Nawigacja
Artykuły » Gromadki Antka Cwaniaka » Jest stereotyp, że praca instruktora zuchowego jest najcięższa...
Jest stereotyp, że praca instruktora zuchowego jest najcięższa...
- Drukuj
- 16 cze 2009
- Gromadki Antka Cwaniaka
- 4139 czytań
- 0 komentarzy
HR: Kto zostaje dziś instruktorem zuchowym?
Phm. Maria Grybionko: Są to dziś głównie wędrownicy, lub raczej wędrowniczki, które umieją podjąć odpowiedzialność za dzieci i mają zapał, by z dziećmi się bawić. Niestety nie jest ich dużo - obecnie jest tendencja do unikania odpowiedzialności. Poza tym istnieje stereotyp, że praca instruktora zuchowego jest najcięższa. Ale instruktor każdego pionu wiekowego może tak o sobie powiedzieć: instruktor harcerzy starszych powie że "to ten najtrudniejszy wiek, ci okropni gimnazjaliści, no i brak wypracowanej metodyki". Instruktor wędrowniczy powie, że on pracuje z ludźmi prawie dorosłymi, gdzie trzeba szczególnych umiejętności itd. Instruktor harcerski z kolei powie. że to ta grupa jest najtrudniejsza, bo trzeba nauczyć podstaw harcerskiego wyrobienia itd. Tymczasem każda grupa wiekowa jest trudna i łatwa zarazem, trzeba tylko stosować odpowiednie narzędzia i mieć pewne predyspozycje do pracy z nią.
HR: W naszym hufcu jeszcze około 7 lat temu pion zuchowy był w stanie zaniku. Były może 2 czy 3 gromady i rozpaczliwe apele, żeby ktokolwiek zechciał poprowadzić cokolwiek, choćby szóstkę zuchową przy drużynie harcerskiej. Teraz jest o wiele lepiej: mamy około 10 dobrze lub w miarę dobrze działających gromad, działa namiestnictwo...
MG: Kiedy zostałam drużynową w 2005 roku, wszystko już szło w dobrym kierunku. Dziś jest sporo gromad i dużo imprez adresowanych do zuchów. Zuchy są też zintegrowane między sobą, mają kolegów w innych gromadach, widzą że harcerstwo to nie tylko ta kilkunastoosobowa gromadka ale większy ruch. Trochę trudniej było z założeniem namiestnictwa, ale w końcu też się udało- za trzecim podejściem.
HR: Jak wygląda nasz hufiec na tle innych?
MG: Mam dość ograniczone pole obserwacji - znam hufce poznańskie i może jeszcze jeden czy dwa spoza Poznania. Na pewno są takie, gdzie pion zuchowy wygląda znacznie lepiej, ale są i takie, gdzie jest gorzej. Myślę, że jesteśmy gdzieś "pośrodku stawki", jeśli w ogóle można to porównywać.
HR: Czy dostrzegasz zjawisko infantylizacji metodyki zuchowej? Dla mnie wyraźnym symbolem tego są nazwy gromad. Kiedyś nazwy gromad były geograficzne ("Zuchy znad Warty" albo "Zuchy Kaliskie") lub nawiązywały do książek przygodowych ("Indianie" itd.). Obecnie wiele nazw jest tak koszmarnych, z jakiejś kiczowato-bajkowej estetyki, że aż wstyd przytaczać... Czasem się zastanawiam jak dzieci nie wstydzą się być w niejednej gromadzie...
MG: Wydaje mi się, że nazwy gromad powstające w ostatnich latach są już raczej sensowne, takie, że dzieci się ich nie muszą wstydzić. Owszem, jest troszkę zbyt infantylnego traktowania zuchów, ale myślę, że nie jest to największy i najczęstszy błąd. Raczej widzę, że drużynowi zuchowi zaczynają od zera - jeśli wcześniej nie było w danym środowisku gromady zuchowej, to często przenoszą na zuchy jedyny wzorzec jaki mają czyli drużynę harcerską. Stąd często w gromadach nie stosuje się podstawowych elementów metodyki zuchowej, np. kręgu rady czy zdobywania gwiazdek!
Dużo też zależy od tego w jakim wieku mamy dzieci w gromadzie. Dla trzecioklasistów piosenka o krasnoludkach oczywiście już nie jest odpowiednia, będą mówić "ale my już nie jesteśmy tacy mali żeby takie rzeczy śpiewać". Lecz dla sześcio- czy siedmiolatków to będzie świetna zabawa.
HR: Klasyczna metodyka zuchowa opierała się na naśladowaniu zawodów dorosłych. Czy dziś nie jest tego za mało? Czy nie za dużo jest bajkowych fabuł zabaw zuchowych?
MG: Tworząc plan pracy na rok powinno się uwzględnić cykle sprawności z różnych dziedzin. Np. jeden bajkowy, jeden artystyczny, jeden przyrodniczy i przede wszystkim co najmniej jeden związany z zawodami. Daje to różnorodność i pozwala trafić do wszystkich zuchów w gromadzie. Jestem bardzo zadowolona z nowego zestawu sprawności uzupełniających. Są tam sprawności rzeczywiście atrakcyjne, np."Detektyw" czy "Internauta". Ale myślę, że dla dzieci najciekawsze są te "stare" zawody czyli zabawa w strażaka, policjanta lub lekarza. To jest najbardziej wyraziste i przypomina im coś znanego z życia.
HR: Chłopcy w wieku 7-10 lat najchętniej bawią się chyba w wojnę oraz w kierowców i mechaników samochodowych...
MG: Tak, i np. dlatego bardzo atrakcyjna jest sprawność "Żołnierz" czy "Mały Powstaniec" którą my np. realizowaliśmy w 2008 roku w ramach kampanii chorągwianej "Czas Bohaterów".. Ale jeżeli drużynowa i przyboczne ma jakieś własne pasje i zainteresowania, to potrafi "wkręcić" dzieci w każdą zabawę. Czy to będzie "Astronom" czy coś innego.
HR: Czy problemem dziś nie jest fakt, że prawie cała kadra zuchowa to dziewczyny?
MG: Tak, feminizacja jest istotnie pewnym problemem. Choć np. ja mam w swojej drużynie 80% chłopców i świetnie mi się z nimi pracuje. Ale rzeczywiście odczuwa się brak męskiej kadry, niech by to byli choćby przyboczni. Nawet jak jakiś wędrownik okazjonalnie zjawi się na zbiórce raz czy dwa razy, to bardzo dużo to daje.
HR: Czy zetknęłaś się z takim zjawiskiem "dobry zuch ale potem kiepski harcerz"?
MG: To się zdarza. Są dzieci, które chcą i umieją się tylko dobrze bawić, a potem nie odnajdują się w drużynie harcerskiej. Każda zmiana grupy, każde przejście powoduje problemy. Trzeba się starać, by było ono jak najbardziej łagodne, by zuchy już przed przejściem do harcerzy trochę poznały drużynę, np. przez biwaki lub rajdy z harcerzami.
HR: Kiedy powinno następować przejście do drużyny harcerskiej? Dziś wg normy to po III klasie, kiedyś było po IV klasie...
MG: Jestem zwolenniczką dość ścisłego przestrzegania granicy po III klasie. Oczywiście mogą być wyjątki, czasem z powodów logistycznych - np. harcerz w IV klasie ma młodszego brata w III klasie, mieszkają dość daleko, rodzice nie są w stanie ich dowozić na dwie oddzielne zbiórki. Ale generalnie powinno się przestrzegać tej cezury. Za wielką patologię uważam to co czasem obserwowałam, że w gromadach zuchowych zostają nawet szóstoklasiści! To jakieś wypaczenie, czasem może wynikające z tego że gromada zuchowa nie ma zaufania do kadry drużyny harcerskiej, a czasem z tego, że druhna drużynowa nie potrafi się rozstać z zuchami, które są już z nią kilka lat i wydaje jej się, że mogę się jeszcze od niej wiele nauczyć...
HR: Właśnie. Czasem zdarzają się tarcia między kadrą zuchową a resztą kadry. Jak ich unikać?
MG: W dobrze działającym środowisku, w szczepie, w zasadzie nie powinno być problemów. Zdarzają się, jeśli gromada zuchowa i drużyna harcerska współpracują na zasadzie dość przypadkowego dobrania się, a kadra ma zupełnie różny rodowód. Jeżeli kadra zuchowa sama wywodzi się z tej drużyny harcerskiej do której przekazuje zuchy, to raczej nie ma tarć. Niestety często instruktorzy zuchowi rezygnują z rozwijania się poprzez drużynę wędrowniczą. Jeśli są w wieku wędrowniczym, a nie należą do drużyny wędrowniczej, to popełniają wielki błąd! Prowadząc gromadę dużo z siebie dają, a drużyna wędrownicza to miejsce, gdzie mogą coś sami dostać, to jest ta odskocznia, która powinna ich chronić przed wypaleniem.
HR: Może nie mają czasu? Może prowadzenie gromady pochłania im cały czas i energię?
MG: To się da pogodzić. Problemem dzisiejszych wędrowników jest niska umiejętność organizowania sobie czasu. Tymczasem im więcej człowiek robi, tym lepiej jest z reguły zorganizowany.
HR: jak wygląda według Ciebie idealny obóz zuchowy (kolonia zuchowa)?
MG: 10 do 14 dni. Nie dłużej, bo po 2 tygodniach kadra zuchowa nie ma już sił, i program jest już realizowany gorzej. 14 dni to optimum. Teoretycznie według literatury, zuchy powinny mieszkać w domkach czy budynkach. Ale... kiedy np. nasze zuchy w zeszłym roku dowiedziały się, że będą mieszkać w drewnianych domkach, a nie namiotach, to był wielki jęk rozpaczy! Dla nich był to"nieprawdziwy obóz". W tym roku jadą pod namioty i jest wszystko OK. Teoretycznie w domkach łatwiej utrzymać porządek i jest wygodniej prowadzić obóz w razie deszczowej pogody, ale wszystko jest do możliwe do zrobienia i pod namiotami.
HR: Jak odbierasz wsparcie z chorągwianego referatu zuchowego?
MG: Największym wsparciem jest "nakładka" zuchowa na kursy drużynowych. To są naprawdę dobre kursy, w zeszłym roku z naszego Hufca było 5 osób i to im dało solidne podstawy. Otrzymują tam też dobre materiały drukowane i na płytach. Referat zuchowy organizuje też raz do roku Zlot Wielkopolskich Zuchów, w tym roku (2008/2009) było to w ramach zlotu "Czas Bohaterów". Są plany większej współpracy między hufcami poznańskim. Oczywiście wiele rzeczy mogłoby lepiej wyglądać, ale referat chorągwiany składa się tylko z takich ludzi jak my, wywodzących się bezpośrednio z gromad. Można samemu go współtworzyć.
HR: Dziękuję za rozmowę - czuwaj!
Naszym rozmówcą była
Phm. Maria Grybionko - drużynowa 12 Nowomiejskiej Gromady Zuchowej "Czterolistne Koniczynki", namiestnik zuchowy Hufca Poznań-Nowe Miasto. Studentka Informatyki Ekonomicznej oraz Elektronicznego Biznesu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.
Rozmawiał phm. Grzegorz Skrukwa
Phm. Maria Grybionko: Są to dziś głównie wędrownicy, lub raczej wędrowniczki, które umieją podjąć odpowiedzialność za dzieci i mają zapał, by z dziećmi się bawić. Niestety nie jest ich dużo - obecnie jest tendencja do unikania odpowiedzialności. Poza tym istnieje stereotyp, że praca instruktora zuchowego jest najcięższa. Ale instruktor każdego pionu wiekowego może tak o sobie powiedzieć: instruktor harcerzy starszych powie że "to ten najtrudniejszy wiek, ci okropni gimnazjaliści, no i brak wypracowanej metodyki". Instruktor wędrowniczy powie, że on pracuje z ludźmi prawie dorosłymi, gdzie trzeba szczególnych umiejętności itd. Instruktor harcerski z kolei powie. że to ta grupa jest najtrudniejsza, bo trzeba nauczyć podstaw harcerskiego wyrobienia itd. Tymczasem każda grupa wiekowa jest trudna i łatwa zarazem, trzeba tylko stosować odpowiednie narzędzia i mieć pewne predyspozycje do pracy z nią.
HR: W naszym hufcu jeszcze około 7 lat temu pion zuchowy był w stanie zaniku. Były może 2 czy 3 gromady i rozpaczliwe apele, żeby ktokolwiek zechciał poprowadzić cokolwiek, choćby szóstkę zuchową przy drużynie harcerskiej. Teraz jest o wiele lepiej: mamy około 10 dobrze lub w miarę dobrze działających gromad, działa namiestnictwo...
MG: Kiedy zostałam drużynową w 2005 roku, wszystko już szło w dobrym kierunku. Dziś jest sporo gromad i dużo imprez adresowanych do zuchów. Zuchy są też zintegrowane między sobą, mają kolegów w innych gromadach, widzą że harcerstwo to nie tylko ta kilkunastoosobowa gromadka ale większy ruch. Trochę trudniej było z założeniem namiestnictwa, ale w końcu też się udało- za trzecim podejściem.
HR: Jak wygląda nasz hufiec na tle innych?
MG: Mam dość ograniczone pole obserwacji - znam hufce poznańskie i może jeszcze jeden czy dwa spoza Poznania. Na pewno są takie, gdzie pion zuchowy wygląda znacznie lepiej, ale są i takie, gdzie jest gorzej. Myślę, że jesteśmy gdzieś "pośrodku stawki", jeśli w ogóle można to porównywać.
HR: Czy dostrzegasz zjawisko infantylizacji metodyki zuchowej? Dla mnie wyraźnym symbolem tego są nazwy gromad. Kiedyś nazwy gromad były geograficzne ("Zuchy znad Warty" albo "Zuchy Kaliskie") lub nawiązywały do książek przygodowych ("Indianie" itd.). Obecnie wiele nazw jest tak koszmarnych, z jakiejś kiczowato-bajkowej estetyki, że aż wstyd przytaczać... Czasem się zastanawiam jak dzieci nie wstydzą się być w niejednej gromadzie...
MG: Wydaje mi się, że nazwy gromad powstające w ostatnich latach są już raczej sensowne, takie, że dzieci się ich nie muszą wstydzić. Owszem, jest troszkę zbyt infantylnego traktowania zuchów, ale myślę, że nie jest to największy i najczęstszy błąd. Raczej widzę, że drużynowi zuchowi zaczynają od zera - jeśli wcześniej nie było w danym środowisku gromady zuchowej, to często przenoszą na zuchy jedyny wzorzec jaki mają czyli drużynę harcerską. Stąd często w gromadach nie stosuje się podstawowych elementów metodyki zuchowej, np. kręgu rady czy zdobywania gwiazdek!
Dużo też zależy od tego w jakim wieku mamy dzieci w gromadzie. Dla trzecioklasistów piosenka o krasnoludkach oczywiście już nie jest odpowiednia, będą mówić "ale my już nie jesteśmy tacy mali żeby takie rzeczy śpiewać". Lecz dla sześcio- czy siedmiolatków to będzie świetna zabawa.
HR: Klasyczna metodyka zuchowa opierała się na naśladowaniu zawodów dorosłych. Czy dziś nie jest tego za mało? Czy nie za dużo jest bajkowych fabuł zabaw zuchowych?
MG: Tworząc plan pracy na rok powinno się uwzględnić cykle sprawności z różnych dziedzin. Np. jeden bajkowy, jeden artystyczny, jeden przyrodniczy i przede wszystkim co najmniej jeden związany z zawodami. Daje to różnorodność i pozwala trafić do wszystkich zuchów w gromadzie. Jestem bardzo zadowolona z nowego zestawu sprawności uzupełniających. Są tam sprawności rzeczywiście atrakcyjne, np."Detektyw" czy "Internauta". Ale myślę, że dla dzieci najciekawsze są te "stare" zawody czyli zabawa w strażaka, policjanta lub lekarza. To jest najbardziej wyraziste i przypomina im coś znanego z życia.
HR: Chłopcy w wieku 7-10 lat najchętniej bawią się chyba w wojnę oraz w kierowców i mechaników samochodowych...
MG: Tak, i np. dlatego bardzo atrakcyjna jest sprawność "Żołnierz" czy "Mały Powstaniec" którą my np. realizowaliśmy w 2008 roku w ramach kampanii chorągwianej "Czas Bohaterów".. Ale jeżeli drużynowa i przyboczne ma jakieś własne pasje i zainteresowania, to potrafi "wkręcić" dzieci w każdą zabawę. Czy to będzie "Astronom" czy coś innego.
HR: Czy problemem dziś nie jest fakt, że prawie cała kadra zuchowa to dziewczyny?
MG: Tak, feminizacja jest istotnie pewnym problemem. Choć np. ja mam w swojej drużynie 80% chłopców i świetnie mi się z nimi pracuje. Ale rzeczywiście odczuwa się brak męskiej kadry, niech by to byli choćby przyboczni. Nawet jak jakiś wędrownik okazjonalnie zjawi się na zbiórce raz czy dwa razy, to bardzo dużo to daje.
HR: Czy zetknęłaś się z takim zjawiskiem "dobry zuch ale potem kiepski harcerz"?
MG: To się zdarza. Są dzieci, które chcą i umieją się tylko dobrze bawić, a potem nie odnajdują się w drużynie harcerskiej. Każda zmiana grupy, każde przejście powoduje problemy. Trzeba się starać, by było ono jak najbardziej łagodne, by zuchy już przed przejściem do harcerzy trochę poznały drużynę, np. przez biwaki lub rajdy z harcerzami.
HR: Kiedy powinno następować przejście do drużyny harcerskiej? Dziś wg normy to po III klasie, kiedyś było po IV klasie...
MG: Jestem zwolenniczką dość ścisłego przestrzegania granicy po III klasie. Oczywiście mogą być wyjątki, czasem z powodów logistycznych - np. harcerz w IV klasie ma młodszego brata w III klasie, mieszkają dość daleko, rodzice nie są w stanie ich dowozić na dwie oddzielne zbiórki. Ale generalnie powinno się przestrzegać tej cezury. Za wielką patologię uważam to co czasem obserwowałam, że w gromadach zuchowych zostają nawet szóstoklasiści! To jakieś wypaczenie, czasem może wynikające z tego że gromada zuchowa nie ma zaufania do kadry drużyny harcerskiej, a czasem z tego, że druhna drużynowa nie potrafi się rozstać z zuchami, które są już z nią kilka lat i wydaje jej się, że mogę się jeszcze od niej wiele nauczyć...
HR: Właśnie. Czasem zdarzają się tarcia między kadrą zuchową a resztą kadry. Jak ich unikać?
MG: W dobrze działającym środowisku, w szczepie, w zasadzie nie powinno być problemów. Zdarzają się, jeśli gromada zuchowa i drużyna harcerska współpracują na zasadzie dość przypadkowego dobrania się, a kadra ma zupełnie różny rodowód. Jeżeli kadra zuchowa sama wywodzi się z tej drużyny harcerskiej do której przekazuje zuchy, to raczej nie ma tarć. Niestety często instruktorzy zuchowi rezygnują z rozwijania się poprzez drużynę wędrowniczą. Jeśli są w wieku wędrowniczym, a nie należą do drużyny wędrowniczej, to popełniają wielki błąd! Prowadząc gromadę dużo z siebie dają, a drużyna wędrownicza to miejsce, gdzie mogą coś sami dostać, to jest ta odskocznia, która powinna ich chronić przed wypaleniem.
HR: Może nie mają czasu? Może prowadzenie gromady pochłania im cały czas i energię?
MG: To się da pogodzić. Problemem dzisiejszych wędrowników jest niska umiejętność organizowania sobie czasu. Tymczasem im więcej człowiek robi, tym lepiej jest z reguły zorganizowany.
HR: jak wygląda według Ciebie idealny obóz zuchowy (kolonia zuchowa)?
MG: 10 do 14 dni. Nie dłużej, bo po 2 tygodniach kadra zuchowa nie ma już sił, i program jest już realizowany gorzej. 14 dni to optimum. Teoretycznie według literatury, zuchy powinny mieszkać w domkach czy budynkach. Ale... kiedy np. nasze zuchy w zeszłym roku dowiedziały się, że będą mieszkać w drewnianych domkach, a nie namiotach, to był wielki jęk rozpaczy! Dla nich był to"nieprawdziwy obóz". W tym roku jadą pod namioty i jest wszystko OK. Teoretycznie w domkach łatwiej utrzymać porządek i jest wygodniej prowadzić obóz w razie deszczowej pogody, ale wszystko jest do możliwe do zrobienia i pod namiotami.
HR: Jak odbierasz wsparcie z chorągwianego referatu zuchowego?
MG: Największym wsparciem jest "nakładka" zuchowa na kursy drużynowych. To są naprawdę dobre kursy, w zeszłym roku z naszego Hufca było 5 osób i to im dało solidne podstawy. Otrzymują tam też dobre materiały drukowane i na płytach. Referat zuchowy organizuje też raz do roku Zlot Wielkopolskich Zuchów, w tym roku (2008/2009) było to w ramach zlotu "Czas Bohaterów". Są plany większej współpracy między hufcami poznańskim. Oczywiście wiele rzeczy mogłoby lepiej wyglądać, ale referat chorągwiany składa się tylko z takich ludzi jak my, wywodzących się bezpośrednio z gromad. Można samemu go współtworzyć.
HR: Dziękuję za rozmowę - czuwaj!
Naszym rozmówcą była
Phm. Maria Grybionko - drużynowa 12 Nowomiejskiej Gromady Zuchowej "Czterolistne Koniczynki", namiestnik zuchowy Hufca Poznań-Nowe Miasto. Studentka Informatyki Ekonomicznej oraz Elektronicznego Biznesu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.
Rozmawiał phm. Grzegorz Skrukwa
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.