Nawigacja
Maciej Pietraszczyk: Rozpalenie ogniska
- Drukuj
- 03 kwi 2008
- Z archiwum HaeRa
- 3146 czytań
- 0 komentarzy
Rozpalenie ogniska, to nie jest prosta sprawa, choć i utrzymanie go przy życiu do łatwych nie należy.
Najpierw więc trzeba przygotować zapał. Nie, to nie jest przypadkowa zbieżność. Zapał, to staropolskie określenie czegoś, od czego się zapala. Do rozpalenia ogniska posłużyć nam mogą liście, słoma, igliwie. Coś, co zajmuje się łatwo i rozpala szybko gorącym płomieniem. Problem w tym, że wszystkie te materiały spalają się szybko i zostawiają gorący żar, który jednak szybko wystyga.
Dlatego zapał okładamy drobnymi, łatwo zapalającymi się patyczkami, które jednak
zajmują się nieco wolniej od igliwia, czy słomy, ale palą się troszkę dłużej, a i żar z nich zostaje większy i trwalszy.
Po nich przychodzą grubsze, potem jeszcze grubsze i jeszcze, aż całość wieńczą polana, które stanowią prawdziwe ognisko.
Cała sztuka polega na położeniu odpowiednich warstw we właściwej kolejności i na tym, by dać im właściwą grubość.
Nikt nie rozpali ogniska z samych grubych polan.
Jeśli zapalimy sam zapał i nic więcej nie zrobimy, to po gwałtownym i gorącym płomieniu zostanie jedynie jałowy popiół. Zapału nie może też być zbyt mało, bo nie starczy go, nim przyjdą mu z pomocą następne warstwy ogniska. Jeśli warstwy pośrednie będą zbyt cieknie lub będą miały niewłaściwe proporcje, to też ognisko zapłonie, ale się nie rozpali. Jeśli na zapał położymy od razu polano, to zadusi ono płomień.
Paradoksalnie, tych drobnych patyczków i patyków powinno być więcej, niż tych wielkich, choć prawdziwe ognisko bez wielkich się nie obejdzie. Cała sztuka polega na tym, by żar, jaki zostanie z zapału i drobnych patyczków był jak największy tak, aby sam ten żar wystarczył do rozmrożenia i wysuszenia polana nawet w zimową śnieżną noc.
Tak samo jest w innych życiowych sprawach (w końcu słowo zapał nie przypadkiem weszło do języka potocznego). Najpierw jest zapał, zakochanie, fascynacja. Wybucha gorący gwałtowny płomień, który sprawia wrażenie, że pochłonie wszystko. Ale naprawdę, to przypomina on dziarskiego ratlerka głośno ujadającego w nadziei, że ktoś pomyli go z rotweilerem. Płomień ten wypala się szybko, a jak trafi na trudniejsze polano, to gaśnie bezradny.
Dlatego od razu trzeba mu pomóc drobnymi patykami, małymi codziennymi sprawami, które łączą. Drobne zadanie, drobna służba, wspólny kurs, wspólne ognisko...
Potem przychodzą patyki grubsze: funkcja, odpowiedzialność, udział w decyzjach, zaufanie
A potem jeszcze większe i większe, aż dochodzimy do polan poważnych zobowiązań, wymagań, decyzji i rozstrzygnięć, do wyczynu.
Jeśli żaru jest pod dostatkiem, to polana zobowiązań i decyzji życiowych nie stłumią ognia, ale przeciwnie, dostarczą mu pokarmu na długo. Ale jeśli żaru było za mało, to ogień zostanie stłumiony.
Dlatego też nie wolno nigdy zapominać o drobnych patyczkach i zapale, ale wciąż na nowo je dosypywać, by ich nigdy nie zabrakło.
I jeszcze jedno: pomiędzy warstwami musi być sporo swobody i powietrza, by płomień miał gdzie płonąć.
Są też ogniska wygasłe. Takie, gdzie strażnik ognia zapomniał dodać czegoś lub dołożył polano przedwcześnie. Za wcześnie żądał ostatecznych deklaracji, za wcześnie oczekiwał zobowiązań, za wcześnie parł do rozstrzygnięć, stawiając innych rpod ścianąr1;.
Pośród dogasającego żaru leżą niestrawione polana. Nadpalone, ale nie płonące. Zwęglone i coraz bardziej nieprzydatne, ale nie gorejące, nie dające pożywienia ogniowi.
Jedynym sposobem obudzenia takiego ogniska jest odłożenie polan na bok, położenie na resztki żaru zapału i rozdmuchanie wspólne ognia uważając, by nie dmuchać przeciw sobie, bo wtedy iskra wpadnie w oko i problem gotów. Jeśli starczy zapału i patyków. Jeśli starczy wytrwałości i czasu, jeśli starczy sił w płucach, ogień może rozpalić się na nowo.
Może, ale wcale nie znaczy, że się rozpali. Czasami trzeba układać zupełnie nowe ognisko. Czasami polana są tak duże, że nie da się ich usunąć i trzeba układać ognisko w nowym miejscu. Czasami też, szczególnie w zimie, kiedy pali się ogień na lodzie serca, miejsce na ognisko jest tak zroszone łzami bezsilności i frustracji, że nic się tu nie rozpali.
Żar jest, żarzy się, ale nie daje już ognia. Stygnie. To miejsce będzie gorące jeszcze długo, ale nie będzie już z niego ogniska. Tak długo aż ktoś nie wyrzuci niepotrzebnych polan i nie ułoży nowego stosu. Może tym razem poprawnie...
Maciej Pietraszczyk
Najpierw więc trzeba przygotować zapał. Nie, to nie jest przypadkowa zbieżność. Zapał, to staropolskie określenie czegoś, od czego się zapala. Do rozpalenia ogniska posłużyć nam mogą liście, słoma, igliwie. Coś, co zajmuje się łatwo i rozpala szybko gorącym płomieniem. Problem w tym, że wszystkie te materiały spalają się szybko i zostawiają gorący żar, który jednak szybko wystyga.
Dlatego zapał okładamy drobnymi, łatwo zapalającymi się patyczkami, które jednak
zajmują się nieco wolniej od igliwia, czy słomy, ale palą się troszkę dłużej, a i żar z nich zostaje większy i trwalszy.
Po nich przychodzą grubsze, potem jeszcze grubsze i jeszcze, aż całość wieńczą polana, które stanowią prawdziwe ognisko.
Cała sztuka polega na położeniu odpowiednich warstw we właściwej kolejności i na tym, by dać im właściwą grubość.
Nikt nie rozpali ogniska z samych grubych polan.
Jeśli zapalimy sam zapał i nic więcej nie zrobimy, to po gwałtownym i gorącym płomieniu zostanie jedynie jałowy popiół. Zapału nie może też być zbyt mało, bo nie starczy go, nim przyjdą mu z pomocą następne warstwy ogniska. Jeśli warstwy pośrednie będą zbyt cieknie lub będą miały niewłaściwe proporcje, to też ognisko zapłonie, ale się nie rozpali. Jeśli na zapał położymy od razu polano, to zadusi ono płomień.
Paradoksalnie, tych drobnych patyczków i patyków powinno być więcej, niż tych wielkich, choć prawdziwe ognisko bez wielkich się nie obejdzie. Cała sztuka polega na tym, by żar, jaki zostanie z zapału i drobnych patyczków był jak największy tak, aby sam ten żar wystarczył do rozmrożenia i wysuszenia polana nawet w zimową śnieżną noc.
Tak samo jest w innych życiowych sprawach (w końcu słowo zapał nie przypadkiem weszło do języka potocznego). Najpierw jest zapał, zakochanie, fascynacja. Wybucha gorący gwałtowny płomień, który sprawia wrażenie, że pochłonie wszystko. Ale naprawdę, to przypomina on dziarskiego ratlerka głośno ujadającego w nadziei, że ktoś pomyli go z rotweilerem. Płomień ten wypala się szybko, a jak trafi na trudniejsze polano, to gaśnie bezradny.
Dlatego od razu trzeba mu pomóc drobnymi patykami, małymi codziennymi sprawami, które łączą. Drobne zadanie, drobna służba, wspólny kurs, wspólne ognisko...
Potem przychodzą patyki grubsze: funkcja, odpowiedzialność, udział w decyzjach, zaufanie
A potem jeszcze większe i większe, aż dochodzimy do polan poważnych zobowiązań, wymagań, decyzji i rozstrzygnięć, do wyczynu.
Jeśli żaru jest pod dostatkiem, to polana zobowiązań i decyzji życiowych nie stłumią ognia, ale przeciwnie, dostarczą mu pokarmu na długo. Ale jeśli żaru było za mało, to ogień zostanie stłumiony.
Dlatego też nie wolno nigdy zapominać o drobnych patyczkach i zapale, ale wciąż na nowo je dosypywać, by ich nigdy nie zabrakło.
I jeszcze jedno: pomiędzy warstwami musi być sporo swobody i powietrza, by płomień miał gdzie płonąć.
Są też ogniska wygasłe. Takie, gdzie strażnik ognia zapomniał dodać czegoś lub dołożył polano przedwcześnie. Za wcześnie żądał ostatecznych deklaracji, za wcześnie oczekiwał zobowiązań, za wcześnie parł do rozstrzygnięć, stawiając innych rpod ścianąr1;.
Pośród dogasającego żaru leżą niestrawione polana. Nadpalone, ale nie płonące. Zwęglone i coraz bardziej nieprzydatne, ale nie gorejące, nie dające pożywienia ogniowi.
Jedynym sposobem obudzenia takiego ogniska jest odłożenie polan na bok, położenie na resztki żaru zapału i rozdmuchanie wspólne ognia uważając, by nie dmuchać przeciw sobie, bo wtedy iskra wpadnie w oko i problem gotów. Jeśli starczy zapału i patyków. Jeśli starczy wytrwałości i czasu, jeśli starczy sił w płucach, ogień może rozpalić się na nowo.
Może, ale wcale nie znaczy, że się rozpali. Czasami trzeba układać zupełnie nowe ognisko. Czasami polana są tak duże, że nie da się ich usunąć i trzeba układać ognisko w nowym miejscu. Czasami też, szczególnie w zimie, kiedy pali się ogień na lodzie serca, miejsce na ognisko jest tak zroszone łzami bezsilności i frustracji, że nic się tu nie rozpali.
Żar jest, żarzy się, ale nie daje już ognia. Stygnie. To miejsce będzie gorące jeszcze długo, ale nie będzie już z niego ogniska. Tak długo aż ktoś nie wyrzuci niepotrzebnych polan i nie ułoży nowego stosu. Może tym razem poprawnie...
Maciej Pietraszczyk
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.