- Drukuj
- 29 mar 2023
- Duchowość
- 622 czytań
- 0 komentarzy
***
Istniało kiedyś wśród ludów Krain Wielkiego Ducha wspólne święto - Święto Życia.
Było najważniejszym wydarzeniem w Krainach. Niezależnie od tego, z jakiego plemienia pochodziłeś, od dzieciństwa słyszałeś o cudach tej nocy i tego dnia. Każdy chciał to zobaczyć i być na Górze, żeby odnowić swoje serce i wrócić w doliny z darem. Z każdej wioski co roku 40 dni przed Świętem wybierano człowieka, kobietę lub mężczyznę, aby w imieniu ludu wyruszył w długą wędrówkę z Wielkim Duchem. To był zaszczyt, wielka misja i ogromny trud. Wielu pragnęło stanąć przed Mędrcami i zostać wysłanym. Ale wybierano tylko niektórych.
Niestety nic co zaszczytne i wielkie nie trwa wiecznie wśród ludzi. Krainy bogaciły się i ludzie zajęli się rozwojem Krain, zapominając o Wielkim Duchu. Z Wielkiej Pustyni nadszedł wiatr. Niepokój i strach zagościły w sercach pełnych troski dobrobyt. Zapomniano o starszych i ich przestrogach. Porzucono dawne obyczaje. Mijały lata, księgi zamknięto w starych archiwach. W Krainach Wielkiego Ducha zagubiono pamięć o wędrówce na Święto Życia. Utracono drogi i kierunek na to, co mogło wznieść człowieka ponad wszystkim. Wygoda i luksus zastąpiły pragnienie wyruszenia w podróż, by odkryć prawdę.
Został jeden, który pamiętał.
***
Wędrówki z Wielkim Duchem
I. Bezimienny
Mędrzec patrzył na wschodzące słońce. Wokół rozciągały się prastare lasy pełne tajemnic i nieznanych ścieżek. Nad nimi płynęła cicha pieśń, którą słyszano wieki temu. On jeszcze ją słyszał. I znów miał nauczyć kogoś, aby widział i słyszał zapomniane dźwięki świata.
Gdzieś hen poza nim istniały krainy, przez które musiał wędrować każdy Bezimienny. Kiedyś co roku, wybierano jedną osobę. Ale w ostatnich latach nikt nie dotarł. Utracono niektóre drogi, bo dawno nikt nimi nie chodził. Dziś znów wysyła człowieka, aby ruszył ścieżkami Wielkiego Ducha. Od dawna nie było kogo wysłać.
Słońce wzniosło się nieco ponad horyzont i przez chwilę Mędrcowi zdawało się, że w wielkiej mgle za lasem majaczy cień Góry. Tak przejrzystego powietrza dawno nie widział.
- Dobry znak – pomyślał – dobry znak…
Za plecami usłyszał dyskretne chrząknięcie i powitanie.
- Witaj Mistrzu, niech Wielki Duch zawsze towarzyszy Twojej drodze.
Rozpoznał akcent. Spojrzał na młodego, przygotowanego do drogi młodzieńca. W oczach dostrzegł lekką niepewność, ale też odwagę i silną wolę. Jasne spojrzenie szukało w oczach mędrca jakiejś wzajemności i potwierdzenia. Lekki skłon głowy wyrażał szacunek.
Młodzieniec miał przy sobie łuk i miecz, worek z rzeczami na drogę. Ramiona okrywał skórzany płaszcz, na którym od dzieciństwa w jego rodzinnej wiosce malowano znaki mocy. Najdzielniejszym przypinano też pióra. Umiejętności, talenty i osiągnięcia ceniono w tej rodzinie. Każdy znak był dowodem wartości człowieka. Pięknie obszyty piórami i futrem lisa – ten płaszcz robił wrażenie. Mędrzec zbliżył się i uważnie obejrzał znaki. Z uwagą spojrzał też na broń i ekwipunek. Młody dobrze się przygotował, mimo że nie wiedział gdzie i w jakim celu ma iść.
- Witaj, zapraszam cię do Kręgu Ognia – uśmiechnął się Mędrzec i gestem zaprosił gościa do pobliskiej jaskini, w której miał nastąpić obrzęd wysłania. U progu jaskini zatrzymali się przy otwartej skrzyni, której wnętrze było pomalowane na szaro.
- Zostaw tutaj wszystko, co przyniosłeś.
Lśniła dziwnym odblaskiem, jakby powierzchnię pokryto blaskiem księżyca. Wnętrze pokrywy ukrywało połyskujący napis:
PRAWDZIWIE WOLNY JEST TEN, KTO POTRAFI STAWIAĆ SOBIE OGRANICZENIA.
Młodzieniec zawahał się, bo od wielu miesięcy przygotowywał swój bagaż. Ostrożnie odłożył łuk i miecz, worek i torby z ziołami.
- Płaszcz też tutaj zostaw.
Młodzieniec był zaskoczony. Ale posłusznie zdjął z siebie to, co miało dla niego największe znaczenie. Swój największy skarb. I poszedł za Mistrzem.
*
Usiedli w Kręgu Ognia, przy którym od wieków zasiadali wojownicy i kapłani, mędrcy i przewodniczki rodzin, uzdrowicielki i uzdrowiciele przekazujący wiedzę kolejnym pokoleniom. Dookoła paleniska leżały kamienie z różnymi znakami. Jeden z nich był pusty. Szary, w podobnym kolorze jak wnętrze skrzyni. Ogień ledwo się tlił, jakby za chwilę miał zgasnąć.
- Każdy kto wchodzi do tego domu, przychodzi ze swoim bagażem. Posiada i jest, odkrył i zabrał, wywalczył i nazwał, naznaczył siebie. Oto są kamienie, na których namalowano ich imiona. Ale każdy kto wychodzi z tej jaskini musi zostawić w niej swoje imię. Jeśli wyruszysz w wędrówkę z Wielkim Duchem staniesz się Bezimiennym. Młodzieniec zamyślił się. W oczach zalśniły łzy, bo wiedział, że pośród tych kamieni jest imię jego przodka. Imię, którego nikt już nie pamiętał. Bezwiednie jego dłoń dotknęła niebieskiego znaku z piórem orła.
Mędrzec uśmiechnął się do siebie i mówił dalej:
- Jesteś wybranym spośród wojowników, czy chcesz podążyć za Wielkim Duchem i odkryć swoje nowe imię? Będzie to długa i trudna podróż, nie gwarantuję, że wrócisz… Ale jeśli wrócisz…
- Tak, wiem.. Tak, chcę, - odpowiedział trochę za szybko Wojownik.
Zdjął z szyi znak, na którym dawno temu jego matka wyrzeźbiła lisicę. Położył go obok niebieskiego kamienia. Znał obrzędy z opowieści ojców. Starzec podniósł znak imienia i podszedł do ognia. W milczeniu patrzył na wyrzeźbiony w kawałku kości znak. Lisica biegnąca między światem zmierzchu i wschodu, potomek słońca. Lis to znak wodzów którzy musieli działać w ukryciu, symbol sprytu i wytrwałości. Ognista energia tego znaku zawierała prawdę o cnotach takich jak prawość, lojalność i wielka odwaga.
- Poradzi sobie w trudach wędrówki – pomyślał Mędrzec i niespodziewanie cisnął totem w środek paleniska.
Ogień wystrzelił w górę tak gwałtownie, że młodzieniec aż odskoczył pod ścianę jaskini i zasłonił twarz przed blaskiem. Płomienie przez krótką chwilę ułożyły się w kształt biegnącego lisa. Młodzieniec przetarł oczy ze zdumienia, ale gdy je otworzył – ognisko paliło się zwykłym jasnym płomieniem. Obok na pustym wcześniej kamieniu pojawił się ognisty znak lisicy. Mędrzec podniósł oszołomionego młodzieńca z ziemi i zapytał:
- Jak masz na imię?
Chłopiec nie pamiętał. Nie mógł sobie przypomnieć, choć wiedział co się stało.
- Od tej chwili stajesz się Bezimiennym. – Mędrzec wręczył mu zwój papieru i haftowaną sakiewkę – wyruszasz w wędrówkę z Wielkim Duchem. Ta mapa poprowadzi cię. W sakwie masz wskazówki. Otrzymasz wsparcie, spotkasz wielkiego wroga i stoczysz walkę. A Twoim celem jest Góra. Tam spotkamy się podczas Święta Życia. I wtedy być może odkryjesz swój los. Nasz los…Mędrzec wyprowadził młodzieńca z jaskini i pokazał mu majaczący w oddali szczyt, hen za lasem i tym, co za nim rozciągało się w ogromnej przestrzeni pustych i dzikich krain. Droga była daleka. Bezimienny spojrzał na zapiski, mapa była rozległa, prowadziła na drogę za lasem, gdzie …Zaskoczony spojrzał na Mędrca.
- Zabierz swoje rzeczy.
Młodzieniec wędrował już jakiś czas, słońce niedługo miało zachodzić i ukryć przed nim światło dnia. Dotarł do miejsca pierwszej wskazówki, o której mówiła mapa. Na rozdrożu leżała oparta o drzewo biała tarcza. Znak Wielkiego Ducha widać było z daleka. Misternie rzeźbiona, wokół krawędzi biegły jakieś słowa. Przeczytał: wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki wznosi się ku…Tekst był zamazany. W tym miejscu ktoś ułamał kawałek tarczy. Nie miał pomysłu na zakończenie tego zdania. W co mam wierzyć? Gdzie mam rozum? Co to za wskazówka? – pomyślał jeszcze zanim ruszył w kierunku wskazanym przez mapę. Opuszczał las. Cienie zmierzchu kładły się na trawie i wydobywały z niej niepokojące kształty. Droga wiodła tam, gdzie nigdy nikt nie chciał wyruszyć. On też kiedyś nie chciał. Znał opowieści o tych miejscach.
Na skraju puszczy zatrzymał się i spojrzał na trakt. Stawał się piaszczysty i kamienisty. Dookoła rozciągała się wielka pusta przestrzeń. Zachodzące słońce oświetlało pagórki i równiny fioletowo-złotym blaskiem. Wśród skał i kamieni przemykały dziwne stworzenia nocy, w oddali słychać było porykiwania i świst skrzydeł drapieżników. Usiadł pod Ostatnim Dębem. Ostatni nocleg w znanym miejscu, w cieniu drzew, w chłodzie lasu.
Przypomniał sobie wskazówkę: Wiara i rozum są jak dwa skrzydła…
- A więc Pustynia –szepnął.
***
Mędrzec patrzył na zachodzące słońce. Wokół rozciągały się prastare lasy pełne tajemnic i nieznanych ścieżek. Nad nimi płynęła cicha pieśń, którą tylko w głębokiej wewnętrznej podróży słyszano wieki temu. On słyszał zawsze. I znów wysłał w podróż Bezimiennego, aby poznał i przypomniał zapomniane dźwięki świata. Gdzieś hen poza nim istniały krainy, przez które wędrował Bezimienny. Wyruszył ścieżkami Wielkiego Ducha. Czy utracono drogi, którymi dawno nikt nie chodził? Mędrzec spojrzał na kamień ze znakiem Lisicy.
- Przekonamy się.
***
Ze wspomnień o Krainie Wielkiego Ducha, Cz. 2
Chytra Lisica
„Oddalony w czasie i w przestrzeni, tak daleko jest mój Bezkres. Nie, nie mam na myśli stawu rozpościerającego się w leśnej gęstwinie w pobliżu mojego miasta. Do owego miejsca można byłoby dotrzeć bez trudu pieszo, czy konno…Mój ukochany Bezkres ukryty jest za zaroślami ludzkich pomyłek i błędów, pokus i żądz, za strumieniem łez i potu.
By znaleźć się tam, trzeba pokonać wiele, bardzo wiele, bardzo wiele przeszkód. Ścieżka wiedzie poprzez pokorę i litość. Przez mroki pustyni własnego serca. Tak, tęsknię za nim. Mam na myśli Bezkres wewnętrzny, tętniący życiem, który wciąż na nowo odkrywam, czytając stare księgi mego ludu… Otacza mnie gromada ślepców, którzy nie widzą, że wnich odkryliby szyfr, otwierający drzwi do poznania istoty bycia. Mogliby odnaleźć drogocenny skarb, w postaci własnej duszy…”*Medytację przerwał ostry krzyk orła.
Młodzieniec otworzył oczy i spojrzał na rozległą pustynię otaczającą go od kilku już dni. Wzrok zmęczony zbyt jasnym światłem spoczął na pierwszej plamie zieleni, która majaczyła na horyzoncie. To był cel jego wędrówki. Góra, którą znał tylko z opowieści starszych swego ludu. Wstając z rozgrzanego piasku, odczuł znużenie tym miejscem. Pustynia wiodła go od prawie czterdziestu dni przez rozgrzane skały wśród łagodnych wzgórz. Kierował się instynktem, szukał własnej drogi wśród piasków. Po kilku dniach niemal czuł pod stopami niewidzialne szlaki ukryte w przestrzeni bezdroży wypełnionych blaskiem słońca. Zapas jedzenia i wody już się skończył, i wiedział, że ten etap drogi już prawie skończony. Powoli zbliżał się do granic Wielkiej Pustyni. Wtedy dobiegł go dziwny dźwięk. Szum lasu. Obejrzał się spłoszony.
Powoli odwrócił się ku ogromnej istocie, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Wyglądała jak las, puszcza, sunące ku niemu połacie traw i łąk, rozciągające się wszerz i wzdłuż rzeki, liści i krzewów wypełnionych niezwykłymi barwami. Otoczyła go, nie dotykając, otuliła go setkami zapachów, kwiatów, śpiewem ptaków i szumem miliona liści. Młodzieniec zamknął oczy.
- To złudzenie to tylko sen, za chwilę to minie… - myślał, ćwicząc skupienie i wzywając cały swój rozsądek na pomoc w tej ostatniej próbie pustyni. Czuł jak istota krąży wokół niego, próbuje go wchłonąć, zagarnąć, tak aby się w niej zatracił, zapomniał…- To tylko wrażenie to tylko sen, za chwilę to minie… - młodzieniec z coraz większym trudem opierał się wrażeniom i odczuciom. Usłyszał jak woła go nieodparta żądza życia, zew krwi wzburzonej tuż pod powierzchnią skóry. Czuł, że nieposkromiona energia wypełnia go i za chwilę zawładnie nim na zawsze. Wiedział, że się nie oprze.
To tylko pragnienie, to tylko sen, za chwilę to minie… - szeptał tracąc resztkę rozsądku. Opadł na kolana i z całej siły przytulił się do rozpalonej słońcem pustynnej ziemi. Tej samej, po której stąpał, biegł, na której spał od tylu dni bez żadnej ochrony.- Tylko pustka i bezkres są moją ucieczką, a cała reszta to sen, to za chwilę minie…W ostatniej chwili świadomości, otworzył oczy. Wokół szalała burza, tumany piachu porywały resztę złudzenia, zacierały wrażenia, porywały pragnienia… Przestrzeń powoli wypełniła cisza, ogromna i przejmująca cisza. Łagodny i spokojny głos prowadził go w kojący sen:
- Niech gwiazdy trzymają Twój smutek z dala, niech kwiaty wypełniają Twoje serce pięknem, niech nadzieja zawsze ociera Twoje łzy. A przede wszystkim, niech cisza uczyni Cię silnym. Zanim zemdlał, wśród opadającego kurzu pustyni zamajaczyła mu w oddali jakaś postać.
„Z dnia na dzień Bezkres staje się dla mnie symbolem, dewizą, ideałem, moją tęsknotą... Jest kryształem, w którym odbijają się moje myśli i najskrytsze pragnienia. Nie mogę powrócić do tej idealnej krainy, więc próbuję ją złożyć z fragmentów piękna, jak układa się dziecinną mozaikę. Znajdę tam cudowne krajobrazy. Wielkie spektakularne widowiska natury. Zadowala mnie spojrzenie na pąki niebieskiego fiołka, na krzaczek jagody na leśnej ścieżce, na młode gąsienice pełzające w zaroślach – widok miejsc wolnych od wizytówek ludzkiej mocy niszczenia”. Młodzieniec przebudził się. W oddali widział ogrom pustyni, którą pokonał. Zauważył też znak, drogowskaz podobny do tego, który wskazał mu drogę w tym kierunku. „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła…” – tak było napisane na tamtym – przypomniał sobie. Na tym, który wyznaczał jego pierwszy krok w stronę rzeki, napisano: „…na których duch ludzki wznosi się ku niebu”. W łodzi przy brzegu czekała na niego wysoka postać. Człowiek ten był potężny, o pogodnym wzroku. Wzbudzał szacunek i zaufanie, uśmiechał się tajemniczo i gestem zapraszał młodzieńca do środka, do łodzi.- Dotarłeś do Ostatniej Rzeki. Będę twoim przewodnikiem. Jeśli masz już siłę, wejdź do łodzi. Na burcie wisiały zawieszone na sznurkach butelki z jakimiś rulonikami w środku. Były zakorkowane i opieczętowane.- Dziękuję za pomoc. – powiedział wędrowiec z braku lepszego pomysłu. – Chętnie skorzystam z pomocy w przeprawie przez Ostatnią Rzekę.
Powoli wstał i poczuł, że jest lekki, wolny od ciężaru myśli jakie towarzyszyły mu jeszcze wczoraj, rok, dwa lata temu. Wypełniała go dziwna cisza, jak namacalna przestrzeń w samym środku jego duszy. Czuł, że przepełnia go przedziwna moc, poczucie własnego istnienia. Rozejrzał się niepewnie dookoła. Znów napotkał jakby rozbawiony wzrok Przewodnika. Ale była w tym spojrzeniu też duma i podziw. Nad nimi rozpościerało się wyjątkowo błękitne niebo, niemal przejrzyste jak woda. Rzeka odbijała ten błękit w połyskującym spokojnym nurcie fal. W oddali krzyknął orzeł. Młodzieniec po raz ostatni spojrzał na Wielką Pustynię. Pożegnał ją z wdzięcznością. Wiedział, że zostawił tam coś. Że zabrała to, co już mu nie zagraża.
c.d.n.
Chytra Lisica
Social Sharing: |