Nawigacja
Maciek Pietraszczyk: Wielkie nadzieje - oby nie wielka porażka
- Drukuj
- 07 kwi 2013
- Organizacja
- 3612 czytań
- 0 komentarzy
Kiedy zobaczyłem informację, że powstał projekt Ustawy o działalności harcerskiej, powiedziałem "hurra! wreszcie".
Od lat uważam, że należy uporządkować prawnie te kwestie, które decydują o naszej szczególności na tle innych organizacji społecznych i warunkują odmienność naszej pracy wychowawczej od dostarczania usług edukacyjnych i turystyczno-wypoczynkowych. Jest ona potrzebna przede wszystkim nam. Po to, byśmy mogli urzędnikom państwowym i samorządowym, wyjaśniać sprawy podstawowe dla naszej działalności, a oni by nie mogli zasłaniać się literalnie rozumianymi przepisami.
Przeciwnicy takiej ustawy gardłują o naruszeniu zasad konkurencji z innymi ngo'sami, ale pomijają, że konkurować mogą produkty podobne, a nie zupełnie różne. Producent wysokich butów zimowych nie konkuruje z producentem klapek letnich, choć jeden i drugi wytwarza obuwie. Podobnie dostawca usługi edukacyjno-wychowawczej w postaci obozu harcerskiego nie konkuruje z dostawcą usługi wypoczynkowej w postaci kolonii letnich, choć obaj organizują imprezę wyjazdową dla dzieci i młodzieży w okresie ferii szkolnych. W istocie jedni i drudzy oferują zupełnie różne produkty. Konkurują ze sobą organizacje harcerskie podobnie jak konkurują ze sobą producenci klapek letnich. Nie jest jednak dla nas konkurencją biuro podróży czy fundacja "Fajna impreza".
W miarę czytania projektu Ustawy szczęka opadała mi jednak coraz niżej i niżej, a oczy stawały się coraz większe. Projekt wygląda tak, jakby pisali go ludzie, którym marzy się powrót do czasów politycznego podwiązania harcerstwa i niefrasobliwości zethapowskich działaczy, w większości wówczas życiowych nieudaczników dostających pieniądze za nic.
Ale po kolei.
Art. 1 – nie wymaga uwag, jest to po prostu opis czego dotyczy Ustawa.
Art. 2 - dobrze, że definiuje czym jest harcerstwo i co to jest metoda harcerska. Niemniej brak w nim doprecyzowania czym jest system małych grup, a w metodzie harcerskiej ważne jest to, że nie są to grupy tworzone ad hoc, ale stałe, pracujące na co dzień zespoły harcerskie. Wbrew mitologii dotyczy to także drużyn wędrowniczych, które nie dość że same są małymi grupami, to także dzielą się na zastępy specjalnościowe o stałych składach.
Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby ustawa odwoływała się do klasyki metodycznej: Baden-Powella, Małkowskiego, Philippsa, Kamińskiego itd.
Warto też ustalić, co to jest "narodowy pokój".
Art. 3 - jeden z bardziej kontrowersyjnych.
Po pierwsze, niezbyt jasne jest, czemu o status organizacji harcerskiej może się ubiegać stowarzyszenie, które de facto już taką organizacją jest, skoro od dwóch lat prowadzi działalność zgodną z kryteriami wymaganymi od takich struktur. Szczególnie, że dalsze procedury nie przewidują żadnej formy weryfikacji, jaki jest stan faktyczny. Wygląda na to, że przepis ten w rzeczywistości ma uniemożliwić, bądź poważnie utrudnić tworzenie nowych organizacji harcerskich lub przywrócenie statusu o.h. stowarzyszeniu z rejestru wykreślonemu.
Poza tym, kto i na jakiej podstawie będzie orzekał, czy dana organizacja od dwóch lat spełnia wymogi stawiane o.h., czy nie?
Po drugie, zdecydowany sprzeciw budzi administracyjny tryb wpisywania stowarzyszenia na listę organizacji harcerskich dokonywany przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, a szczególnie analogiczny tryb wykreślania stowarzyszenia z rejestru "po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego (...) w przypadku stwierdzenia, że działalność organizacji nie spełnia warunków określonych w art. 2". Minister może działać tu "z własnej inicjatywy lub na wniosek". Rzecz w tym, że minister nie musi posiadać wiedzy wystarczającej do obiektywnego orzeczenia, czy rzeczywiście działalność stowarzyszenia narusza przepisy ustawy, a sama ustawa nie zobowiązuje go do powołania biegłych rzeczoznawców w celu wydania opinii. Tryb postępowania wyjaśniającego może zatem polegać (i w praktyce polskich urzędów często polega) na przyłożeniu posiadanych informacji do "modelu z Sevres" opisanego w ustawie. Przy nieprecyzyjnym określeniu czym jest harcerstwo, może dość do decyzji błędnych. Bo przykładowo dla osoby niezorientowanej gromady zuchowe nie są małymi grupami, tylko wielkimi. I jak wytłumaczyć urzędnikowi, że działalność propaństwowa niekoniecznie polega na staniu pod pomnikami i dekorowaniu oficjałek? Warto pamiętać, że urzędnik w Polsce ma OBOWIĄZEK trzymania się LITERY prawa interpretowanej przez urząd, czyli w istocie przez niego samego.
Od razu można na półkę odłożyć wszelkie eksperymenty metodyczne. Nie można też lekceważyć hipotetycznej możliwości podporządkowywania tą drogą harcerstwa rządzącej opcji politycznej. Organizacja źle postrzegana przez aktualną władzę może być arbitralną decyzją ministra pozbawiona statusu organizacji harcerskiej lub do niego niedopuszczona.
Zarówno wpis do rejestru organizacji harcerskich, jak i jego usunięcie powinny odbywać się na drodze sądowej, dającej stronie zainteresowanej możliwość szerokiego przedstawienia argumentów na swoją rzecz, a od sędziego wymagającej - poza trzymaniem się przepisów i to bardziej ducha prawa, niż jego litery - także kierowania się sumieniem, własnym doświadczeniem i rozeznaniem. Uniemożliwia to arbitralne, inspirowane celami politycznymi decyzje urzędników.
Przy czym wpis do rejestru organizacji harcerskich powinien odbywać się w ramach zwykłej procedury sądowej rejestracji stowarzyszenia. Jeśli jutro postanowimy stworzyć stowarzyszenie o nazwie Porozumienie Harcerskich Drużyn Konnych, to z chwilą umieszczenia w rejestrze stowarzyszeń powinno się ono znaleźć w rejestrze organizacji harcerskich.
Art. 4 - kompletnie niezrozumiałe jest dzielenie organizacji na ogólnopolskie i lokalne. Stawianie wygórowanych kryteriów organizacjom ogólnopolskim sprawia wrażenie budowy "szklanego sufitu" dla nowych inicjatyw i ustawowego gwarantowania oligopolu dla stowarzyszeń najdłużej działających, co wcale nie znaczy, że lepszych. Monopol najbardziej szkodzi monopoliście. Warto o tym pamiętać, a oligopol od monopolu wiele się nie różni.
Poza tym, wymogi stawiane organizacjom ogólnopolskim są lekko żenujące. Wymóg działania w 80% województw i liczebności min. 1000 wychowanków w wieku 6-18 lat spełnia na przykład Harcerska Szkoła Ratownictwa ZHP. Mało tego, spełniają go także połączone siły drużyn obronnych, HSG i HSP. Żeby było ciekawiej, w zakresie liczebności spełnia go spora liczba hufców. Jak na organizację ogólnopolską, to trochę pachnie partiami kanapowymi.
Zdecydowanie byłbym przeciwny dzieleniu organizacji na ogólnopolskie i lokalne.
A ciekawostką i przejawem pewnej niekonsekwencji autorów projektu jest to, że do rejestru organizacji ogólnopolskich wpisuje jednak sąd, a nie urzędnik.
Artykuły 5 i 6 nie budzą oporów.
Artykuł 7 - zasadniczo jest słuszny, z zastrzeżeniem, że nie robimy "szklanego sufitu" i wymogu czekania dwa lata w zamrażarce nowym inicjatywom organizacyjnym. W przeciwnym przypadku stanowi on element budowania monopolu i represjonowania za chęć budowy własnej organizacji i szukania własnej drogi.
Artykuł 8 nie budzi wątpliwości.
Artykuł 9 - drugi z najbardziej kontrowersyjnych.
Po pierwsze, opór budzi już samo to, że organizacja ma dostawać jakiekolwiek fundusze publiczne za nic, za sam fakt, że jest. To rodzi najgorsze skojarzenia i generuje nieodpowiedzialne postawy, bo skoro o fundusze nie trzeba się starać i ma się zapewniony ich dopływ, to nie trzeba się z nimi liczyć i oszczędzać.
Po drugie, jeśli dotacje mają być naliczane od ilości członków, to każda z organizacji będzie zainteresowana pompowaniem liczebności, a nie pracą wychowawczą, której istotą jest stawianie wymagań, a w przypadku ich niespełnienia, usuwanie z organizacji osób lekceważących obowiązki. Ciśnienie na ilość, a nie na jakość w szybkim tempie spowoduje spadek jakości harcerstwa, a w efekcie upadek i tak już niewielkiego autorytetu w społeczeństwie. To równia pochyła.
Po trzecie, wreszcie, dotacje w powiązaniu z administracyjnym, arbitralnym decydowaniem, które stowarzyszenie jest organizacją harcerską, czyli kto dostanie dotację, stanowi znakomite narzędzie do wywierania nacisku na stowarzyszenia harcerskie, żeby były politycznie słuszne i do przekształcenia harcerstwa w partyjne młodzieżówki na wzór organizacji pionierskich.
A zatem, jeśli już dotacje, to niezależne od liczebności, a od konkretnych zadań realizowanych przez organizacje harcerskie i w ilości zależnej od rzeczywistej działalności poszczególnych organizacji (struktura mała liczebnie może robić więcej, niż struktura rozbudowana). I uznanie za organizację harcerską niezależne od struktur administracyjno-politycznych.
Dotacje powinny mieć też zdecydowanie charakter celowy i być przeznaczone na dofinansowanie pracy wychowawczej i programu, a nie na etaty działaczy. A już na pewno nie na pokrycie składek w WOSM i WAGGGS. Użyte w projekcie sformułowanie jest tak nieostre i enigmatyczne, że zgodnie z nim na "koszty administracyjne" związane z realizacją poszczególnych zadań może pójść 95% dotacji, a na realizację programu w drużynach 5%. Tymczasem jeśli już, stosunek ten powinien być odwrotny. Dotacja, jeśli miałaby być, powinna w 95% trafiać do drużyn.
A tak naprawdę, to stan idealny zachodziłby, gdyby dotacje trafiały do organizacji harcerskich nie w postaci funduszy, ale "w naturze" jako przekazany drużynom specjalistyczny sprzęt konieczny do realizacji zadań, na które przeznaczone są dotacje, pokrycie kosztów odpowiednich szkoleń itp. W ten sposób państwo nie utraci kontroli nad wydatkowaniem tych funduszy, a one same trafią dokładnie tam, gdzie trafić powinny, czyli do drużyn i hufców. Według tej samej zasady powinny być rozliczane także finansowanie korzystania z nieruchomości publicznych na rzecz komend hufców i Chorągwi: gmina udostępnia nieodpłatnie hufcowi X lokal, a koszty pokrywa z dotacji poprzez przedstawienie faktur instytucji państwowej dotacją zarządzającej.
Artykuł 10 - w kontekście artykułu 9 jest w istocie skandaliczny, bo stawiający organizacje harcerskie całkowicie poza prawem obowiązującym inne stowarzyszenia. Jeśli organizacje harcerskie mają otrzymywać dotacje, to minimum przyzwoitości i skromności wymagałoby odpuszczenie innym podmiotom konkursów grantowych. Ubieganie się o fundusze, gdy ma się zapewnione wysokie finansowanie, to szczyt pazerności.
Artykuły 11 do 21, które wreszcie wpisują harcerstwo w szeroką gamę struktur i systemów użyteczności publicznej " od obronności po edukację i działalność kulturalną " jak najbardziej tak. Stanowią one najbardziej wartościową część projektu czyniąc z harcerstwa rzeczywistego partnera podmiotów publicznych, choć warto byłoby doszlifować szczegóły. Szczególnie w zakresie szeroko rozumianego pozamilitarnego systemu obronności państwa i systemu bezpieczeństwa powszechnego. Można na przykład rozważyć wpisanie służby instruktorskiej w drużynach realizujących zadania z tego zakresu jako tożsamej ze służbą w Narodowych Siłach Rezerwy.
Brakuje natomiast wyraźnego wyłączenia akcji letniej i zimowej spod przepisów dotyczących wypoczynku dzieci i młodzieży - bo przecież na naszych obozach i zimowiskach odbywa się szkolenie i wychowanie (!), a nie wypoczynek. Brak też wyraźnie określonych zasad samodzielnej pracy zastępów kierowanych przez osoby niepełnoletnie. Z projektu ustawy taka możliwość nie wynika, a to koliduje z zasadą systemu małych grup.
Podsumowując, projekt jest na razie porażką, choć budził wielkie nadzieje. Zawiera wiele nieporozumień, w których kluczowe kwestie podlegają arbitralnej decyzji administracji państwowej oddając w jej ręce prawo decydowania co jest harcerstwem, a co nie jest. Zamiast wyposażyć harcerzy w narzędzia do rozmowy z niekojarzącymi tematu urzędnikami, dyrektorami szkół itp., wyposaża urzędników i polityków w bat umożliwiający podporządkowanie harcerstwa doraźnym celom politycznym i wprzęgnięcie nas w bieżącą walkę partyjną, a to byłoby całkowitym zaprzeczeniem idei harcerstwa.
phm. Maciej Pietraszczyk
Przeciwnicy takiej ustawy gardłują o naruszeniu zasad konkurencji z innymi ngo'sami, ale pomijają, że konkurować mogą produkty podobne, a nie zupełnie różne. Producent wysokich butów zimowych nie konkuruje z producentem klapek letnich, choć jeden i drugi wytwarza obuwie. Podobnie dostawca usługi edukacyjno-wychowawczej w postaci obozu harcerskiego nie konkuruje z dostawcą usługi wypoczynkowej w postaci kolonii letnich, choć obaj organizują imprezę wyjazdową dla dzieci i młodzieży w okresie ferii szkolnych. W istocie jedni i drudzy oferują zupełnie różne produkty. Konkurują ze sobą organizacje harcerskie podobnie jak konkurują ze sobą producenci klapek letnich. Nie jest jednak dla nas konkurencją biuro podróży czy fundacja "Fajna impreza".
W miarę czytania projektu Ustawy szczęka opadała mi jednak coraz niżej i niżej, a oczy stawały się coraz większe. Projekt wygląda tak, jakby pisali go ludzie, którym marzy się powrót do czasów politycznego podwiązania harcerstwa i niefrasobliwości zethapowskich działaczy, w większości wówczas życiowych nieudaczników dostających pieniądze za nic.
Ale po kolei.
Art. 1 – nie wymaga uwag, jest to po prostu opis czego dotyczy Ustawa.
Art. 2 - dobrze, że definiuje czym jest harcerstwo i co to jest metoda harcerska. Niemniej brak w nim doprecyzowania czym jest system małych grup, a w metodzie harcerskiej ważne jest to, że nie są to grupy tworzone ad hoc, ale stałe, pracujące na co dzień zespoły harcerskie. Wbrew mitologii dotyczy to także drużyn wędrowniczych, które nie dość że same są małymi grupami, to także dzielą się na zastępy specjalnościowe o stałych składach.
Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby ustawa odwoływała się do klasyki metodycznej: Baden-Powella, Małkowskiego, Philippsa, Kamińskiego itd.
Warto też ustalić, co to jest "narodowy pokój".
Art. 3 - jeden z bardziej kontrowersyjnych.
Po pierwsze, niezbyt jasne jest, czemu o status organizacji harcerskiej może się ubiegać stowarzyszenie, które de facto już taką organizacją jest, skoro od dwóch lat prowadzi działalność zgodną z kryteriami wymaganymi od takich struktur. Szczególnie, że dalsze procedury nie przewidują żadnej formy weryfikacji, jaki jest stan faktyczny. Wygląda na to, że przepis ten w rzeczywistości ma uniemożliwić, bądź poważnie utrudnić tworzenie nowych organizacji harcerskich lub przywrócenie statusu o.h. stowarzyszeniu z rejestru wykreślonemu.
Poza tym, kto i na jakiej podstawie będzie orzekał, czy dana organizacja od dwóch lat spełnia wymogi stawiane o.h., czy nie?
Po drugie, zdecydowany sprzeciw budzi administracyjny tryb wpisywania stowarzyszenia na listę organizacji harcerskich dokonywany przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, a szczególnie analogiczny tryb wykreślania stowarzyszenia z rejestru "po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego (...) w przypadku stwierdzenia, że działalność organizacji nie spełnia warunków określonych w art. 2". Minister może działać tu "z własnej inicjatywy lub na wniosek". Rzecz w tym, że minister nie musi posiadać wiedzy wystarczającej do obiektywnego orzeczenia, czy rzeczywiście działalność stowarzyszenia narusza przepisy ustawy, a sama ustawa nie zobowiązuje go do powołania biegłych rzeczoznawców w celu wydania opinii. Tryb postępowania wyjaśniającego może zatem polegać (i w praktyce polskich urzędów często polega) na przyłożeniu posiadanych informacji do "modelu z Sevres" opisanego w ustawie. Przy nieprecyzyjnym określeniu czym jest harcerstwo, może dość do decyzji błędnych. Bo przykładowo dla osoby niezorientowanej gromady zuchowe nie są małymi grupami, tylko wielkimi. I jak wytłumaczyć urzędnikowi, że działalność propaństwowa niekoniecznie polega na staniu pod pomnikami i dekorowaniu oficjałek? Warto pamiętać, że urzędnik w Polsce ma OBOWIĄZEK trzymania się LITERY prawa interpretowanej przez urząd, czyli w istocie przez niego samego.
Od razu można na półkę odłożyć wszelkie eksperymenty metodyczne. Nie można też lekceważyć hipotetycznej możliwości podporządkowywania tą drogą harcerstwa rządzącej opcji politycznej. Organizacja źle postrzegana przez aktualną władzę może być arbitralną decyzją ministra pozbawiona statusu organizacji harcerskiej lub do niego niedopuszczona.
Zarówno wpis do rejestru organizacji harcerskich, jak i jego usunięcie powinny odbywać się na drodze sądowej, dającej stronie zainteresowanej możliwość szerokiego przedstawienia argumentów na swoją rzecz, a od sędziego wymagającej - poza trzymaniem się przepisów i to bardziej ducha prawa, niż jego litery - także kierowania się sumieniem, własnym doświadczeniem i rozeznaniem. Uniemożliwia to arbitralne, inspirowane celami politycznymi decyzje urzędników.
Przy czym wpis do rejestru organizacji harcerskich powinien odbywać się w ramach zwykłej procedury sądowej rejestracji stowarzyszenia. Jeśli jutro postanowimy stworzyć stowarzyszenie o nazwie Porozumienie Harcerskich Drużyn Konnych, to z chwilą umieszczenia w rejestrze stowarzyszeń powinno się ono znaleźć w rejestrze organizacji harcerskich.
Art. 4 - kompletnie niezrozumiałe jest dzielenie organizacji na ogólnopolskie i lokalne. Stawianie wygórowanych kryteriów organizacjom ogólnopolskim sprawia wrażenie budowy "szklanego sufitu" dla nowych inicjatyw i ustawowego gwarantowania oligopolu dla stowarzyszeń najdłużej działających, co wcale nie znaczy, że lepszych. Monopol najbardziej szkodzi monopoliście. Warto o tym pamiętać, a oligopol od monopolu wiele się nie różni.
Poza tym, wymogi stawiane organizacjom ogólnopolskim są lekko żenujące. Wymóg działania w 80% województw i liczebności min. 1000 wychowanków w wieku 6-18 lat spełnia na przykład Harcerska Szkoła Ratownictwa ZHP. Mało tego, spełniają go także połączone siły drużyn obronnych, HSG i HSP. Żeby było ciekawiej, w zakresie liczebności spełnia go spora liczba hufców. Jak na organizację ogólnopolską, to trochę pachnie partiami kanapowymi.
Zdecydowanie byłbym przeciwny dzieleniu organizacji na ogólnopolskie i lokalne.
A ciekawostką i przejawem pewnej niekonsekwencji autorów projektu jest to, że do rejestru organizacji ogólnopolskich wpisuje jednak sąd, a nie urzędnik.
Artykuły 5 i 6 nie budzą oporów.
Artykuł 7 - zasadniczo jest słuszny, z zastrzeżeniem, że nie robimy "szklanego sufitu" i wymogu czekania dwa lata w zamrażarce nowym inicjatywom organizacyjnym. W przeciwnym przypadku stanowi on element budowania monopolu i represjonowania za chęć budowy własnej organizacji i szukania własnej drogi.
Artykuł 8 nie budzi wątpliwości.
Artykuł 9 - drugi z najbardziej kontrowersyjnych.
Po pierwsze, opór budzi już samo to, że organizacja ma dostawać jakiekolwiek fundusze publiczne za nic, za sam fakt, że jest. To rodzi najgorsze skojarzenia i generuje nieodpowiedzialne postawy, bo skoro o fundusze nie trzeba się starać i ma się zapewniony ich dopływ, to nie trzeba się z nimi liczyć i oszczędzać.
Po drugie, jeśli dotacje mają być naliczane od ilości członków, to każda z organizacji będzie zainteresowana pompowaniem liczebności, a nie pracą wychowawczą, której istotą jest stawianie wymagań, a w przypadku ich niespełnienia, usuwanie z organizacji osób lekceważących obowiązki. Ciśnienie na ilość, a nie na jakość w szybkim tempie spowoduje spadek jakości harcerstwa, a w efekcie upadek i tak już niewielkiego autorytetu w społeczeństwie. To równia pochyła.
Po trzecie, wreszcie, dotacje w powiązaniu z administracyjnym, arbitralnym decydowaniem, które stowarzyszenie jest organizacją harcerską, czyli kto dostanie dotację, stanowi znakomite narzędzie do wywierania nacisku na stowarzyszenia harcerskie, żeby były politycznie słuszne i do przekształcenia harcerstwa w partyjne młodzieżówki na wzór organizacji pionierskich.
A zatem, jeśli już dotacje, to niezależne od liczebności, a od konkretnych zadań realizowanych przez organizacje harcerskie i w ilości zależnej od rzeczywistej działalności poszczególnych organizacji (struktura mała liczebnie może robić więcej, niż struktura rozbudowana). I uznanie za organizację harcerską niezależne od struktur administracyjno-politycznych.
Dotacje powinny mieć też zdecydowanie charakter celowy i być przeznaczone na dofinansowanie pracy wychowawczej i programu, a nie na etaty działaczy. A już na pewno nie na pokrycie składek w WOSM i WAGGGS. Użyte w projekcie sformułowanie jest tak nieostre i enigmatyczne, że zgodnie z nim na "koszty administracyjne" związane z realizacją poszczególnych zadań może pójść 95% dotacji, a na realizację programu w drużynach 5%. Tymczasem jeśli już, stosunek ten powinien być odwrotny. Dotacja, jeśli miałaby być, powinna w 95% trafiać do drużyn.
A tak naprawdę, to stan idealny zachodziłby, gdyby dotacje trafiały do organizacji harcerskich nie w postaci funduszy, ale "w naturze" jako przekazany drużynom specjalistyczny sprzęt konieczny do realizacji zadań, na które przeznaczone są dotacje, pokrycie kosztów odpowiednich szkoleń itp. W ten sposób państwo nie utraci kontroli nad wydatkowaniem tych funduszy, a one same trafią dokładnie tam, gdzie trafić powinny, czyli do drużyn i hufców. Według tej samej zasady powinny być rozliczane także finansowanie korzystania z nieruchomości publicznych na rzecz komend hufców i Chorągwi: gmina udostępnia nieodpłatnie hufcowi X lokal, a koszty pokrywa z dotacji poprzez przedstawienie faktur instytucji państwowej dotacją zarządzającej.
Artykuł 10 - w kontekście artykułu 9 jest w istocie skandaliczny, bo stawiający organizacje harcerskie całkowicie poza prawem obowiązującym inne stowarzyszenia. Jeśli organizacje harcerskie mają otrzymywać dotacje, to minimum przyzwoitości i skromności wymagałoby odpuszczenie innym podmiotom konkursów grantowych. Ubieganie się o fundusze, gdy ma się zapewnione wysokie finansowanie, to szczyt pazerności.
Artykuły 11 do 21, które wreszcie wpisują harcerstwo w szeroką gamę struktur i systemów użyteczności publicznej " od obronności po edukację i działalność kulturalną " jak najbardziej tak. Stanowią one najbardziej wartościową część projektu czyniąc z harcerstwa rzeczywistego partnera podmiotów publicznych, choć warto byłoby doszlifować szczegóły. Szczególnie w zakresie szeroko rozumianego pozamilitarnego systemu obronności państwa i systemu bezpieczeństwa powszechnego. Można na przykład rozważyć wpisanie służby instruktorskiej w drużynach realizujących zadania z tego zakresu jako tożsamej ze służbą w Narodowych Siłach Rezerwy.
Brakuje natomiast wyraźnego wyłączenia akcji letniej i zimowej spod przepisów dotyczących wypoczynku dzieci i młodzieży - bo przecież na naszych obozach i zimowiskach odbywa się szkolenie i wychowanie (!), a nie wypoczynek. Brak też wyraźnie określonych zasad samodzielnej pracy zastępów kierowanych przez osoby niepełnoletnie. Z projektu ustawy taka możliwość nie wynika, a to koliduje z zasadą systemu małych grup.
Podsumowując, projekt jest na razie porażką, choć budził wielkie nadzieje. Zawiera wiele nieporozumień, w których kluczowe kwestie podlegają arbitralnej decyzji administracji państwowej oddając w jej ręce prawo decydowania co jest harcerstwem, a co nie jest. Zamiast wyposażyć harcerzy w narzędzia do rozmowy z niekojarzącymi tematu urzędnikami, dyrektorami szkół itp., wyposaża urzędników i polityków w bat umożliwiający podporządkowanie harcerstwa doraźnym celom politycznym i wprzęgnięcie nas w bieżącą walkę partyjną, a to byłoby całkowitym zaprzeczeniem idei harcerstwa.
phm. Maciej Pietraszczyk
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.