Nawigacja
Kamila Wajszczuk: Owoce LAS-u
- Drukuj
- 29 wrz 2009
- Kształcenie Mistrzów Harców
- 3492 czytań
- 0 komentarzy
Druga połowa sierpnia i co przede mną? Ponad cztery dni w lesie, cztery dni wypełnione zdobywaniem nowej wiedzy i dyskusjami. Komentarz jednej osoby: bierzesz urlop i jedziesz na szkolenie??? Komentarz innej: ale ci zazdroszczę tego lasu... No i pojechałam. Bardzo się cieszę, że miałam taką możliwość. A oto jakie owoce przywiozłam z LAS-u...
Pierwszy, najbardziej oczywisty owoc - wiedza.
Nie lubię brania udziału w obowiązkowych szkoleniach, szczególnie, kiedy mam wrażenie, że przekazują one powtarzającą się wiedzę. Lubię za to mieć wybór i doskonalić się w tych dziedzinach, w których czegoś jeszcze nie wiem albo chcę wiedzę odświeżyć. Liczba osób, które przyjechały na LAS pokazuje, że takich jak ja jest więcej. Oczywiście możliwe jest, że były tam także osoby, którym "papierek" był do czegoś potrzebny, odniosłam jednak wrażenie, że nie stanowiły większości. Co pokazuje, że nie przepisy skłaniają ludzi do działania, a rzeczywista potrzeba i szansa realizacji celów na dobrym poziomie.
No właśnie - poziom. Różnie to bywa z kształceniem w ZHP. Fora internetowe aż huczą od niepochlebnych opinii, z rzadka przetykanych pozytywną oceną jakiegoś kursu. A tu proszę - z kim bym nie rozmawiała, to miał co najmniej dobre (albo i bardzo dobre) zdanie o warsztatach, w których na LAS-ie wziął udział. Mało kto marudził, nikt nie miał ochoty wracać przed czasem, a na podsumowaniu dał się wyczuć niedosyt (jak słusznie podkreślili członkowie komendy - to lepsze niż przesyt). Ja wróciłam z LAS-u z konkretnymi pomysłami, które powstały w wyniku mojego udziału w warsztatach - tak powinno być po każdym szkoleniu.
Drugi owoc - relacje z ludźmi.
Taka już specyfika ogólnopolskich imprez harcerskich - są okazją do tego, by poznać innych instruktorów (czasem z "drugiego końca Polski") albo spotkać dawno nie widzianych starych znajomych. Atmosfera LAS-u sprzyjała braterstwu, otwartości i wymianie doświadczeń. Brakowało tylko czasu na rozmowy (chyba, że ktoś miał ochotę zarywać noce). Wiem - nie byłoby sensu planować odrębnego czasu w ciągu dnia na to. Ale jednak trochę szkoda - tyle ciekawych ludzi dookoła, a mi udało się porozmawiać trochę dłużej tylko z nielicznymi z nich.
Cenna była również okazja do spotkania przedstawicieli władz ZHP - i porozmawiania z nimi, tak po prostu. Można było na przykład wracając z ogniska porozmawiać z naczelniczką o sprawach ważnych dla dzisiejszego harcerstwa (co przytrafiło się dwojgu członkom redakcji HaeRa). Na "wyciągnięcie ręki" byli członkowie GK, przewodniczący, członkowie Rady Naczelnej. I żadna z tych osób nie sprawiała wrażenia VIP-a, do którego strach byłoby podejść.
Trzeci owoc - motywacja.
Jechałam na LAS lekko zdemotywowana okolicznościami, których nie będę tu szczegółowo opisywać, wróciłam z "naładowanymi akumulatorami". Brzmi banalnie, ale cóż poradzić - taka prawda. Wiem, że w tym naładowaniu nie byłam odosobniona. Bo i taki był jeden z celów całego zlotu kadry - dodać motywacji do działania. Rzecz niby nie jest prosta - wszyscy wokół wciąż się głowią, jak motywować kadrę. A jednak właśnie proste, tylko dobrze zrobione, formy motywują najlepiej, choć zwykle ich głównym celem jest zupełnie co innego. Wbrew pozorom to wcale nie gra w terenie (najmniej szkoleniowy element LAS-u) tak na mnie wpłynęła, ale całokształt działań, które tu opisuję.
Czwarty owoc - inspiracja.
Przede wszystkim pokazano nam, że się da. Da się zorganizować kształcenie na wysokim poziomie w środku lasu, da się zgromadzić dużą grupę fajnych prowadzących, da się zapewnić im równie dobre warunki, co w sali konferencyjnej (jeśli będą tego potrzebowali), da się przeprowadzić ciekawe formy dla "starych wyjadaczy". Zobaczyliśmy też pomysłową pionierkę w wykonaniu niezrównanej 23 DSH "Skaut". Z każdego warsztatu, w którym wzięłam udział, wyniosłam kawałek inspiracji do pracy w namiestnictwie.
I co z tymi owocami?
Kluczowym pytaniem jest to, na ile opisane wyżej owoce posłużą do rozpowszechniania tej dobrej praktyki kształceniowej w chorągwiach czy hufcach. Dziś trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć, ale byłoby bardzo dobrze, gdyby pomysły z tegorocznego akcji "poszły w Polskę". Nie chcę, żeby moja relacja wyglądała na przesłodzoną - na LAS-ie były też niedociągnięcia i nie wszystko mi się podobało, choć plusy zdecydowanie przeważały (a szczegóły każdy z mógł opisać w ankiecie ewaluacyjnej). Jestem przekonana, że instruktorzy powinni czerpać z tego, co innym się udało, a cudze błędy wykorzystywać do... niepopełniania własnych. Bogatsi o "leśne owoce", możemy więc kontynuować swoją pracę.
Pierwszy, najbardziej oczywisty owoc - wiedza.
Nie lubię brania udziału w obowiązkowych szkoleniach, szczególnie, kiedy mam wrażenie, że przekazują one powtarzającą się wiedzę. Lubię za to mieć wybór i doskonalić się w tych dziedzinach, w których czegoś jeszcze nie wiem albo chcę wiedzę odświeżyć. Liczba osób, które przyjechały na LAS pokazuje, że takich jak ja jest więcej. Oczywiście możliwe jest, że były tam także osoby, którym "papierek" był do czegoś potrzebny, odniosłam jednak wrażenie, że nie stanowiły większości. Co pokazuje, że nie przepisy skłaniają ludzi do działania, a rzeczywista potrzeba i szansa realizacji celów na dobrym poziomie.
No właśnie - poziom. Różnie to bywa z kształceniem w ZHP. Fora internetowe aż huczą od niepochlebnych opinii, z rzadka przetykanych pozytywną oceną jakiegoś kursu. A tu proszę - z kim bym nie rozmawiała, to miał co najmniej dobre (albo i bardzo dobre) zdanie o warsztatach, w których na LAS-ie wziął udział. Mało kto marudził, nikt nie miał ochoty wracać przed czasem, a na podsumowaniu dał się wyczuć niedosyt (jak słusznie podkreślili członkowie komendy - to lepsze niż przesyt). Ja wróciłam z LAS-u z konkretnymi pomysłami, które powstały w wyniku mojego udziału w warsztatach - tak powinno być po każdym szkoleniu.
Drugi owoc - relacje z ludźmi.
Taka już specyfika ogólnopolskich imprez harcerskich - są okazją do tego, by poznać innych instruktorów (czasem z "drugiego końca Polski") albo spotkać dawno nie widzianych starych znajomych. Atmosfera LAS-u sprzyjała braterstwu, otwartości i wymianie doświadczeń. Brakowało tylko czasu na rozmowy (chyba, że ktoś miał ochotę zarywać noce). Wiem - nie byłoby sensu planować odrębnego czasu w ciągu dnia na to. Ale jednak trochę szkoda - tyle ciekawych ludzi dookoła, a mi udało się porozmawiać trochę dłużej tylko z nielicznymi z nich.
Cenna była również okazja do spotkania przedstawicieli władz ZHP - i porozmawiania z nimi, tak po prostu. Można było na przykład wracając z ogniska porozmawiać z naczelniczką o sprawach ważnych dla dzisiejszego harcerstwa (co przytrafiło się dwojgu członkom redakcji HaeRa). Na "wyciągnięcie ręki" byli członkowie GK, przewodniczący, członkowie Rady Naczelnej. I żadna z tych osób nie sprawiała wrażenia VIP-a, do którego strach byłoby podejść.
Trzeci owoc - motywacja.
Jechałam na LAS lekko zdemotywowana okolicznościami, których nie będę tu szczegółowo opisywać, wróciłam z "naładowanymi akumulatorami". Brzmi banalnie, ale cóż poradzić - taka prawda. Wiem, że w tym naładowaniu nie byłam odosobniona. Bo i taki był jeden z celów całego zlotu kadry - dodać motywacji do działania. Rzecz niby nie jest prosta - wszyscy wokół wciąż się głowią, jak motywować kadrę. A jednak właśnie proste, tylko dobrze zrobione, formy motywują najlepiej, choć zwykle ich głównym celem jest zupełnie co innego. Wbrew pozorom to wcale nie gra w terenie (najmniej szkoleniowy element LAS-u) tak na mnie wpłynęła, ale całokształt działań, które tu opisuję.
Czwarty owoc - inspiracja.
Przede wszystkim pokazano nam, że się da. Da się zorganizować kształcenie na wysokim poziomie w środku lasu, da się zgromadzić dużą grupę fajnych prowadzących, da się zapewnić im równie dobre warunki, co w sali konferencyjnej (jeśli będą tego potrzebowali), da się przeprowadzić ciekawe formy dla "starych wyjadaczy". Zobaczyliśmy też pomysłową pionierkę w wykonaniu niezrównanej 23 DSH "Skaut". Z każdego warsztatu, w którym wzięłam udział, wyniosłam kawałek inspiracji do pracy w namiestnictwie.
I co z tymi owocami?
Kluczowym pytaniem jest to, na ile opisane wyżej owoce posłużą do rozpowszechniania tej dobrej praktyki kształceniowej w chorągwiach czy hufcach. Dziś trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć, ale byłoby bardzo dobrze, gdyby pomysły z tegorocznego akcji "poszły w Polskę". Nie chcę, żeby moja relacja wyglądała na przesłodzoną - na LAS-ie były też niedociągnięcia i nie wszystko mi się podobało, choć plusy zdecydowanie przeważały (a szczegóły każdy z mógł opisać w ankiecie ewaluacyjnej). Jestem przekonana, że instruktorzy powinni czerpać z tego, co innym się udało, a cudze błędy wykorzystywać do... niepopełniania własnych. Bogatsi o "leśne owoce", możemy więc kontynuować swoją pracę.
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.