Nawigacja
Maciej Pietraszczyk: Lekarstwo na epidemię
- Drukuj
- 05 maj 2012
- Publicystyka, niekoniecznie harcerska
- 3518 czytań
- 1 komentarz
Pod Szczekocinami koło Zawiercia zderzyły się dwa pociągi, 16 osób zginęło, ponad 50 trafiło do piętnastu szpitali. Akcja ratownicza trwała ponad dobę i zaangażowanych było w nią 400 funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej i policji, nie licząc ratowników GOPR i innych organizacji ratunkowych.
Jeszcze w trakcie działań ratowniczych policja zatrzymała dwóch dróżników, jednemu z nich prokurator stawia zarzut, że nie dopełnił obowiązków i nie przestawił zwrotnicy, przez co dwa jadące w przeciwne strony pociągi znalazły się na jednym torze.
Niby wszystko jest jasne. Ale...
Ale szybko okazuje się, że zwrotnica w tym miejscu jest automatyczna. Co więcej, dzień wcześniej inny pociąg w wyniku awarii tejże zwrotnicy pojechał torem przeciwbieżnym, ale maszynista szybko zorientował się w błędzie i skorygował go. Dróżnik miał przestawiać zwrotnicę zastępczo, zamiast wadliwego systemu automatycznego.
Tymczasem do niczego by nie doszło, gdyby zamiast klajstrować awarię dróżnikiem, ktoś "na górze" podjął decyzję o wyłączeniu z użytkowania toru z wadliwą zwrotnicą i natychmiast wdrożył procedury zmierzające do naprawienia awarii. Utrudnienia w ruchu trwałyby może dzień, może dwa. Ale nie doszło by do tragedii i nikt by nie zginął.
Ktoś nie pomyślał. Ktoś nie zastanowił się, co się stanie, jeżeli...? Po raz kolejny załatano problem na zasadzie "jakoś to będzie". Być może nawet analizowano koszty takiej naprawy stwierdzając, że na tę chwilę jest ona nieopłacalna, niemożliwa do realizacji z przyczyn finansowych. Tymczasem do kosztu wyłączenia z użytkowania toru, który i tak zamknięto z powodu katastrofy, doszły koszty akcji ratowniczej (tak ludzkie - płace, nadgodziny - jak materiałowe - choćby za benzynę konieczną na dojazd), koszty odszkodowań dla ofiar i ich rodzin, koszty wizerunkowe, wskutek przedstawienia Polski jako kraju, gdzie każda podróż może być ostatnią.
Ktoś nie pomyślał. Komuś zabrakło odpowiedzialności. Ktoś nie wypełnił solidnie swoich obowiązków. A po fakcie zamiast wyciągnąć konsekwencje wobec naprawdę winnych usiłowano zwalić odpowiedzialność to na maszynistów, to na dróżników. Być może ktoś z nich popełnił błąd, ale błąd ten był skutkiem podstawowego błędu systemowego jakim było niewyłączenie z ruchu toru z wadliwą zwrotnicą.
Polskę drąży epidemia. Epidemia niefrasobliwości i braku odpowiedzialności. Epidemia braku myślenia perspektywicznego, braku postrzegania zagrożeń występujących przecież na każdym kroku i w związku z każdym ludzkim działaniem. Katastrofy, powodzie, klęski żywiołowe traktowane są w sposób charakterystyczny dla dzikich społeczeństw, jako coś, co się zdarza, co jest elementem rzeczywistości i z czym należy się pogodzić. Nie ma śladu myślenia typowego dla cywilizacji, zakładającego, że na stany zagrożeń można się przygotować, że są metody umożliwiające zmniejszenie ryzyka wystąpienia niebezpiecznej sytuacji, że są sposoby na to, by w razie wystąpienia stanu zagrożenia zmniejszyć ilość ofiar śmiertelnych. Na wypadek "W" szkolimy setki ratowników, ale nie robimy nic w kierunku profilaktyki i prewencji. Bo przecież "się zdarza". I tyle.
Obserwuję tę epidemię z narastającym przerażeniem. Zastanawiam się, co się musi stać, żeby nie organizowano imprezy na stadionie, zanim Policja i Państwowa Straż Pożarna nie dopuści go do użytkowania? Co się musi stać, żeby zaczęto przestrzegać procedur bezpieczeństwa w kolejnictwie, ruchu lotniczym czy drogowym? Co musi się stać, żeby przestano powielać te same błędy, zwalać winę na ofiary i nagradzać rzeczywiście winnych?
Porównanie obecnej sytuacji Polski do tego, co działo się tuż przed rozbiorami jest już wyświechtanym frazesem. Ale pod tym względem, pod względem skali nieodpowiedzialności i niefrasobliwości powszechnej - bo przecież nie tylko decydentów - porównanie to jest jak najbardziej zasadne.
Włos się jeży na głowie, kiedy czyta się jak wojowali dzielni konfederaci barscy nie wystawiając ŻADNYCH wart. Ten sam włos siwieje, gdy wyliczymy, że sam król Stanisław August był teoretycznie w stanie z własnej szkatuły wystawić całą uchwaloną przez Sejm Wielki stutysięczną armię, której koszt oceniano na 1/4 rocznych dochodów króla. Tyle, że miał on inne wydatki, a jego długi równe były czterokrotności funduszy potrzebnych na armię. Gdy się studiuje opisy ówczesnej epoki i dominującą mentalność, zdumienie budzi nie to, że doszło do rozbiorów, ale to, że nastąpiły tak późno i że w ogóle nastąpiło przebudzenie, którego skutkiem była Konstytucja 3 Maja, a potem Insurekcja Kościuszkowska.
Zresztą, sposób tworzenia, treść i sposób uchwalenia Konstytucji, to kolejne przykłady niefrasobliwości i nieodpowiedzialności. Konstytucja wprowadzała monarchię konstytucyjną z ogromną rolą króla. Jak można było taką władzę dać komuś tak leniwemu i nieodpowiedzialnemu jak Stanisław August? A uchwalenie będące w istocie zamachem stanu przeprowadzonym w sposób uwłaczający opozycji i irytujący możnych, wręcz prowokujący do reakcji i odwetu?
Czy zatem grożą nam nowe rozbiory? Nic z tych rzeczy. Mimo wszystkich zagrożeń na horyzoncie nie widać ani Katarzyny II, ani Fryderyka Wielkiego. Przywódcy Rosji i Niemiec w żaden sposób nie pasują do tych kostiumów, choć może czasem chcieliby je założyć. Grozi nam jednak powolne osuwanie się w chaos i upadek cywilizacyjny. Grozi nam, że wrócą stopnie zasilania i przerwy w dostawach prądu, co pamiętają jeszcze ci, którzy żyli u schyłku PRLu. Grozi nam brak dróg i porządnych kolei i ograniczenie się do transportu lotniczego, jak w interiorze Syberii, Afryki, czy Ameryki. Grozi nam, że na własną prośbę cofniemy się na poziom kraju trzeciego świata.
Czy to można zmienić? Nie zużywałbym klawiatury, gdybym nie wierzył, że można. Ale ktoś musi dać impuls do zmiany i powinien być to ruch, który za cel stawia sobie wychowanie.
"Harcerz sumiennie spełnia swoje obowiązki wynikające z Przyrzeczenia Harcerskiego".
"Harcerz służy Bogu i Polsce i sumiennie spełnia swoje obowiązki".
Sumiennie, a więc dokładnie. Sumiennie, a więc przewidując ich skutki. Sumiennie, czyli tak, by nie rodziły żadnych zagrożeń i nie budziły żadnych wątpliwości i zastrzeżeń. Sumiennie, czyli tak, by harcerze i ich rodzice mogli w pełni zaufać Związkowi i jego wolontariuszom-wychowawcom. Sumiennie, czyli tak, że dokumentacja obozowa trafiająca do komend chorągwi i kuratoriów,czy też stacji sanepidu jest zatwierdzana bez uwag. Sumiennie, czyli odpowiedzialnie.
Sumienność zaczyna się od porządnego obszycia munduru, nie spóźniania się na zbiórkę i zawiadomienia, jeśli jednak na zbiórkę nie dotrę. Sumienność, to właściwe określenie hierarchii zadań zgodnie z dewizą Ojczyzna-Nauka-Cnota, oznaczającą dom, szkołę i działalność w harcerstwie. W tej kolejności, a nie odwrotnej. Sumiennie, czyli przestrzegając zasady, że kolejną sprawność i stopień dostaję za konkretną pracę i osiągnięcia, a nie za widzimisię drużynowego.
Sumienność, to traktowanie samego siebie i innych poważnie i odpowiedzialnie. Sumienność, to stawianie sobie najwyższych wyzwań.
Czy jednak harcerstwo ma taki potencjał, żeby odwrócić trend zżerający Polskę?
Cóż, jeśli nie ma go ponad stutysięczny ruch wychowawczy, to nie ma go nikt. Jeśli nie dokonamy tego my, to nikomu się to nie uda.
phm. Maciej Pietraszczyk
Jeszcze w trakcie działań ratowniczych policja zatrzymała dwóch dróżników, jednemu z nich prokurator stawia zarzut, że nie dopełnił obowiązków i nie przestawił zwrotnicy, przez co dwa jadące w przeciwne strony pociągi znalazły się na jednym torze.
Niby wszystko jest jasne. Ale...
Ale szybko okazuje się, że zwrotnica w tym miejscu jest automatyczna. Co więcej, dzień wcześniej inny pociąg w wyniku awarii tejże zwrotnicy pojechał torem przeciwbieżnym, ale maszynista szybko zorientował się w błędzie i skorygował go. Dróżnik miał przestawiać zwrotnicę zastępczo, zamiast wadliwego systemu automatycznego.
Tymczasem do niczego by nie doszło, gdyby zamiast klajstrować awarię dróżnikiem, ktoś "na górze" podjął decyzję o wyłączeniu z użytkowania toru z wadliwą zwrotnicą i natychmiast wdrożył procedury zmierzające do naprawienia awarii. Utrudnienia w ruchu trwałyby może dzień, może dwa. Ale nie doszło by do tragedii i nikt by nie zginął.
Ktoś nie pomyślał. Ktoś nie zastanowił się, co się stanie, jeżeli...? Po raz kolejny załatano problem na zasadzie "jakoś to będzie". Być może nawet analizowano koszty takiej naprawy stwierdzając, że na tę chwilę jest ona nieopłacalna, niemożliwa do realizacji z przyczyn finansowych. Tymczasem do kosztu wyłączenia z użytkowania toru, który i tak zamknięto z powodu katastrofy, doszły koszty akcji ratowniczej (tak ludzkie - płace, nadgodziny - jak materiałowe - choćby za benzynę konieczną na dojazd), koszty odszkodowań dla ofiar i ich rodzin, koszty wizerunkowe, wskutek przedstawienia Polski jako kraju, gdzie każda podróż może być ostatnią.
Ktoś nie pomyślał. Komuś zabrakło odpowiedzialności. Ktoś nie wypełnił solidnie swoich obowiązków. A po fakcie zamiast wyciągnąć konsekwencje wobec naprawdę winnych usiłowano zwalić odpowiedzialność to na maszynistów, to na dróżników. Być może ktoś z nich popełnił błąd, ale błąd ten był skutkiem podstawowego błędu systemowego jakim było niewyłączenie z ruchu toru z wadliwą zwrotnicą.
Polskę drąży epidemia. Epidemia niefrasobliwości i braku odpowiedzialności. Epidemia braku myślenia perspektywicznego, braku postrzegania zagrożeń występujących przecież na każdym kroku i w związku z każdym ludzkim działaniem. Katastrofy, powodzie, klęski żywiołowe traktowane są w sposób charakterystyczny dla dzikich społeczeństw, jako coś, co się zdarza, co jest elementem rzeczywistości i z czym należy się pogodzić. Nie ma śladu myślenia typowego dla cywilizacji, zakładającego, że na stany zagrożeń można się przygotować, że są metody umożliwiające zmniejszenie ryzyka wystąpienia niebezpiecznej sytuacji, że są sposoby na to, by w razie wystąpienia stanu zagrożenia zmniejszyć ilość ofiar śmiertelnych. Na wypadek "W" szkolimy setki ratowników, ale nie robimy nic w kierunku profilaktyki i prewencji. Bo przecież "się zdarza". I tyle.
Obserwuję tę epidemię z narastającym przerażeniem. Zastanawiam się, co się musi stać, żeby nie organizowano imprezy na stadionie, zanim Policja i Państwowa Straż Pożarna nie dopuści go do użytkowania? Co się musi stać, żeby zaczęto przestrzegać procedur bezpieczeństwa w kolejnictwie, ruchu lotniczym czy drogowym? Co musi się stać, żeby przestano powielać te same błędy, zwalać winę na ofiary i nagradzać rzeczywiście winnych?
Porównanie obecnej sytuacji Polski do tego, co działo się tuż przed rozbiorami jest już wyświechtanym frazesem. Ale pod tym względem, pod względem skali nieodpowiedzialności i niefrasobliwości powszechnej - bo przecież nie tylko decydentów - porównanie to jest jak najbardziej zasadne.
Włos się jeży na głowie, kiedy czyta się jak wojowali dzielni konfederaci barscy nie wystawiając ŻADNYCH wart. Ten sam włos siwieje, gdy wyliczymy, że sam król Stanisław August był teoretycznie w stanie z własnej szkatuły wystawić całą uchwaloną przez Sejm Wielki stutysięczną armię, której koszt oceniano na 1/4 rocznych dochodów króla. Tyle, że miał on inne wydatki, a jego długi równe były czterokrotności funduszy potrzebnych na armię. Gdy się studiuje opisy ówczesnej epoki i dominującą mentalność, zdumienie budzi nie to, że doszło do rozbiorów, ale to, że nastąpiły tak późno i że w ogóle nastąpiło przebudzenie, którego skutkiem była Konstytucja 3 Maja, a potem Insurekcja Kościuszkowska.
Zresztą, sposób tworzenia, treść i sposób uchwalenia Konstytucji, to kolejne przykłady niefrasobliwości i nieodpowiedzialności. Konstytucja wprowadzała monarchię konstytucyjną z ogromną rolą króla. Jak można było taką władzę dać komuś tak leniwemu i nieodpowiedzialnemu jak Stanisław August? A uchwalenie będące w istocie zamachem stanu przeprowadzonym w sposób uwłaczający opozycji i irytujący możnych, wręcz prowokujący do reakcji i odwetu?
Czy zatem grożą nam nowe rozbiory? Nic z tych rzeczy. Mimo wszystkich zagrożeń na horyzoncie nie widać ani Katarzyny II, ani Fryderyka Wielkiego. Przywódcy Rosji i Niemiec w żaden sposób nie pasują do tych kostiumów, choć może czasem chcieliby je założyć. Grozi nam jednak powolne osuwanie się w chaos i upadek cywilizacyjny. Grozi nam, że wrócą stopnie zasilania i przerwy w dostawach prądu, co pamiętają jeszcze ci, którzy żyli u schyłku PRLu. Grozi nam brak dróg i porządnych kolei i ograniczenie się do transportu lotniczego, jak w interiorze Syberii, Afryki, czy Ameryki. Grozi nam, że na własną prośbę cofniemy się na poziom kraju trzeciego świata.
Czy to można zmienić? Nie zużywałbym klawiatury, gdybym nie wierzył, że można. Ale ktoś musi dać impuls do zmiany i powinien być to ruch, który za cel stawia sobie wychowanie.
"Harcerz sumiennie spełnia swoje obowiązki wynikające z Przyrzeczenia Harcerskiego".
"Harcerz służy Bogu i Polsce i sumiennie spełnia swoje obowiązki".
Sumiennie, a więc dokładnie. Sumiennie, a więc przewidując ich skutki. Sumiennie, czyli tak, by nie rodziły żadnych zagrożeń i nie budziły żadnych wątpliwości i zastrzeżeń. Sumiennie, czyli tak, by harcerze i ich rodzice mogli w pełni zaufać Związkowi i jego wolontariuszom-wychowawcom. Sumiennie, czyli tak, że dokumentacja obozowa trafiająca do komend chorągwi i kuratoriów,czy też stacji sanepidu jest zatwierdzana bez uwag. Sumiennie, czyli odpowiedzialnie.
Sumienność zaczyna się od porządnego obszycia munduru, nie spóźniania się na zbiórkę i zawiadomienia, jeśli jednak na zbiórkę nie dotrę. Sumienność, to właściwe określenie hierarchii zadań zgodnie z dewizą Ojczyzna-Nauka-Cnota, oznaczającą dom, szkołę i działalność w harcerstwie. W tej kolejności, a nie odwrotnej. Sumiennie, czyli przestrzegając zasady, że kolejną sprawność i stopień dostaję za konkretną pracę i osiągnięcia, a nie za widzimisię drużynowego.
Sumienność, to traktowanie samego siebie i innych poważnie i odpowiedzialnie. Sumienność, to stawianie sobie najwyższych wyzwań.
Czy jednak harcerstwo ma taki potencjał, żeby odwrócić trend zżerający Polskę?
Cóż, jeśli nie ma go ponad stutysięczny ruch wychowawczy, to nie ma go nikt. Jeśli nie dokonamy tego my, to nikomu się to nie uda.
phm. Maciej Pietraszczyk
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Życie dopisało post scriptum:
Nastolatek wyrzucony z obozu zginął w drodze do domu