Nawigacja
Kamila Wajszczuk: Indywidualność...?
- Drukuj
- 23 cze 2009
- O Metodzie
- 3987 czytań
- 0 komentarzy
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie rozmowa z kolegą z pracy, który nie wyklucza tego, że jego niespełna pięcioletni synek będzie kiedyś harcerzem. Rozmawialiśmy o tym, co harcerstwo może dać, ale i o obawach z nim związanych. Obawy - jak to zwykle obawy - brały się głównie z obiegowej opinii o harcerstwie (ani kolega, ani jego żona w harcerstwie nie byli). I okazało się, że jednym z problemów jest przekonanie, że harcerstwo powoduje utratę... indywidualności młodego człowieka. No bo przecież cała ta musztra, wojskowy dryl, mundury...
Zamurowało mnie, a w głowie zadzwonił alarm. Jak to - przecież metoda harcerska właśnie indywidualnością się cechuje! Jakoś wytłumaczyłam koledze, jak to jest z tą indywidualnością, że harcerstwo ma za zadanie wydobyć z młodego człowieka to, co w nim najlepsze i że uczy postępować zgodnie z własnym sumieniem a nie presją tłumu. Ale zaraz potem zaczęłam się zastanawiać, jak to naprawdę jest. Czy rzeczywiście wydobywamy indywidualność z naszych podopiecznych? Czy też może wtłaczamy ich w schematy, bo sami nie mamy pomysłu na naprawdę pobudzający do indywidualnego rozwoju program?
Jak to jest z programami waszych drużyn, drodzy czytelnicy? Kiedy ostatnio rewidowaliście ich spójność z charakterem i zainteresowaniami waszych ludzi? Ile czasu spędziliście przed obozem na rozmowie w gronie kadry, rady, albo i całej drużyny - w zależności od tego, z jaką drużyną pracujecie - na temat potrzeb, problemów, zainteresowań, pasji...? I czy jesteście pewni, że przygotowany niedawno program obozu na nie właśnie odpowiada? Czy wiecie, jakie dylematy przeżywają teraz młodzi ludzie będący pod waszą opieką? Czy rozmawiacie szczerze i wnikliwie o problemach chociaż ze swoją kadrą? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedzieliście przecząco, to w dziedzinie indywidualności pracy w drużynie macie jeszcze sporo do zrobienia.
Obawiam się, że stosowanie tej cechy metody harcerskiej kuleje w wielu środowiskach. Programy pisane na zasadzie "kopiuj-wklej", prośby na forach internetowych o gotowe teksty gawęd i konspekty zbiórek (no dobra, resztki idealizmu każą mi wierzyć, że przynajmniej część drużynowych przerabia je zgodnie z potrzebami swojej drużyny), musztra i apele traktowane jako główna treść zbiórki, zbiórki powielane po raz n-ty z nieco odmienioną treścią, wiecznie żywe "tradycje" i bezsensowne przekonanie, że tego albo tamtego to harcerze nie mogą robić (nie chodzi tu bynajmniej o rzeczy nieetyczne). I jak tu przekonać rodzica, że jego dziecko rozwinie w naszej organizacji swój unikalny potencjał (dla przypomnienia - bardzo fajne hasło WAGGGS: "Girls worldwide say: discover your potential")? Jak dać do zrozumienia nastolatkowi, że będąc harcerzem będzie mógł odnaleźć i realizować swoje pasje?
A przecież mogłoby być całkiem prosto, gdybyśmy tylko wysilili trochę swój intelekt i mocniej zaangażowali się emocjonalnie w prowadzenie drużyny. Myślę, że to właśnie połączenie myślenia z zaangażowaniem emocjonalnym daje szansę na zastosowanie indywidualności w praktyce. Nam, instruktorom, musi zależeć na rozwoju tych konkretnych ludzi, których mamy w drużynie. Nie na zapewnieniu dobrej zabawy bliżej nieokreślonej grupie podopiecznych. Musimy umieć ich słuchać, obserwować ich reakcje, wiedzieć, co im odpowiada, co ich fascynuje, ale też - czego się obawiają, z czym się borykają, z kim się nie dogadują.
Harcerstwo wymyśliło dwa genialne narzędzia, które tę sprawę mocno ułatwiają - niestety ciągle słyszymy o problemach z ich stosowaniem. Chodzi mi o system zastępowy i stopnie harcerskie. Dzięki zastępom łatwiej trafić do nawet sporej liczby osób - zastępowy zna swoich ludzi, a drużynowy zna zastępowych. O tym nie ma co się rozpisywać, bo mądrzejsi ode mnie już to zrobili. Stopnie, szczególnie te przeznaczone dla starszych harcerzy, pozwalają na budowanie indywidualnej drogi rozwoju, odnajdywanie tego, w czym jest się dobrym. Ich zdobywanie w naturalny sposób powinno prowadzić do stawania się harcerzem Rzeczypospolitej, czyli człowiekiem, który ma pasję, wie czego chce i idzie swoją drogą, a zarazem potrafi funkcjonować w społeczeństwie i brać odpowiedzialność za innych. Musimy pamiętać, że system stopni harcerskich nie służy do tego, żeby wszyscy harcerze w Polsce umieli to samo, on służy rozwinięciu każdego z nich z osobna. I o tym, że każdy - a nie tylko mityczni wybrańcy - może stać się harcerzem Rzeczypospolitej.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której musi pamiętać drużynowy (i wszyscy jego opiekunowie i przełożeni - szczepowi, namiestnicy, komendanci hufców i tym podobni). Chodzi o otwartość umysłu i świeżość spojrzenia. Program harcerski musi być otwarty na każdą aktywność, która jest zgodna z naszymi wartościami, choćby to było coś, czego drużyna nigdy wcześniej nie robiła, a namiestnik nie widział w swoim mniej lub bardziej długim życiu. Jeśli aktywność ta odpowiada na potrzeby konkretnych ludzi, realizuje harcerskie cele i pozwala rozwinąć umiejętności czy wiedzę, to w zupełności wystarczy. Chciałabym na łamach tego i innych harcerskich pism czytać o nowych i odkrywanych na nowo formach aktywności realizowanych przez zastępy i drużyny każdego poziomu wiekowego - od różnej maści wędrówek i sportów, poprzez choćby organizację imprez kulturalnych, po działalność informatyczną. Tylko otwierając umysł na nowe pomysły będziemy w stanie dobrze słyszeć to, co mają nam do powiedzenia młodzi ludzie.
Obóz to doskonała okazji do tego, by postarać się o indywidualny charakter pracy w drużynie. Jesteśmy z naszymi zuchami, harcerzami czy wędrownikami bliżej niż zwykle. Oprócz pracy zastępów i prób na stopnie harcerskie mamy do dyspozycji choćby sprawności, a obserwacja tego, co dzieje się na obozie daje szansę dobrania również innych indywidualnych zadań. Nie zaniedbujcie też najzwyklejszych w świecie rozmów - nie dość, że pewnie wesprzecie kogoś, to i sobie ułatwicie pracę z drużyną. Powodzenia. I życzę każdemu drużynowemu, aby po latach spotykał swoich dawnych harcerzy i wspólnie z nimi cieszył się z ich unikalnych, "dorosłych" osiągnięć. A w duchu żeby pielęgnował myśl, że te osiągnięcia choć częściowo mają swój początek w harcerstwie.
phm. Kamila Wajszczuk HR - namiestniczka wędrownicza Hufca ZHP Warszawa-Mokotów, była drużynowa wędrownicza i była komendantka szczepu 23 WDHiZ "Pomarańczarnia"
Zamurowało mnie, a w głowie zadzwonił alarm. Jak to - przecież metoda harcerska właśnie indywidualnością się cechuje! Jakoś wytłumaczyłam koledze, jak to jest z tą indywidualnością, że harcerstwo ma za zadanie wydobyć z młodego człowieka to, co w nim najlepsze i że uczy postępować zgodnie z własnym sumieniem a nie presją tłumu. Ale zaraz potem zaczęłam się zastanawiać, jak to naprawdę jest. Czy rzeczywiście wydobywamy indywidualność z naszych podopiecznych? Czy też może wtłaczamy ich w schematy, bo sami nie mamy pomysłu na naprawdę pobudzający do indywidualnego rozwoju program?
Jak to jest z programami waszych drużyn, drodzy czytelnicy? Kiedy ostatnio rewidowaliście ich spójność z charakterem i zainteresowaniami waszych ludzi? Ile czasu spędziliście przed obozem na rozmowie w gronie kadry, rady, albo i całej drużyny - w zależności od tego, z jaką drużyną pracujecie - na temat potrzeb, problemów, zainteresowań, pasji...? I czy jesteście pewni, że przygotowany niedawno program obozu na nie właśnie odpowiada? Czy wiecie, jakie dylematy przeżywają teraz młodzi ludzie będący pod waszą opieką? Czy rozmawiacie szczerze i wnikliwie o problemach chociaż ze swoją kadrą? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedzieliście przecząco, to w dziedzinie indywidualności pracy w drużynie macie jeszcze sporo do zrobienia.
Obawiam się, że stosowanie tej cechy metody harcerskiej kuleje w wielu środowiskach. Programy pisane na zasadzie "kopiuj-wklej", prośby na forach internetowych o gotowe teksty gawęd i konspekty zbiórek (no dobra, resztki idealizmu każą mi wierzyć, że przynajmniej część drużynowych przerabia je zgodnie z potrzebami swojej drużyny), musztra i apele traktowane jako główna treść zbiórki, zbiórki powielane po raz n-ty z nieco odmienioną treścią, wiecznie żywe "tradycje" i bezsensowne przekonanie, że tego albo tamtego to harcerze nie mogą robić (nie chodzi tu bynajmniej o rzeczy nieetyczne). I jak tu przekonać rodzica, że jego dziecko rozwinie w naszej organizacji swój unikalny potencjał (dla przypomnienia - bardzo fajne hasło WAGGGS: "Girls worldwide say: discover your potential")? Jak dać do zrozumienia nastolatkowi, że będąc harcerzem będzie mógł odnaleźć i realizować swoje pasje?
A przecież mogłoby być całkiem prosto, gdybyśmy tylko wysilili trochę swój intelekt i mocniej zaangażowali się emocjonalnie w prowadzenie drużyny. Myślę, że to właśnie połączenie myślenia z zaangażowaniem emocjonalnym daje szansę na zastosowanie indywidualności w praktyce. Nam, instruktorom, musi zależeć na rozwoju tych konkretnych ludzi, których mamy w drużynie. Nie na zapewnieniu dobrej zabawy bliżej nieokreślonej grupie podopiecznych. Musimy umieć ich słuchać, obserwować ich reakcje, wiedzieć, co im odpowiada, co ich fascynuje, ale też - czego się obawiają, z czym się borykają, z kim się nie dogadują.
Harcerstwo wymyśliło dwa genialne narzędzia, które tę sprawę mocno ułatwiają - niestety ciągle słyszymy o problemach z ich stosowaniem. Chodzi mi o system zastępowy i stopnie harcerskie. Dzięki zastępom łatwiej trafić do nawet sporej liczby osób - zastępowy zna swoich ludzi, a drużynowy zna zastępowych. O tym nie ma co się rozpisywać, bo mądrzejsi ode mnie już to zrobili. Stopnie, szczególnie te przeznaczone dla starszych harcerzy, pozwalają na budowanie indywidualnej drogi rozwoju, odnajdywanie tego, w czym jest się dobrym. Ich zdobywanie w naturalny sposób powinno prowadzić do stawania się harcerzem Rzeczypospolitej, czyli człowiekiem, który ma pasję, wie czego chce i idzie swoją drogą, a zarazem potrafi funkcjonować w społeczeństwie i brać odpowiedzialność za innych. Musimy pamiętać, że system stopni harcerskich nie służy do tego, żeby wszyscy harcerze w Polsce umieli to samo, on służy rozwinięciu każdego z nich z osobna. I o tym, że każdy - a nie tylko mityczni wybrańcy - może stać się harcerzem Rzeczypospolitej.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której musi pamiętać drużynowy (i wszyscy jego opiekunowie i przełożeni - szczepowi, namiestnicy, komendanci hufców i tym podobni). Chodzi o otwartość umysłu i świeżość spojrzenia. Program harcerski musi być otwarty na każdą aktywność, która jest zgodna z naszymi wartościami, choćby to było coś, czego drużyna nigdy wcześniej nie robiła, a namiestnik nie widział w swoim mniej lub bardziej długim życiu. Jeśli aktywność ta odpowiada na potrzeby konkretnych ludzi, realizuje harcerskie cele i pozwala rozwinąć umiejętności czy wiedzę, to w zupełności wystarczy. Chciałabym na łamach tego i innych harcerskich pism czytać o nowych i odkrywanych na nowo formach aktywności realizowanych przez zastępy i drużyny każdego poziomu wiekowego - od różnej maści wędrówek i sportów, poprzez choćby organizację imprez kulturalnych, po działalność informatyczną. Tylko otwierając umysł na nowe pomysły będziemy w stanie dobrze słyszeć to, co mają nam do powiedzenia młodzi ludzie.
Obóz to doskonała okazji do tego, by postarać się o indywidualny charakter pracy w drużynie. Jesteśmy z naszymi zuchami, harcerzami czy wędrownikami bliżej niż zwykle. Oprócz pracy zastępów i prób na stopnie harcerskie mamy do dyspozycji choćby sprawności, a obserwacja tego, co dzieje się na obozie daje szansę dobrania również innych indywidualnych zadań. Nie zaniedbujcie też najzwyklejszych w świecie rozmów - nie dość, że pewnie wesprzecie kogoś, to i sobie ułatwicie pracę z drużyną. Powodzenia. I życzę każdemu drużynowemu, aby po latach spotykał swoich dawnych harcerzy i wspólnie z nimi cieszył się z ich unikalnych, "dorosłych" osiągnięć. A w duchu żeby pielęgnował myśl, że te osiągnięcia choć częściowo mają swój początek w harcerstwie.
phm. Kamila Wajszczuk HR - namiestniczka wędrownicza Hufca ZHP Warszawa-Mokotów, była drużynowa wędrownicza i była komendantka szczepu 23 WDHiZ "Pomarańczarnia"
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.