- Drukuj
- 16 cze 2009
- Gromadki Antka Cwaniaka
- 4435 czytań
- 0 komentarzy
"Całe nauczanie i wychowanie
nie warte byłoby złamanego szeląga,
gdyby przez nie traciło się odwagę i radość."
No właśnie, czy na pewno inna ? Inna niż co? Obowiązująca metodyka zuchowa ? A może raczej inna niż praktyka stosowana w zdecydowanej większości Gromad Zuchowych.
No właśnie, chyba tu tkwi różnica. Nasze zuchy ... To Zuchy po prostu. Żadne zuszki, misiaczki, misiunie. To po prostu Zuchy. Trudno mi powiedzieć dlaczego niespecjalnie chętnie bawią się w kolejarza, listonosza itd. Ich sercom i marzeniom są bliscy Harry, Aragorn, Gimli (syn Gloina), Anakin, Yoda czy Ben10 a bycie członkiem SG1 to naprawdę zaszczyt. I nie ma zlituj się. W ich przypadku zabawy muszą odwoływać się do tych właśnie postaci.
Wiem, że jeden przykład praktyczny jest warty więcej niż całe tomy teorii a więc... Postaram się opisać dobry dzień na zuchowym biwaku (Może być realizowany również podczas NAL) Żeby było ciekawiej to będzie on bazował na klasyce. Tej najlepszej, która powinna być kanonem dla każdego wodza zuchowego. A więc zaczynamy wycieczkę w czasie i przestrzeni... Zapraszam.
... Uwaga SG-12 sprawdzi planetę x64L42. Zalecam wysoką ostrożność. Dron którego wysłaliśmy nadaje sygnał wizyjny jednak nie reaguje na nasze polecenia. Macie sprawdzić co się tam dzieje... Zespół SG-12 po przejściu przez wrota. Meldować swoją obecność... Eeee szefie chyba radio nie działa. No tak, dziwne. Nie działają żadne czujniki ani przyrządy. Może na tej planecie jest jakieś pole powodujące, że elektronika nie działa.
No cóż trudno. Musimy tu jakoś przetrwać aż przyleci po nas Odyseja. Sprawdzić teren. Znaleźć jakieś miejsce do przenocowania. Zuchy udają się na zwiad okolicy. Po 15 minutach... Szefie znaleźliśmy coś dziwnego, musi to szef zobaczyć.
Po powrocie wszystkich zuchów wspólnie udajemy się na polankę niedaleko miejsca rozpoczęcia zajęć. Na polance obok małego ogniska siedzą wędrowniczki przebrane za ludzi pierwotnych :) A więc - Nawiązano kontakt. Tubylczynie okazują się baaardzo uparte. Nie będą z nami rozmawiać tak długo aż będziemy mieli wszyscy "normalne" imiona i nie będziemy się "normalnie" zachowywać. No cóż, to misja badawcza więc musimy zachowywać się tak jak wymaga tego sytuacja.
Następuje więc ceremonia nadania imion: - Czy jest między nami Gruby Mamut? Pyta uroczystym głosem Szef. Jest ! odpowiada nie mniej uroczyście Bartek (w końcu to wszystko musi wyglądać poważnie by tubylczynie to zaakceptowały), Gruby Mamucie! Wstań z siedzenia swego, podejdź do ogniska i na tych płatach kory wyryj kością wizerunek mamuta, który żył kiedyś na naszej Ziemi.
Gdy Bartek szedł wyryć ładniutkiego i srogiego mamuta szef pytał dalej. Czy jest między nami Srogi Lew? Jest! Srogi Lwie! Wstań z siedzenia swego, podejdź do ogniska i na tych płatach kory wyryj kością wizerunek Lwa, który nieustanie budzi lęk wśród innych zwierząt na naszej Ziemi.
I tak dalej dzieci były wywoływane do narysowania zwierzęcia którego imieniem będą nazywane podczas zbiórki. Oczywiście rysowały już wcześniej różne rzeczy ale teraz, w obecności tubylczyń, przy wesoło trzaskającym ogniu na tajemniczej polanie w lesie to zupełnie co innego.
Więc głowy przechylają się na boki ze skupienia a wysunięte odruchowo języki niespokojnie kręciły się w różne strony grożąc przygryzieniem przez zęby. Tubylczynie w tym czasie wymieniały między sobą jakieś uwagi i mieszały w kociołku, z którego wydobywały się coraz fajniejsze zapachy.
Po obrzędzie nadania imion przyszedł czas na to co prawdziwe zuchy lubią najbardziej. Polowanie... Ale zanim wyruszymy na polowanie trzeba się do niego przygotować a więc pierwsza będzie umiejętność skradania się.
Znacie wszyscy ten rodzaj treningu myśliwych. Nazywa się: "Raz dwa trzy... Wielki Mamut patrzy" Po pół godzinie intensywnego treningu każdy mały łowca już potrafi świetnie się skradać i maskować. Wracamy więc do ogniska w celu napicia się specjalnego "soku ziemi" dzięki któremu możemy długo i zdrowo żyć. (Może to zaskakujące ale najlepiej w tej roli wypada mineralna z "Biedronki" po 1,69 zł za 5 litrów ;) )
Teraz przyszedł czas potrenować strzelanie. Strzelnica dla łuków została urządzona na polance obok. Potrzebne są łuki o niskiej sile napięcia 7 kg to jest akurat tyle ile dzielny zuch potrafi naciągnąć... Po wytrenowaniu celnego oka trzeba przygotować sobie sprzęt za pomocą, którego upolujemy coś do jedzenia. Na szczęście tubylczynie wygrzebują spod wysokiej trawy sporo sznurka i witek wierzby w sam raz nadających się na łuki dla dzielnych zuchów. Po godzinie każdy zuch ma już swój łuk, w dodatku wiele z nich zostało ozdobionych.
A więc wyruszmy na polowanie. Polowanie odbywa się w obrębie 100 skoków zucha od polany. Zuchy wypatrują celów, które mogą znajdować się w różnych miejscach. A to w kępie traw, a to pod krzakiem a to zwisając sobie z drzewa... Nareszcie przyszedł kres polowania, umęczenie łowcy wrócili do ogniska, a tam tak pachnie... Mmmm pycha to musi być. Na pewno jakiś bażant albo cietrzew... No tak ale jak jeść? Łyżka by się przydała i talerz jakiś... Na szczęście okazało się, że tubylczynie mają wszystko co potrzeba :) A łyżki i talerze to sobie zrobimy na następnych zajęciach, bo przecież trochę to potrwa zanim Odyseja dotrze do tego układu planetarnego by nas stąd zabrać...
I tak dotarliśmy do wieczora dnia pełnego wrażeń. Oczywiście nie wszystkie formy zostały opisane. Jedna z najważniejszych - gawęda - musi zostać wstawiona wtedy gdy akurat będzie najlepiej pasowała. Pamiętajmy, że naszym celem jest - wychowanie. Mam nadzieję, że opis tej całodniowej zbiórki pozwoli komuś zrozumieć, że takie pozycje jak np."Antek Cwaniak" nie starzeją się nigdy. Trzeba tylko odpowiednio je wprowadzać jako treść zbiórek.
Nie wolno również trywializować zuchów. Trzeba także wspomnieć o bezpieczeństwie... Nasze zuchy są trochę inne. Już od samego początku zajęć rodzice są przyzwyczajani do innego traktowania ich dzieci. Zbiórka bowiem zaczyna się i kończy... Na drzewie. Oczywiście by wejść na drzewo trzeba zostać zuchem. Trzeba się tego nauczyć.
Widok rodziców przychodzących na zbiórkę i widzących dzieci "spadające" z drzewa jest bezcenny. Jednak najlepsze są uspokajające "nowych" reakcje rodziców. "Niech się pani nie przejmuje za bardzo... Oni tak zawsze" ;) To oczywiście wygląda na dość lekkie potraktowanie tematu. A wcale nie jest tak prosto.
Tak naprawdę pod tym wszystkim kryje się drugie dno. Po pierwsze jest system szkolenia leśnego każdego naszego harcerza. A więc każdy harcerz leśny dobrze chodzi po drzewach, potrafi przewidywać niebezpieczeństwa, wie jak zachować się w lesie, potrafi rozpalić ognisko w praktycznie każdych warunkach, potrafi zamaskować swoją obecność, potrafi skutecznie udzielić pierwszej pomocy i raczej poważnie podchodzi do swoich obowiązków. I tu dochodzimy do ważnej sprawy. Systemu szczepowego harcerzy leśnych.
W przeciwieństwie do zwykłego szczepu oprócz podziałów organizacyjnych na drużyny i gromady w szczepie działają kręgi, które skupiają swoich członków zależnie od etapu ich rozwoju a nie przynależności do drużyny. Jednym z najważniejszych przejawów działalności wychowawczej szczepu jest to że każdy tu odpowiada za kogoś innego. Każdy Wojownik, ma pod swoją opieką jakiegoś innego młodszego członka szczepu. Ta opieka przejawia się w różny sposób. Czasem jest to pomoc w rozpisaniu próby, czasem lekkie zainteresowanie dlaczego nie był na ostatniej zbiórce, czasem śledzenie podczas gry w mieście... Ot taki niewidzialny starszy brat czy siostra.
To samo dotyczy zuchów. Młodsi członkowie szczepu mają na nie baczenie podczas gier leśnych czy miejskich. Naprawdę można im zaufać. Bywa, że nasze zuchy chodzą po mieście same - szóstkami. Mają jakieś zadanie do wypełnienia, kogoś do odwiedzenia... Naprawdę nasze prawo dopuszcza chodzenie dzieci samych po ulicach od siódmego roku życia...
Tyle, że ze względów bezpieczeństwa każdej naszej szóstce towarzyszy niewidzialny "ogon" a często ten "ogon" ma również swój "ogon" ;) Oczywiście najstarszych wojów również czasem się sprawdza. W końcu sagamor też nie powinien wyjść z wprawy, no i dobrze jest jeśli w niepewnej miejskiej okolicy znajduje się on blisko miejsca ewentualnego niebezpiecznego zdarzenia. Dobre doświadczenia mamy również z Policją i ze Strażą Miejską. BYWA, ŻE ONI RÓWNIEŻ GRAJĄ, wysyłając cywilne patrole w rejon gry, podnosząc tym samym jej bezpieczeństwo. Oni mają swoje ćwiczenia, a my swoje. Tak więc rzecz nie w ryzykowaniu, tylko w daniu wrażenia, że się ryzykuje, wtedy jest przygoda, przeżycie i mocna więź z harcerstwem, a treści wychowawcze wchodzą jakoś tak same ;)
A Zuchy ? Zuchy mają być DZIELNE. Po to by później byli dzielnymi harcerzami przestrzegającymi zasad. Tak by później byli dzielnymi, przestrzegającymi zasad i rozumiejącymi potrzebę służby - wędrolami, a później? Później dobrymi obywatelami Polski. To nasza harcerska misja.
phm. Janusz Sikorski
Social Sharing: |