Nawigacja
Umiem wycenić pracę NGO-sów - wywiad z druhną Naczelniczką ZHP
- Drukuj
- 17 wrz 2012
- Organizacja
- 3666 czytań
- 0 komentarzy
Łączy zmysł biznesowy i społeczny. Przyznaje, że doświadczenie zawodowe wyniesione z sektora prywatnego jest przydatne w zarządzaniu organizacją pozarządową i potrafi ocenić wartość jej działań. Jak to wpływa na jej obraz III sektora? Co w Radzie uważa za priorytety Rady?
Ngo.pl rozmawia z naczelniczką ZHP, Małgorzatą Sinicą.
Rozmawiał: Marek Władyka
2012-09-10, 03.03
Związek Harcerstwa Polskiego to jedna z największych organizacji pozarządowych w Polsce i Europie. Kogo lub co reprezentuje naczelniczka ZHP w Radzie Działalności Pożytku Publicznego?
Małgorzata Sinica, naczelniczka ZHP: Kandydowałam, aby w Radzie słyszalny był głos organizacji członkowskich, zarówno tych małych działających lokalnie, jak i dużych ogólnopolskich. I w pracach Rady lobbuję za przyjaznymi rozwiązaniami właśnie dla tych organizacji.
Mówiąc o ZHP w kontekście Rady Pożytku i III sektora, musimy również przybliżyć sobie, co to znaczy "jedną z największych organizacji". Związek Harcerstwa Polskiego jest o 20% większy od polskiej armii, a jego działalność całkowicie opiera się o pracę społeczną instruktorów, popularnie zwanych wolontariuszami. W strukturach ZHP jest 400 terenowych jednostek organizacyjnych i około 8000 drużyn, z których większość liczy minimum 15 osób, czyli zgodnie z prawem mogłaby być stowarzyszeniem. I każda z tych jednostek organizacyjnych boryka się z takimi samymi problemami jak inne małe stowarzyszenie. Każda lokalna struktura sama musi zapewnić sobie warunki do działania (lokal, finanse itp.), podejmować współprace z lokalnymi władzami. Mimo różnych trudności organizacja przetrwała 100 lat, nie zmieniając swojego głównego celu działania, a przygotowani przez nas wolontariusze pracują w licznych organizacjach pozarządowych. W ZHP 99,99% pracy wykonują wolontariusze, podczas gdy wyniki badań pokazują, że w Polsce 40% działań organizacji pozarządowych opiera się o pracę wolontariuszy. To chyba pokazuje, dlaczego mój udział jako przedstawiciela organizacji członkowskich, w tym ZHP jest ważny w Radzie Pożytku. Ze względu na skalę działań, ilość osób zaangażowanych wszystkie kwestie odnoszące się do III sektora, dotyczą również ZHP. Jako duża organizacja członkowska, działająca zarówno w dużych miastach jak i na wsi, z wiekowym doświadczeniem i zapleczem kadrowym, musimy mieć szansę wypowiadać się własnym głosem o potrzebach naszej organizacji, nie możemy liczyć na to, że organizacje parasolowe czy działające projektowo będą nas reprezentowały, gdyż mamy inną specyfikę działania, nieco inne problemy.
Myślę, że najlepszym przykładem będzie kwestia ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Kiedy w 2007 roku przygotowywano nowelizacje ustawy w pierwszy projekcie zmian zapisano, że członek stowarzyszenia nie może być w nim wolontariuszem. Dużo pracy nas kosztowało, żeby przekonać Ministerstwo i inne organizacje nieczłonkowskie, że my jesteśmy wolontariuszami. Bo kim ja jestem? Pracuję w firmie farmaceutycznej. Tam zarabiam. W ZHP nie pobieram żadnego wynagrodzenia, w związku z tym jestem tu wolontariuszem. Przecież problem wolontariatu nie dotyczył tylko ZHP.
Niektóre organizacje członkowskie giną w tłumie innych NGO-sów. Giną, bo z mojego punktu widzenia w świecie organizacji pozarządowych liczy się równość organizacji, a nie obywatela wobec prawa, to znaczy, że niezależnie od tego na rzecz ilu obywateli-beneficjentów działa dana organizacja, niezależnie od tego, jak długo ona działa, czy ile czasu poświęca i tak każda organizacja ma tylko jeden głos. Więc tym bardziej należało się starać o reprezentację ZHP, co na szczęście Minister Pracy docenił.
Aktualnie podnoszone tematy to rozwój ekonomii społecznej i wolontariat długoterminowy. W strukturach ZHP działa wiele wyodrębnionych podmiotów ekonomii społecznej np. niektóre harcerskie bazy obozowe. Długo zanim zostało to nazwane ekonomią społeczną realizowały one jej cele, w formach które obecnie odkrywamy. Kolejny temat to rozwój wolontariatu. Próbujemy wprowadzić w Polsce model wolontariatu długoterminowego, sześcio- lub dziewięciomiesięcznego. W organizacjach członkowskich, w ZHP taki wolontariat trwa kilka, a nawet 10, 20, 30 lat.
Gdybym poprosił Panią o określenie, czym powinna być Rada?
M.S: Moim zdaniem Rada powinna wyrażać zdanie organizacji pozarządowych. Kiedy kandydujemy do Rady, zgodnie z przyjętą procedurą, wymagana jest określona ilość rekomendacji innych organizacji. Według mnie to pokazuje jasno, że oczekuje się nie tylko reprezentowania własnego stowarzyszenia czy fundacji, ale organizacji pozarządowych. Rada powinna być reprezentantem świata organizacji pozarządowych, co przekłada się czasem na głos konsultacyjno-doradczy. Jedno z drugim się nie kłóci. Jedno w drugim się zawiera. Różni się tylko system, z jakiego poziomu się coś konsultuje.
W ZHP jest stworzony system konsultacyjny. Na stronie internetowej Związku istnieje zakładka dotycząca wszystkich konsultacji społecznych, które obecnie mają miejsce. Podmioty współpracujące z nami wiedzą, że wszystko to, co dostaję do konsultacji, pojawia się na stronie ZHP, po to, żeby zabierając głos w dyskusjach, nie reprezentować jedynie ZHP, tylko również tych, którzy z nami współpracują. Rada zdecydowanie powinna reprezentować III sektor.
Chciałbym zapytać o Pani doświadczenia łączące III sektor i biznes. To dla Rady nie jest typowe połączenie. Jaka wynikać może z tego wizja sektora pozarządowego?
M.S: Nie da się życia podzielić na część zawodową od 8.00 do 16.00 oraz wolontariacką od 16.00 do 20.00. Umiejętności zdobyte w sektorze pozarządowym przekładają się na moje kompetencje w branży farmaceutycznej. I odwrotnie. Mój punkt widzenia, spojrzenie na proces decyzyjny, na funkcjonowanie organizacji jest trochę inny. W niektórych kwestiach biznes żyje szybciej. Nie ma czasu na długotrwałe procesy. Kiedy przygotowuję się do cyklu promocyjnego, a firma farmaceutyczna żyje cyklami życia swoich produktów, to czas na konsultacje pomysłu marketingowego to czasami tylko 24 godziny. Wyobraźmy sobie, że organizacja pozarządowa dostaje coś do skonsultowania w 24 godziny - nie zaakceptuje tego. To inny świat decyzyjności i odpowiedzialności. W III sektorze przy projektach jesteśmy rozliczani z dokumentacji finansowej i działań, w biznesie, oczywiście dokumentacja finansowa jest potrzebna, ale to tylko narzędzie, bo celem jest wynik. Jestem rozliczana całkowicie z efektów.
To właśnie dzięki perspektywie biznesowej dostrzegam, że mamy równość nie obywatela wobec prawa, a równość stowarzyszeń. Jeżeli mówię o pracy wolontariusza w ZHP, to mam odwagę powiedzieć, że jeśli mamy 8 tys. drużynowych i każdy z nich tysiąc godzin rocznie w ramach pracy harcerskiej poświęca na wychowanie młodego człowieka, to jest 8 mln godzin. Jeżeli wycenię je według choćby stawki nauczyciela stażysty, to mam kwotę, którą dokładam do budżetu państwa. Świadomość takiego przelicznika to konsekwencja związków ze światem biznesu. To sprawia, że umiem inaczej docenić to, co robią organizacje pozarządowe, zwłaszcza wtedy, kiedy patrzymy przez pryzmat wolontariatu. Potrafię to docenić z poziomu biznesu.
Model rozliczania za rezultaty ma być przyswojony również przez III sektor. Trwa dyskusja, jak tego dokonać.
M.S: Zgadzam się z tym, że organizacje powinny być rozliczane z rezultatów działań. Uważam, że w chwili, kiedy konkurujemy o realizacje zadania publicznego, nie powinniśmy tylko konkurować pomysłem i innowacyjnością, ale również trwałością zmian, jakie mają nastąpić w społeczeństwie, czyli możliwością dotarcia do konkretnego obywatela. Jeżeli zadanie, którego celem jest zmiana postaw obywatelskich, budowa kapitału społecznego powinna być oceniana przez pryzmat oddziaływania w szerokim tego słowa znaczeniu, a nie tylko przez pryzmat ilości zorganizowanych spotkań, eventów, konferencji.
Mówi się wręcz o chorobie sektora, czyli projektozie?
M.S: ZHP działa długofalowo misyjnie. Proszę sobie wyobrazić, że powiemy harcerzom: nie, w tym roku nie będzie podsumowania pracy rocznej, wychowawczej na obozie, bo nie "dostaliśmy projekt", w związku z tym nie jesteśmy w stanie sfinansować obozu. To jest nie do pomyślenia. Biorąc na siebie wychowanie młodego człowieka, bierzemy na swoje barki odpowiedzialność, że wiemy, jak to zrobić, niezależnie od tego, czy będą pieniądze z projektu czy nie.
Zostańmy jeszcze przy tym biznesowym aspekcie. W III sektorze myśli się o różnych modelach ekonomizacji: konkurowaniu z usługami na wolnym rynku albo w pozarządowej niszy w sferze usług społecznych, zacieśniając współpracę z samorządem. Jak łączyć świat ekonomii i społecznikostwa?
M.S: Uważam, że III sektor nigdy nie będzie w stanie tak do końca rywalizować ze światem biznesu. Różnimy się zapleczem finansowym, sposobem zorganizowania. Organizacje pozarządowe, organizacjami pożytku publicznego, nie gromadzą kapitału po to, żeby go wykorzystać za dwa lata. Moim zdaniem wszystkie idee fixe mówiące o tym, że organizacje pozarządowe ze swoimi usługami mogą konkurować na wolnym rynku, będą trudne do urzeczywistnienia. To wcale nie oznacza, że nie ma usług, których nie robimy lepiej i taniej (np. domy pomocy społecznej, opieka nad dziećmi, edukacja, wychowanie). Działania organizacji nie są nastawione na zysk. Inną kwestią jest, że organizacje pozarządowe potrzebują partnerstwa świata biznesu. Potrzebują go w wymiarze finansowym oraz pozafinansowym.
Wróciłbym jeszcze do sposobu działania Rady Pożytku. Uczestniczy Pani w pierwszym z powołanych zespole doraźnym ds. programu aktywności osób starszych. Tych zespołów na pierwszym posiedzeniu powołano trzy, powstaną kolejne. Czy to odpowiedni model działania Rady? Jak Pani zdaniem można by jeszcze jej funkcjonowanie uskutecznić?
M.S: Spoglądając na frekwencję, musimy zdać sobie sprawę, że Rada poprzedniej kadencji borykała się z problemem jednakowego zaangażowania w jej pracę wszystkich członków Rady. Najlepiej wypadły organizacje pozarządowe. Być może dlatego powinno się pomyśleć o regulaminie Rady, który dopuszczałby zastępstwa z pełnym prawem głosu, co ułatwiłoby funkcjonowanie osobom, które mogą czasem nie mieć możliwości uczestniczenia w spotkaniach. Tworzenie zespołów doraźnych, jeśli będziemy pilnować, by zapraszać zawsze osobę ze strony rządowego, oraz pamiętając, że taki zespół jest mały i mobilny, ma szansę uaktywnić członków Rady, czyli przynieść pozytywną zmianę. Dziś trochę za wcześnie mówić o zmianie sposobu funkcjonowania Rady, bo po pierwsze, nie usiadła jeszcze do zmian do swojego regulaminu. Po drugie, nie powołała stałych zespołów, w związku z tym do realizacji zadań tu i teraz trzeba było powołać zespoły doraźne. To czas pokaże, czy pójdziemy w kierunku powoływania tych zespołów. Na pewno warto wykorzystać wszystkie strony Rady. Gdyby funkcjonował dziś zespół ds. funduszy, to on doskonale zająłby się np. programem aktywności osób starszych.
Mamy rekomendacje zespołów Rady III kadencji. Będziemy kontynuować rozpoczęte tematy. Zespoły stałe muszą się dopiero uformować, z tego co wiem tym zajmiemy się we wrześniu. Obecnie zespoły doraźne raczej zdały egzamin. Sądzę, że kwestii poruszonych w tej kadencji Rady, będzie zależeć liczba zespołów doraźnych.
Informacja własna portalu ngo.pl, publikacja za zgodą Redakcji Portalu.
źródło: www.ngo.pl
Ngo.pl rozmawia z naczelniczką ZHP, Małgorzatą Sinicą.
2012-09-10, 03.03
Związek Harcerstwa Polskiego to jedna z największych organizacji pozarządowych w Polsce i Europie. Kogo lub co reprezentuje naczelniczka ZHP w Radzie Działalności Pożytku Publicznego?
Małgorzata Sinica, naczelniczka ZHP: Kandydowałam, aby w Radzie słyszalny był głos organizacji członkowskich, zarówno tych małych działających lokalnie, jak i dużych ogólnopolskich. I w pracach Rady lobbuję za przyjaznymi rozwiązaniami właśnie dla tych organizacji.
Mówiąc o ZHP w kontekście Rady Pożytku i III sektora, musimy również przybliżyć sobie, co to znaczy "jedną z największych organizacji". Związek Harcerstwa Polskiego jest o 20% większy od polskiej armii, a jego działalność całkowicie opiera się o pracę społeczną instruktorów, popularnie zwanych wolontariuszami. W strukturach ZHP jest 400 terenowych jednostek organizacyjnych i około 8000 drużyn, z których większość liczy minimum 15 osób, czyli zgodnie z prawem mogłaby być stowarzyszeniem. I każda z tych jednostek organizacyjnych boryka się z takimi samymi problemami jak inne małe stowarzyszenie. Każda lokalna struktura sama musi zapewnić sobie warunki do działania (lokal, finanse itp.), podejmować współprace z lokalnymi władzami. Mimo różnych trudności organizacja przetrwała 100 lat, nie zmieniając swojego głównego celu działania, a przygotowani przez nas wolontariusze pracują w licznych organizacjach pozarządowych. W ZHP 99,99% pracy wykonują wolontariusze, podczas gdy wyniki badań pokazują, że w Polsce 40% działań organizacji pozarządowych opiera się o pracę wolontariuszy. To chyba pokazuje, dlaczego mój udział jako przedstawiciela organizacji członkowskich, w tym ZHP jest ważny w Radzie Pożytku. Ze względu na skalę działań, ilość osób zaangażowanych wszystkie kwestie odnoszące się do III sektora, dotyczą również ZHP. Jako duża organizacja członkowska, działająca zarówno w dużych miastach jak i na wsi, z wiekowym doświadczeniem i zapleczem kadrowym, musimy mieć szansę wypowiadać się własnym głosem o potrzebach naszej organizacji, nie możemy liczyć na to, że organizacje parasolowe czy działające projektowo będą nas reprezentowały, gdyż mamy inną specyfikę działania, nieco inne problemy.
Myślę, że najlepszym przykładem będzie kwestia ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Kiedy w 2007 roku przygotowywano nowelizacje ustawy w pierwszy projekcie zmian zapisano, że członek stowarzyszenia nie może być w nim wolontariuszem. Dużo pracy nas kosztowało, żeby przekonać Ministerstwo i inne organizacje nieczłonkowskie, że my jesteśmy wolontariuszami. Bo kim ja jestem? Pracuję w firmie farmaceutycznej. Tam zarabiam. W ZHP nie pobieram żadnego wynagrodzenia, w związku z tym jestem tu wolontariuszem. Przecież problem wolontariatu nie dotyczył tylko ZHP.
Niektóre organizacje członkowskie giną w tłumie innych NGO-sów. Giną, bo z mojego punktu widzenia w świecie organizacji pozarządowych liczy się równość organizacji, a nie obywatela wobec prawa, to znaczy, że niezależnie od tego na rzecz ilu obywateli-beneficjentów działa dana organizacja, niezależnie od tego, jak długo ona działa, czy ile czasu poświęca i tak każda organizacja ma tylko jeden głos. Więc tym bardziej należało się starać o reprezentację ZHP, co na szczęście Minister Pracy docenił.
Aktualnie podnoszone tematy to rozwój ekonomii społecznej i wolontariat długoterminowy. W strukturach ZHP działa wiele wyodrębnionych podmiotów ekonomii społecznej np. niektóre harcerskie bazy obozowe. Długo zanim zostało to nazwane ekonomią społeczną realizowały one jej cele, w formach które obecnie odkrywamy. Kolejny temat to rozwój wolontariatu. Próbujemy wprowadzić w Polsce model wolontariatu długoterminowego, sześcio- lub dziewięciomiesięcznego. W organizacjach członkowskich, w ZHP taki wolontariat trwa kilka, a nawet 10, 20, 30 lat.
Gdybym poprosił Panią o określenie, czym powinna być Rada?
M.S: Moim zdaniem Rada powinna wyrażać zdanie organizacji pozarządowych. Kiedy kandydujemy do Rady, zgodnie z przyjętą procedurą, wymagana jest określona ilość rekomendacji innych organizacji. Według mnie to pokazuje jasno, że oczekuje się nie tylko reprezentowania własnego stowarzyszenia czy fundacji, ale organizacji pozarządowych. Rada powinna być reprezentantem świata organizacji pozarządowych, co przekłada się czasem na głos konsultacyjno-doradczy. Jedno z drugim się nie kłóci. Jedno w drugim się zawiera. Różni się tylko system, z jakiego poziomu się coś konsultuje.
W ZHP jest stworzony system konsultacyjny. Na stronie internetowej Związku istnieje zakładka dotycząca wszystkich konsultacji społecznych, które obecnie mają miejsce. Podmioty współpracujące z nami wiedzą, że wszystko to, co dostaję do konsultacji, pojawia się na stronie ZHP, po to, żeby zabierając głos w dyskusjach, nie reprezentować jedynie ZHP, tylko również tych, którzy z nami współpracują. Rada zdecydowanie powinna reprezentować III sektor.
Chciałbym zapytać o Pani doświadczenia łączące III sektor i biznes. To dla Rady nie jest typowe połączenie. Jaka wynikać może z tego wizja sektora pozarządowego?
M.S: Nie da się życia podzielić na część zawodową od 8.00 do 16.00 oraz wolontariacką od 16.00 do 20.00. Umiejętności zdobyte w sektorze pozarządowym przekładają się na moje kompetencje w branży farmaceutycznej. I odwrotnie. Mój punkt widzenia, spojrzenie na proces decyzyjny, na funkcjonowanie organizacji jest trochę inny. W niektórych kwestiach biznes żyje szybciej. Nie ma czasu na długotrwałe procesy. Kiedy przygotowuję się do cyklu promocyjnego, a firma farmaceutyczna żyje cyklami życia swoich produktów, to czas na konsultacje pomysłu marketingowego to czasami tylko 24 godziny. Wyobraźmy sobie, że organizacja pozarządowa dostaje coś do skonsultowania w 24 godziny - nie zaakceptuje tego. To inny świat decyzyjności i odpowiedzialności. W III sektorze przy projektach jesteśmy rozliczani z dokumentacji finansowej i działań, w biznesie, oczywiście dokumentacja finansowa jest potrzebna, ale to tylko narzędzie, bo celem jest wynik. Jestem rozliczana całkowicie z efektów.
To właśnie dzięki perspektywie biznesowej dostrzegam, że mamy równość nie obywatela wobec prawa, a równość stowarzyszeń. Jeżeli mówię o pracy wolontariusza w ZHP, to mam odwagę powiedzieć, że jeśli mamy 8 tys. drużynowych i każdy z nich tysiąc godzin rocznie w ramach pracy harcerskiej poświęca na wychowanie młodego człowieka, to jest 8 mln godzin. Jeżeli wycenię je według choćby stawki nauczyciela stażysty, to mam kwotę, którą dokładam do budżetu państwa. Świadomość takiego przelicznika to konsekwencja związków ze światem biznesu. To sprawia, że umiem inaczej docenić to, co robią organizacje pozarządowe, zwłaszcza wtedy, kiedy patrzymy przez pryzmat wolontariatu. Potrafię to docenić z poziomu biznesu.
Model rozliczania za rezultaty ma być przyswojony również przez III sektor. Trwa dyskusja, jak tego dokonać.
M.S: Zgadzam się z tym, że organizacje powinny być rozliczane z rezultatów działań. Uważam, że w chwili, kiedy konkurujemy o realizacje zadania publicznego, nie powinniśmy tylko konkurować pomysłem i innowacyjnością, ale również trwałością zmian, jakie mają nastąpić w społeczeństwie, czyli możliwością dotarcia do konkretnego obywatela. Jeżeli zadanie, którego celem jest zmiana postaw obywatelskich, budowa kapitału społecznego powinna być oceniana przez pryzmat oddziaływania w szerokim tego słowa znaczeniu, a nie tylko przez pryzmat ilości zorganizowanych spotkań, eventów, konferencji.
Mówi się wręcz o chorobie sektora, czyli projektozie?
M.S: ZHP działa długofalowo misyjnie. Proszę sobie wyobrazić, że powiemy harcerzom: nie, w tym roku nie będzie podsumowania pracy rocznej, wychowawczej na obozie, bo nie "dostaliśmy projekt", w związku z tym nie jesteśmy w stanie sfinansować obozu. To jest nie do pomyślenia. Biorąc na siebie wychowanie młodego człowieka, bierzemy na swoje barki odpowiedzialność, że wiemy, jak to zrobić, niezależnie od tego, czy będą pieniądze z projektu czy nie.
Zostańmy jeszcze przy tym biznesowym aspekcie. W III sektorze myśli się o różnych modelach ekonomizacji: konkurowaniu z usługami na wolnym rynku albo w pozarządowej niszy w sferze usług społecznych, zacieśniając współpracę z samorządem. Jak łączyć świat ekonomii i społecznikostwa?
M.S: Uważam, że III sektor nigdy nie będzie w stanie tak do końca rywalizować ze światem biznesu. Różnimy się zapleczem finansowym, sposobem zorganizowania. Organizacje pozarządowe, organizacjami pożytku publicznego, nie gromadzą kapitału po to, żeby go wykorzystać za dwa lata. Moim zdaniem wszystkie idee fixe mówiące o tym, że organizacje pozarządowe ze swoimi usługami mogą konkurować na wolnym rynku, będą trudne do urzeczywistnienia. To wcale nie oznacza, że nie ma usług, których nie robimy lepiej i taniej (np. domy pomocy społecznej, opieka nad dziećmi, edukacja, wychowanie). Działania organizacji nie są nastawione na zysk. Inną kwestią jest, że organizacje pozarządowe potrzebują partnerstwa świata biznesu. Potrzebują go w wymiarze finansowym oraz pozafinansowym.
Wróciłbym jeszcze do sposobu działania Rady Pożytku. Uczestniczy Pani w pierwszym z powołanych zespole doraźnym ds. programu aktywności osób starszych. Tych zespołów na pierwszym posiedzeniu powołano trzy, powstaną kolejne. Czy to odpowiedni model działania Rady? Jak Pani zdaniem można by jeszcze jej funkcjonowanie uskutecznić?
M.S: Spoglądając na frekwencję, musimy zdać sobie sprawę, że Rada poprzedniej kadencji borykała się z problemem jednakowego zaangażowania w jej pracę wszystkich członków Rady. Najlepiej wypadły organizacje pozarządowe. Być może dlatego powinno się pomyśleć o regulaminie Rady, który dopuszczałby zastępstwa z pełnym prawem głosu, co ułatwiłoby funkcjonowanie osobom, które mogą czasem nie mieć możliwości uczestniczenia w spotkaniach. Tworzenie zespołów doraźnych, jeśli będziemy pilnować, by zapraszać zawsze osobę ze strony rządowego, oraz pamiętając, że taki zespół jest mały i mobilny, ma szansę uaktywnić członków Rady, czyli przynieść pozytywną zmianę. Dziś trochę za wcześnie mówić o zmianie sposobu funkcjonowania Rady, bo po pierwsze, nie usiadła jeszcze do zmian do swojego regulaminu. Po drugie, nie powołała stałych zespołów, w związku z tym do realizacji zadań tu i teraz trzeba było powołać zespoły doraźne. To czas pokaże, czy pójdziemy w kierunku powoływania tych zespołów. Na pewno warto wykorzystać wszystkie strony Rady. Gdyby funkcjonował dziś zespół ds. funduszy, to on doskonale zająłby się np. programem aktywności osób starszych.
Mamy rekomendacje zespołów Rady III kadencji. Będziemy kontynuować rozpoczęte tematy. Zespoły stałe muszą się dopiero uformować, z tego co wiem tym zajmiemy się we wrześniu. Obecnie zespoły doraźne raczej zdały egzamin. Sądzę, że kwestii poruszonych w tej kadencji Rady, będzie zależeć liczba zespołów doraźnych.
Informacja własna portalu ngo.pl, publikacja za zgodą Redakcji Portalu.
źródło: www.ngo.pl
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.