Nawigacja
Wilk Samotnik, Biwak Stulecia
- Drukuj
- 04 lis 2010
- Prosto w oczy !
- 3583 czytań
- 0 komentarzy
Biwak Stulecia
Trudno w listopadzie napisać coś sensownego o sierpniowym zlocie 100-lecia. Odbył się na krakowskich Błoniach chyba
największy harcerski biwak w stuleciu naszego Ruchu. Robił wrażenie, trzeba przyznać. Ogromem. Pozytywów było wiele, ale mankamentów też. Brakuje mi szerokiej dyskusji o Zlocie, programie, logistyce. Nie dotarłem do rzetelnej ewaluacji pracy zespołów, komend czy też osób za Zlot odpowiedzialnych. Może gdzieś się kryje, opatrzona klauzulą poufności ?
A głosy o zlocie można znaleźć! Adam Czetwertyński na swym blogu napisał że " Pora chyba (...) nie tylko zadawać pytania, ale próbować na nie odpowiadać. Bo zlot bardzo dużo mówi nam o współczesnym harcerstwie." Zgadzam się, mówi i to na wielu płaszczyznach. Według Adama zlot osiągnął całkiem duże cele. Upamiętnił setną rocznicę narodzin ruchu harcerskiego: "Uroczysty apel, msza święta, wizyta prezydenta i premiera, konferencje o różnorodnej tematyce, wystawy historyczne - też bardzo różne, świetna pionierka - dekoracje gniazd chorągwianych. Powiązanie tych elementów z mądrym, inspirującym programem zajęć dla harcerzy, by wprowadzić ich w drugi wiek istnienia ruchu. Do tego dochodzi wątek promocyjny - pokazania ZHP mieszkańcom Krakowa a szerzej - całej Polski". Trudno zaprzeczyć. Tylko że ja mam wątpliwości, i to poważne. Moim skromnym zdaniem każde takie działanie harcerskie jak ten zlot ma sens, jeśli przed powyższymi efektami osiągnie jeden podstawowy cel. Efekt wychowawczy, będący podsumowaniem powszechnych i dominujących w związku przygotowań, wypełniających pracę śródroczną drużyn. A tego to ja nie widziałem wcale! Konstrukcja zastępów i drużyn zlotowych wynikała z założeń organizacyjnych, a nie była efektem normalnej pracy, przynajmniej w założeniach, bo może gdzieś w chorągwiach tak było, skoro w gnieździe warszawskim znalazł się 208 Szczep druha Prezydenta RP (a może tylko dlatego)?! Adam Czetwertyński zadaje dobre pytanie i zaraz na nie odpowiada: "... czy to są cele, które znali i realizowali harcerze? Czy w takim samym celu pojechali do Krakowa? Aby czcić? Upamiętniać? Prezentować? Wydaje mi się, że nie. Statystyczny uczestnik zlotu pojechał na krakowskie Błonia, aby się dobrze bawić. Dobrze bawić - i tylko tyle. I tę zabawę zapewnili im drużynowi. Dlatego setki harcerzy przebywały po godzinie 22 w centrum miasta a nie na terenie zlotu. Dobrze jest przecież być w tak atrakcyjnym mieście. Ale przecież nie po to, by o nim się czegoś dowiedzieć, by je zwiedzić" .
I znowu przyznaję Adamowi rację ! Sto metrów od Zlotu, naprzeciw pomnika Marszałka Piłsudskiego jest kamienica, w której mieszkał Andrzej Małkowski. Jest to kwatera najpiękniejszych w Krakowie domów w stylu secesji. Programowa perełka, łącząca poznanie cudownych zabytków z postacią naszego Założyciela. Ulicę dalej są dwie szkoły: I Liceum z tablicą zastępu Kruków i V Liceum, do którego Małkowski uczęszczał przez trzy lata. I co ? I nic ! Nikogo to nie zainteresowało. Lepiej pląsać i poznawać niemałe atrakcje miasta, które są celem tysięcy turystów, jasne, ale Zlot mógł powiązać piękno miasta z zadaniami i cyklem przygotowań. Mnie się wydaje, że zabrakło umiejętnego wprowadzenia programu w codzienność Zlotu, nie poprzez odprawy, harmonogramy, systemy itp. itd., a poprzez organizację gniazd za pomocą porządnych obozowych form pracy przez 24 godziny. Poprzez rzetelny informator i powiązanie zadań przygotowawczych, śródrocznych z magią Krakowa. "Dlatego najpopularniejszą formą spędzania wieczoru dla bardzo wielu uczestników było pląsanie "Kółek dwóch", napisał Adam. Niektóre, z trudem organizowane imprezy nie uświadczyły zlotowych zastępów. Tak samo wystawy, kiermasz na Małym Rynku, a sesje były zamkniętym kółkiem wtajemniczonych uczestników. Trudno nie zgodzić się z gorzkimi uwagami Adama: "część harcerzy (może powinienem napisać "harcerzy") było proszonych wieczorem o dmuchanie do alkomatu.
Powiecie - przecież apel, przecież msza, przecież prezydent, i festyn na Rynku. Tak, macie rację, ale popatrzcie na proporcje! Bo okazało się, że mamy dziś przede wszystkim harcerstwo zabawowe, takie harcerstwo, które jest już bardziej luzackie niż skauting. Z tradycji został nam chyba jeszcze mundur. Ale program? Najważniejsze są przecież wędrownicze "Kółka dwa". Harcerskie ideały odchodzą do lamusa. Nie, nie podoba mi się to. I tyle."
Tyle Adam Czetwertyński na swym blogu. Rok temu, na letniej akcji szkoleniowej obaj z Adamem obserwowaliśmy dwa harcerstwa. Jedno było reprezentowane przez Zlot Drużynowych i było właśnie zabawowe, by po ciężkich trudach całorocznej pracy "drużynowy coś z tego miał", jak można było usłyszeć. Drugie, to LAS, obozowo - puszczański, bardzo nastawiony na kształcenie i szukający możliwości pośpiewania przy ognisku z dala od ryczących kolumn głośnikowych. Wydaje się , ze Zlot Stulecia poszedł w tym pierwszym kierunku.
Małe zastrzeżenie. Nie jestem przeciwnikiem "funu" w harcerstwie. Wydaje mi się tylko, że harcersko się bawić nie oznacza nieprzemyślanego małpowania tego, co doskonale i w nadmiarze dostarcza komercyjny przemysł rozrywkowy lub liczne pozarządowe organizacyjki. My po prostu zatracamy własny styl mądrej zabawy na rzecz wygłupu albo taniej kopii kolejnego Jarocina. I to przekonanie o ciężkiej pracy, która musi być wynagrodzona jakimś luzactwem. Tak, jeśli zapominamy, że harcerstwo to ruch w którym młodzi i starsi, a nawet najstarsi dobrze wspólnie powinni się bawić wychowując przez wzajemne oddziaływanie we wspólnych harcach właśnie, to pozostaje nam sztywna, pompatyczna i ponurawa Organizacja, w której najważniejsza jest kadencyjność, kolejne zapisy i ich interpretacje, oraz szpalerki i niezliczone regulacje.
I od której trzeba odpocząć w kolejnym pląsie, nosząc delikwentów pod ryczącą estradą, czy też dostawać "małpiego rozumu" przy... polowym basenie.
Harcerstwo to Wielka Gra i Przygoda !
Powtórzę kolejny raz za Michałem Góreckim, oddajmy harcerstwo harcerzom. Skończmy z przeświadczeniem, że harcerstwo to "usługa wychowawcza", świadczona przez parazawodowców w ramach jakichś wydumanych regulacji. Nie organizujmy im Jarmarków Galicyjskich, zamiast pięknych ognisk i zlotów robionych razem przez kadrę i wychowanków, gdzieś w sercu lasów choćby, jak to na Polowych Zbiórkach Harcerstwa Starszego kiedyś bywało.
Wilk Samotnik
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska)
Trudno w listopadzie napisać coś sensownego o sierpniowym zlocie 100-lecia. Odbył się na krakowskich Błoniach chyba
największy harcerski biwak w stuleciu naszego Ruchu. Robił wrażenie, trzeba przyznać. Ogromem. Pozytywów było wiele, ale mankamentów też. Brakuje mi szerokiej dyskusji o Zlocie, programie, logistyce. Nie dotarłem do rzetelnej ewaluacji pracy zespołów, komend czy też osób za Zlot odpowiedzialnych. Może gdzieś się kryje, opatrzona klauzulą poufności ?
A głosy o zlocie można znaleźć! Adam Czetwertyński na swym blogu napisał że " Pora chyba (...) nie tylko zadawać pytania, ale próbować na nie odpowiadać. Bo zlot bardzo dużo mówi nam o współczesnym harcerstwie." Zgadzam się, mówi i to na wielu płaszczyznach. Według Adama zlot osiągnął całkiem duże cele. Upamiętnił setną rocznicę narodzin ruchu harcerskiego: "Uroczysty apel, msza święta, wizyta prezydenta i premiera, konferencje o różnorodnej tematyce, wystawy historyczne - też bardzo różne, świetna pionierka - dekoracje gniazd chorągwianych. Powiązanie tych elementów z mądrym, inspirującym programem zajęć dla harcerzy, by wprowadzić ich w drugi wiek istnienia ruchu. Do tego dochodzi wątek promocyjny - pokazania ZHP mieszkańcom Krakowa a szerzej - całej Polski". Trudno zaprzeczyć. Tylko że ja mam wątpliwości, i to poważne. Moim skromnym zdaniem każde takie działanie harcerskie jak ten zlot ma sens, jeśli przed powyższymi efektami osiągnie jeden podstawowy cel. Efekt wychowawczy, będący podsumowaniem powszechnych i dominujących w związku przygotowań, wypełniających pracę śródroczną drużyn. A tego to ja nie widziałem wcale! Konstrukcja zastępów i drużyn zlotowych wynikała z założeń organizacyjnych, a nie była efektem normalnej pracy, przynajmniej w założeniach, bo może gdzieś w chorągwiach tak było, skoro w gnieździe warszawskim znalazł się 208 Szczep druha Prezydenta RP (a może tylko dlatego)?! Adam Czetwertyński zadaje dobre pytanie i zaraz na nie odpowiada: "... czy to są cele, które znali i realizowali harcerze? Czy w takim samym celu pojechali do Krakowa? Aby czcić? Upamiętniać? Prezentować? Wydaje mi się, że nie. Statystyczny uczestnik zlotu pojechał na krakowskie Błonia, aby się dobrze bawić. Dobrze bawić - i tylko tyle. I tę zabawę zapewnili im drużynowi. Dlatego setki harcerzy przebywały po godzinie 22 w centrum miasta a nie na terenie zlotu. Dobrze jest przecież być w tak atrakcyjnym mieście. Ale przecież nie po to, by o nim się czegoś dowiedzieć, by je zwiedzić" .
I znowu przyznaję Adamowi rację ! Sto metrów od Zlotu, naprzeciw pomnika Marszałka Piłsudskiego jest kamienica, w której mieszkał Andrzej Małkowski. Jest to kwatera najpiękniejszych w Krakowie domów w stylu secesji. Programowa perełka, łącząca poznanie cudownych zabytków z postacią naszego Założyciela. Ulicę dalej są dwie szkoły: I Liceum z tablicą zastępu Kruków i V Liceum, do którego Małkowski uczęszczał przez trzy lata. I co ? I nic ! Nikogo to nie zainteresowało. Lepiej pląsać i poznawać niemałe atrakcje miasta, które są celem tysięcy turystów, jasne, ale Zlot mógł powiązać piękno miasta z zadaniami i cyklem przygotowań. Mnie się wydaje, że zabrakło umiejętnego wprowadzenia programu w codzienność Zlotu, nie poprzez odprawy, harmonogramy, systemy itp. itd., a poprzez organizację gniazd za pomocą porządnych obozowych form pracy przez 24 godziny. Poprzez rzetelny informator i powiązanie zadań przygotowawczych, śródrocznych z magią Krakowa. "Dlatego najpopularniejszą formą spędzania wieczoru dla bardzo wielu uczestników było pląsanie "Kółek dwóch", napisał Adam. Niektóre, z trudem organizowane imprezy nie uświadczyły zlotowych zastępów. Tak samo wystawy, kiermasz na Małym Rynku, a sesje były zamkniętym kółkiem wtajemniczonych uczestników. Trudno nie zgodzić się z gorzkimi uwagami Adama: "część harcerzy (może powinienem napisać "harcerzy") było proszonych wieczorem o dmuchanie do alkomatu.
Powiecie - przecież apel, przecież msza, przecież prezydent, i festyn na Rynku. Tak, macie rację, ale popatrzcie na proporcje! Bo okazało się, że mamy dziś przede wszystkim harcerstwo zabawowe, takie harcerstwo, które jest już bardziej luzackie niż skauting. Z tradycji został nam chyba jeszcze mundur. Ale program? Najważniejsze są przecież wędrownicze "Kółka dwa". Harcerskie ideały odchodzą do lamusa. Nie, nie podoba mi się to. I tyle."
Tyle Adam Czetwertyński na swym blogu. Rok temu, na letniej akcji szkoleniowej obaj z Adamem obserwowaliśmy dwa harcerstwa. Jedno było reprezentowane przez Zlot Drużynowych i było właśnie zabawowe, by po ciężkich trudach całorocznej pracy "drużynowy coś z tego miał", jak można było usłyszeć. Drugie, to LAS, obozowo - puszczański, bardzo nastawiony na kształcenie i szukający możliwości pośpiewania przy ognisku z dala od ryczących kolumn głośnikowych. Wydaje się , ze Zlot Stulecia poszedł w tym pierwszym kierunku.
Małe zastrzeżenie. Nie jestem przeciwnikiem "funu" w harcerstwie. Wydaje mi się tylko, że harcersko się bawić nie oznacza nieprzemyślanego małpowania tego, co doskonale i w nadmiarze dostarcza komercyjny przemysł rozrywkowy lub liczne pozarządowe organizacyjki. My po prostu zatracamy własny styl mądrej zabawy na rzecz wygłupu albo taniej kopii kolejnego Jarocina. I to przekonanie o ciężkiej pracy, która musi być wynagrodzona jakimś luzactwem. Tak, jeśli zapominamy, że harcerstwo to ruch w którym młodzi i starsi, a nawet najstarsi dobrze wspólnie powinni się bawić wychowując przez wzajemne oddziaływanie we wspólnych harcach właśnie, to pozostaje nam sztywna, pompatyczna i ponurawa Organizacja, w której najważniejsza jest kadencyjność, kolejne zapisy i ich interpretacje, oraz szpalerki i niezliczone regulacje.
I od której trzeba odpocząć w kolejnym pląsie, nosząc delikwentów pod ryczącą estradą, czy też dostawać "małpiego rozumu" przy... polowym basenie.
Harcerstwo to Wielka Gra i Przygoda !
Powtórzę kolejny raz za Michałem Góreckim, oddajmy harcerstwo harcerzom. Skończmy z przeświadczeniem, że harcerstwo to "usługa wychowawcza", świadczona przez parazawodowców w ramach jakichś wydumanych regulacji. Nie organizujmy im Jarmarków Galicyjskich, zamiast pięknych ognisk i zlotów robionych razem przez kadrę i wychowanków, gdzieś w sercu lasów choćby, jak to na Polowych Zbiórkach Harcerstwa Starszego kiedyś bywało.
Wilk Samotnik
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska)
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.