Nawigacja
Wyrwane z listy dyskusyjnej - dwugłos o "magicznej ustawie"
- Drukuj
- 23 lut 2009
- Prosto w oczy !
- 3881 czytań
- 3 komentarze
Marcin :
Ciarki mi po plecach przechodzą, jak czytam takie rzeczy.
Mamy wychowywać obywateli zaczynając od tego, że czynimy dla nich
specjalne wyjątki w prawie?
Albo uczyć, że na razie jako harcerz możesz coś robić, ale jak będziesz
dorosły, to nie będziesz mógł?
Olek: Wokół tematu ustawy jest strasznie dużo demagogii...
Ustawa nie ma pozwalać na robienie dzieciom czegoś, czego nie będą mogli
robić jako dorośli. Każdy dorosły może z niepełnoletnimi nad którymi
sprawuje opiekę rodzicielską robić to, co chciałyby móc robić wraz z
harcerzami osoby popierające ustawę. Przynajmniej ja niczego więcej w tych propozycjach się nie dopatrzyłem...
Niektóre zapisy ustawy o harcerstwie - te o możliwości działania zgodnie z
metodą harcerską - są porównywane (przez przeciwników ustawy - red.) do efektów działania np. lobby przewodników górskich. To chyba nie tak, bo o ile tamci dla własnego finansowego interesu ograniczyli swobodę innych, o tyle osoby popierające wspomnianą ustawę chcą, by harcerstwo spod tego ograniczenia wyzwolić. I robią to, że tak powiem, pro publico bono.
Michał pytał, czemu nie objąć tym przepisem klubów survivalowych. I tu
wracamy do pytania, czym ta ustawa miałaby być i czemu w ogóle harcerstwu miałaby się ona należeć.
A do tego trzeba cofnąć się jeszcze dalej - do pytania, dlaczego takie
ustawy istnieją?
O ile mnie pamięć nie myli, panuje tendencja do chronienia obywatela przed
innymi obywatelami, co w praktyce często prowadzi to do chronienia
obywatela przed nim samym. Celują w tym chyba państwa anglosaskie ( słynne przepisy typu - "mikrofalówka nie służy do suszenia sierści zwierząt
domowych" ) czy też daleko idące zakazy dotyczące kontaktu dotykowego między osobą dorosłą a niepełnoletnią oddaną pod jej opiekę. Oczywiście nie wszystkie przepisy są tak absurdalne. Wiele z nich ma sens i pozwala ludziom na bezpieczne cieszenie się wypoczynkiem, a rodzicom (czy innym opiekunom prawnym) na w miarę spokojne pozwalanie dzieciom na zabawę na podwórku (którego urządzenia muszą spełniać normy) czy też na wyjazd na kolonię (gdzie budynki muszą być sprawdzone przez straż pożarną, kuchnia przez sanepid, a wychowawcy przez kuratorium).
Moim zdaniem jest to potrzebne w sytuacji, w której dzięki wolności
działalności gospodarczej niemal każdy może zorganizować obóz survivalowy, karate, wycieczkę itp. itd.
Niektórzy uważają ten system (nawet w jego niewypaczonej formie) za zły.
Np. o ile pamiętam Admirał twierdzi, że o tym, czy dana kolonia się
odbędzie powinien decydować nie przepis, a "rynek" - opinie innych ludzi
dające rodzicowi pełne wyobrażenie o tym, gdzie wysyła dziecko, czy
przynajmniej certyfikaty jakichś organizacji pozarządowych. Moim zdaniem
pomysł jest sensowny, ale na etapie naszego społeczeństwa sprawdza się w większości przypadków na poziomie zakupów poprzez allegro, a nie tworzenia rynku oferty wypoczynku dla dzieci (czy innego na podobnym poziomie)
Ale wracając do pytania, czemu harcerstwo miałoby być z obowiązujących przepisów zwolnione?
Czy dlatego, jak napisał ostatnio Sikor - że ma swoją specyficzną metodę ?
W odróżnieniu od wielu innych organizacji, sprawdzoną przez 100 lat i na
pewno skuteczną ? Moim zdaniem to nie wystarczy.
Aby w dzisiejszych czasach móc myśleć o forsowaniu takiego poglądu należałoby przekonać ustawodawcę, że ZHP (albo jakieś forum organizacji harcerskich) jest poważną organizacją społeczną, działającą na rzecz pożytku publicznego (użyte wyrażenie jest luźno związane z rozumieniem tego wyrażenia w ustawie o Działalności PP ;). Że jego system szkolenia oraz wewnętrznej kontroli "jakości pracy" , choćby sposobu przyznawania stopni instruktorskich (wewnętrznych "certyfikatów"), zatwierdzania planu pracy drużyny (używam tego pojęcia, żeby nie mylić z programem w rozumieniu szerokim ;), szkolenia zastępowych, jest na takim poziomie, że działanie ową "metodą harcerską" zapewnia wychowankom oddanym pod opiekę instruktora prawdziwe wychowanie i minimum bezpieczeństwa.
Jednym słowem powinno udowodnić, że jest tego warte.
Ale przede wszystkim, z powodów etycznych - powinni być tego pewni sami instruktorzy. Osobiście obawiam się, że zdjęcie "kagańca" wielu przepisów byłoby w chwili obecnej nie tylko ulgą dla dobrych i odpowiedzialnych instruktorów, ale i przysłowiowymi zapałkami przekazanymi w ręce dzieciom w przypadku całej rzeczy osób nieodpowiedzialnych lub nieprzygotowanych do pracy z młodszymi od siebie a będącymi zastępowymi czy osobami na funkcjach instruktorskich.
Dla mnie to jest największe "ale" w przypadku ustawy.
Nie jest nim natomiast to, że organizacje harcerskie zrobią to same dla siebie, a nie wspólnie z np. PTTK. Owszem, pewnie byłoby lepiej, gdyby zbiorowo zawalczyć z głupimi przepisami i znieść je dla większej liczby organizacji. Ale jeżeli jest na to mniejsza szansa niż poprzez "ustawę harcerską", to nie ma co się oglądać tylko popierać tych, co działają. A stworzony wyłom na pewno i innym w przyszłości pomoże.
Pozostało jeszcze pytanie, czy harcerze naprawdę nie mogą swobodnie działać bez zmiany przepisów państwowych.
Czy nie wystarczy do tego zmiana przepisów wewnętrznych np. ZHP ?
Zapewne mnóstwo ograniczeń pochodzi z wewnątrz. Ale czy one nie są tworzone na bazie ograniczeń z zewnątrz? Czy nie jest tak, że przepisy wewnętrzne są sposobem zabezpieczenia się (ochrony własnej) instruktorów wyższych szczebli? Czy można się w pełni dziwić oporowi np. z komend chorągwi, jeżeli zniesienie przepisów wewnętrznych i danie ulgi drużynowym spowoduje, że odpowiedzialność spadnie na komendy wyższych szczebli? Ja nie miałem problemu z podejmowaniem ryzyka (o którym pisał Sikor) jako drużynowy, czy szczepowy (w tym komendant obozów czy zimowisk kilku drużyn). Opierało się to na moim zaufaniu, wynikającym ze znajomości osób, którym powierzałem dzieci oddane formalnie pod moją odpowiedzialność. I znajomości tych dzieci także. Ale nie każdy ma ten luksus i nie dziwię się sprzeciwowi niektórych. Mało kto chce zapłacić za głupotę ludzi, których ledwie zna. Nawet w imię realizacji tak szczytnego celu jak wychowanie metodą harcerską :-)
Widzę, że najnowszą taktyką wykazywania bezsensu ustawy jest wskazywanie, że ze strony przepisów państwowych nic nam nie grozi za wypadki mające miejsce w sytuacji "działania metodą harcerską". To naprawdę rewolucyjne podejście i też chętnie usłyszę, że przez całe moje instruktorskie życie byłem oszukiwany.
Pozdrawiam
Olek
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Ciarki mi po plecach przechodzą, jak czytam takie rzeczy.
Mamy wychowywać obywateli zaczynając od tego, że czynimy dla nich
specjalne wyjątki w prawie?
Albo uczyć, że na razie jako harcerz możesz coś robić, ale jak będziesz
dorosły, to nie będziesz mógł?
Olek: Wokół tematu ustawy jest strasznie dużo demagogii...
Ustawa nie ma pozwalać na robienie dzieciom czegoś, czego nie będą mogli
robić jako dorośli. Każdy dorosły może z niepełnoletnimi nad którymi
sprawuje opiekę rodzicielską robić to, co chciałyby móc robić wraz z
harcerzami osoby popierające ustawę. Przynajmniej ja niczego więcej w tych propozycjach się nie dopatrzyłem...
Niektóre zapisy ustawy o harcerstwie - te o możliwości działania zgodnie z
metodą harcerską - są porównywane (przez przeciwników ustawy - red.) do efektów działania np. lobby przewodników górskich. To chyba nie tak, bo o ile tamci dla własnego finansowego interesu ograniczyli swobodę innych, o tyle osoby popierające wspomnianą ustawę chcą, by harcerstwo spod tego ograniczenia wyzwolić. I robią to, że tak powiem, pro publico bono.
Michał pytał, czemu nie objąć tym przepisem klubów survivalowych. I tu
wracamy do pytania, czym ta ustawa miałaby być i czemu w ogóle harcerstwu miałaby się ona należeć.
A do tego trzeba cofnąć się jeszcze dalej - do pytania, dlaczego takie
ustawy istnieją?
O ile mnie pamięć nie myli, panuje tendencja do chronienia obywatela przed
innymi obywatelami, co w praktyce często prowadzi to do chronienia
obywatela przed nim samym. Celują w tym chyba państwa anglosaskie ( słynne przepisy typu - "mikrofalówka nie służy do suszenia sierści zwierząt
domowych" ) czy też daleko idące zakazy dotyczące kontaktu dotykowego między osobą dorosłą a niepełnoletnią oddaną pod jej opiekę. Oczywiście nie wszystkie przepisy są tak absurdalne. Wiele z nich ma sens i pozwala ludziom na bezpieczne cieszenie się wypoczynkiem, a rodzicom (czy innym opiekunom prawnym) na w miarę spokojne pozwalanie dzieciom na zabawę na podwórku (którego urządzenia muszą spełniać normy) czy też na wyjazd na kolonię (gdzie budynki muszą być sprawdzone przez straż pożarną, kuchnia przez sanepid, a wychowawcy przez kuratorium).
Moim zdaniem jest to potrzebne w sytuacji, w której dzięki wolności
działalności gospodarczej niemal każdy może zorganizować obóz survivalowy, karate, wycieczkę itp. itd.
Niektórzy uważają ten system (nawet w jego niewypaczonej formie) za zły.
Np. o ile pamiętam Admirał twierdzi, że o tym, czy dana kolonia się
odbędzie powinien decydować nie przepis, a "rynek" - opinie innych ludzi
dające rodzicowi pełne wyobrażenie o tym, gdzie wysyła dziecko, czy
przynajmniej certyfikaty jakichś organizacji pozarządowych. Moim zdaniem
pomysł jest sensowny, ale na etapie naszego społeczeństwa sprawdza się w większości przypadków na poziomie zakupów poprzez allegro, a nie tworzenia rynku oferty wypoczynku dla dzieci (czy innego na podobnym poziomie)
Ale wracając do pytania, czemu harcerstwo miałoby być z obowiązujących przepisów zwolnione?
Czy dlatego, jak napisał ostatnio Sikor - że ma swoją specyficzną metodę ?
W odróżnieniu od wielu innych organizacji, sprawdzoną przez 100 lat i na
pewno skuteczną ? Moim zdaniem to nie wystarczy.
Aby w dzisiejszych czasach móc myśleć o forsowaniu takiego poglądu należałoby przekonać ustawodawcę, że ZHP (albo jakieś forum organizacji harcerskich) jest poważną organizacją społeczną, działającą na rzecz pożytku publicznego (użyte wyrażenie jest luźno związane z rozumieniem tego wyrażenia w ustawie o Działalności PP ;). Że jego system szkolenia oraz wewnętrznej kontroli "jakości pracy" , choćby sposobu przyznawania stopni instruktorskich (wewnętrznych "certyfikatów"), zatwierdzania planu pracy drużyny (używam tego pojęcia, żeby nie mylić z programem w rozumieniu szerokim ;), szkolenia zastępowych, jest na takim poziomie, że działanie ową "metodą harcerską" zapewnia wychowankom oddanym pod opiekę instruktora prawdziwe wychowanie i minimum bezpieczeństwa.
Jednym słowem powinno udowodnić, że jest tego warte.
Ale przede wszystkim, z powodów etycznych - powinni być tego pewni sami instruktorzy. Osobiście obawiam się, że zdjęcie "kagańca" wielu przepisów byłoby w chwili obecnej nie tylko ulgą dla dobrych i odpowiedzialnych instruktorów, ale i przysłowiowymi zapałkami przekazanymi w ręce dzieciom w przypadku całej rzeczy osób nieodpowiedzialnych lub nieprzygotowanych do pracy z młodszymi od siebie a będącymi zastępowymi czy osobami na funkcjach instruktorskich.
Dla mnie to jest największe "ale" w przypadku ustawy.
Nie jest nim natomiast to, że organizacje harcerskie zrobią to same dla siebie, a nie wspólnie z np. PTTK. Owszem, pewnie byłoby lepiej, gdyby zbiorowo zawalczyć z głupimi przepisami i znieść je dla większej liczby organizacji. Ale jeżeli jest na to mniejsza szansa niż poprzez "ustawę harcerską", to nie ma co się oglądać tylko popierać tych, co działają. A stworzony wyłom na pewno i innym w przyszłości pomoże.
Pozostało jeszcze pytanie, czy harcerze naprawdę nie mogą swobodnie działać bez zmiany przepisów państwowych.
Czy nie wystarczy do tego zmiana przepisów wewnętrznych np. ZHP ?
Zapewne mnóstwo ograniczeń pochodzi z wewnątrz. Ale czy one nie są tworzone na bazie ograniczeń z zewnątrz? Czy nie jest tak, że przepisy wewnętrzne są sposobem zabezpieczenia się (ochrony własnej) instruktorów wyższych szczebli? Czy można się w pełni dziwić oporowi np. z komend chorągwi, jeżeli zniesienie przepisów wewnętrznych i danie ulgi drużynowym spowoduje, że odpowiedzialność spadnie na komendy wyższych szczebli? Ja nie miałem problemu z podejmowaniem ryzyka (o którym pisał Sikor) jako drużynowy, czy szczepowy (w tym komendant obozów czy zimowisk kilku drużyn). Opierało się to na moim zaufaniu, wynikającym ze znajomości osób, którym powierzałem dzieci oddane formalnie pod moją odpowiedzialność. I znajomości tych dzieci także. Ale nie każdy ma ten luksus i nie dziwię się sprzeciwowi niektórych. Mało kto chce zapłacić za głupotę ludzi, których ledwie zna. Nawet w imię realizacji tak szczytnego celu jak wychowanie metodą harcerską :-)
Widzę, że najnowszą taktyką wykazywania bezsensu ustawy jest wskazywanie, że ze strony przepisów państwowych nic nam nie grozi za wypadki mające miejsce w sytuacji "działania metodą harcerską". To naprawdę rewolucyjne podejście i też chętnie usłyszę, że przez całe moje instruktorskie życie byłem oszukiwany.
Pozdrawiam
Olek
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2009
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Dobry tekst, warto by może zapytać Olka o autoryzację i puścić jako artykuł, a nie jako wyrwane z listy.
Może by go nawet troszkę rozszerzył o kontekst.
Pewnie że to dobry artykuł i warty autoryzacji. Ale mnie raczej chodzi o zachowanie tego "działu" "Wyrwane z listy dyskusyjnej"
- to pozwala nam na swobodny dobór tekstów i szybkie reagowanie na aktualne i "gorące" tematy ! A listy się zdecydowanie marnują publicystycznie !