeby na stanicy było jak najwięcej elementów pionierki. Kuchni polowej się nie zbuduje, ale prycze i półki na ogół można. Organizujcie jak najwięcej wyjść poza teren stanicy, wycieczek całodniowych i dwudniowych z noclegiem w terenie. A przede wszystkim zawsze pamiętajcie o metodzie harcerskiej.
phm. Grzegorz Skrukwa
11 PDH "Tajga" im. M. Grażyńskiego
Poznań-Nowe Miasto
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Są też środowiska i jest ich raczej większość, które od zawsze obozują na stanicach i sobie to chwalą. Stosunkowo najmniej chyba jest tych środowisk, które w ostatnim czasie spróbowały jednego i drugiego.
Obóz na stanicy można zresztą zorganizować na dwa sposoby:
A) środowisko wynajmuje całą bazę i samo zajmuje się gotowaniem, opieką higieniczną, zaopatrzeniem itd. W tym wariancie istnieje pewien zespół wyzwań natury logistycznej, choć bardziej dla kadry instruktorskiej niż dla harcerzy. B) środowisko tylko wynajmuje"usługi hotelarsko-gastronomiczne, tj. kuchnia, pielęgniarka i ratownik są zapewniani przez gospodarza stanicy, a środowisko przyjeżdżające zajmuje się tylko sprawami transportowymi i programem.
Czy obóz na stanicy jest gorszym obozem, czy w ogóle jest obozem harcerskim czy już tylko kolonią? Można znaleźć wiele argumentów za oceną negatywną. Na pewno obóz na stanicy w małym lub żadnym stopniu angażuje harcerzy w przygotowania kwatermistrzowskie. Przyjazd na gotowe i stosunkowo mały zakres czynności gospodarczych w trakcie obozu powodują, że taki obóz jest niewielkim wyzwaniem. Nie jest szkołą wspólnego pokonywania trudności, a zwykłymi wakacjami, choć w warunkach nieco bardziej spartańskich niż "cywilne" kolonie. O tym pisało już wielu, także w tym numerze "Haera" i nie trzeba chyba tego szerzej rozwijać.
Jest jednak wiele dalszych spraw drobnych, wynikających z samej logiki obozowania na bazie, które również powinny być nie w smak każdemu dobremu instruktorowi.
Na samodzielnym obozie drużyny czy szczepu plan dnia można traktować dość elastycznie. Robimy przed południem dłuższe zajęcia w dalszym terenie - OK, obiad może być pół godziny później. Chcemy wcześniej zacząć ognisko - OK, kolacja może być pół godziny wcześniej. W nocy była gra, wszyscy są niewyspani - OK, śpimy godzinę dłużej. Na stanicy na takie rzeczy nie ma miejsca: godziny posiłków to rzecz najświętsza. Jeśli na bazie jest kilka podobozów, to w efekcie godziny posiłków są często idiotyczne, jak w reżimie sanatoryjnym czy Funduszu Wczasów Pracowniczych: obiady o 13.30 itp.
Podobnych problemów nastręczają inne sprawy logistyczne: godziny mycia, godziny korzystania z kąpieliska i opieki ratownika itd. Na ogół są sztywne i mało dogodne.
Baza ma skłonność do obrastania kadrą pomocniczą o mało harcerskim obliczu: kucharze, podkucharze, zaopatrzeniowcy, kierowcy, ich rodziny oraz krewni i znajomi królika. Często niestety czują się najważniejsi, a ich styl zachowania nieraz mocno odbiega od harcerskiego.
Co najbardziej znamienne, baza niestety wytwarza sybaryckie nawyki nawet u zahartowanych instruktorów. Ten sam instruktor, którego na obozie samodzielnym w pełni kontentuje mycie się w miednicy z wodą podgrzaną w parowniku (i to nie codziennie), na bazie będzie narzekał że jest za mało pryszniców, a ciepła woda w nich leci za krótko!
Czy stanice są więc złem absolutnym i trzeba potępiać tych co na nie jeżdżą? Oczywiście nie!
Są drużyny które mimo że obozują tylko na bazach, są świetne pod względem wychowawczym. A z drugiej strony na obozach samodzielnych (leśnych) też zdarzają się patologie, w tym łamanie 10 punktu Prawa. Czasem samodzielny obóz z ambitną pionierką wykonaną przez paru starych wyjadaczy tylko maskuje słabiznę działania drużyny przez cały rok.
Wiele środowisk nie ma możliwości zorganizowania obozu samodzielnego, gdyż zwyczajnie nie ma sprzętu, nie ma kadry i nie ma doświadczenia. Stanice są i zapewne jeszcze długo będą częścią rzeczywistości ZHP. Są balastem po latach 70-tych. Gdyby to ode mnie zależało, zburzyłbym wszystkie budynki, i przekształcił bazy w stałe miejsca obozowe. Ale nie mam takiej mocy, więc mogę tylko radzić: róbcie tak, by obozy na stanicach jak najbardziej miały charakter obozu harcerskiego. Wybierajcie stanice znane z dobrej zdrowej atmosfery i sami taką atmosferę wymuszajcie - starajcie się żeby nie było tam pani kucharki z papierosem w kącie ust i pana kierowcy, który po pracy relaksuje się piwem w puszce. Starajcie się, żeby na stanicy było jak najwięcej elementów pionierki. Kuchni polowej się nie zbuduje, ale prycze i półki na ogół można. Organizujcie jak najwięcej wyjść poza teren stanicy, wycieczek całodniowych i dwudniowych z noclegiem w terenie. A przede wszystkim zawsze pamiętajcie o metodzie harcerskiej.
phm. Grzegorz Skrukwa
11 PDH "Tajga" im. M. Grażyńskiego
Poznań-Nowe Miasto
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.