Nawigacja
Piotr Niwiński: Najgorszy polski Ojciec i niebezpieczne zbiórki.
- Drukuj
- 16 paź 2011
- Organizacja
- 4667 czytań
- 1 komentarz
Szperając w necie, znalazłem artykuł Marcina Wyrwała z popularnego portalu "Rodzice Radzą". Przypomina mi ten tekst pojawiające się coraz częściej na harcerskich forach i w instruktorskich dyskusjach problemy z realizacją przepisów o bezpieczeństwie i roli instruktora na harcerskich zbiórkach, biwakach, obozach, słowem podczas realizowania naszej pracy wychowawczej.
Na początek jednak, poczytajmy słowa Ojca, bo warto znać poglądy rodziców:
"Celowo narażam własne dzieci na śmierć pod kołami samochodów oraz ataki gwałcicieli i porywaczy. Czyż nie zasługuję na miano najgorszego polskiego ojca?
Niedawny pobyt w muzeum kolei w Wolsztynie, gdzie pojechałem z grupą znajomych rodziców, skłonił mnie do wspomnień o własnym dzieciństwie, które w znacznej części upływało w pobliżu stacji kolejowej, gdzie pracował mój dziadek. Wspominałem, jak będąc 10-latkiem - wraz z młodszym bratem - włóczyliśmy się po bocznicy kolejowej, wdrapując się na cysterny i wchodząc do środka. Opowiadałem też, jak kładliśmy na torach różnego rodzaju przedmioty, a następnie siadaliśmy w niewielkiej odległości od przejeżdżających pociągów, aby zobaczyć, co stanie się z tymi przedmiotami w zetknięciu z wielotonowymi pojazdami. Bywało też, że z nudów wsiadaliśmy do zatrzymującego się na stacji pociągu i jechaliśmy do następnej stacji, z której wracaliśmy na piechotę lub jadącym w przeciwną stronę pociągiem.
Pochłonięty nostalgicznymi wspomnieniami nie zauważyłem, że wpatruje się we mnie kilka par przerażonych oczu.
"Jak twoi rodzice mogli na coś takiego pozwolić?" - zapytała znajoma matka, ściskając mocniej za rękę 8-letniego synka.
"O ile dobrze pamiętam, to wtedy wszyscy rodzice pozwalali na to dzieciom"- odpowiedziałem. Uważam, że to dosyć zdrowe, sam daję wiele swobody swoim córkom.
" To niedopuszczalne!" - stwierdziła znajoma odciągając syna z dala od mych gorszących opowieści.
Przez chwilę poczułem się jak najgorszy polski ojciec.
A potem przypomniałem sobie najgorszą amerykańską matkę ...
W 2008 roku dziennikarka Lenore Skenazy opisała w dzienniku The New York Sun, jak wręczyła swojemu 9-letniemu synkowi bilet na nowojorskie metro, by przejechał nim ze sklepu Bloomingdaler's gdzie robili zakupy, na Manhattan, gdzie mieszkali. Nie zaopatrzyła go w telefon (bo bała się, że go zgubi), ani nie śledziła go po kryjomu (bo ufała, że jeśli zabłądzi, poprosi o pomoc obcą osobę). Chłopiec bezpiecznie dojechał do domu i zgodnie z przewidywaniami matki rświetnie się bawił.
A jednak następnego dnia po publikacji felietonu, w amerykańskich mediach zawrzało. W stronę dziennikarki posypały się najcięższe oskarżenia, łącznie z posądzeniami o "zaniedbania", "działanie na szkodę dziecka", "prowokowanie niebezpiecznych sytuacji" oraz "znęcanie się nad dziećmi". Ani się Skenazy obejrzała, a już siedziała w studiach największych amerykańskich stacji telewizyjnych, tłumacząc się ze swego postępku, podczas gdy na telewizyjnej belce pod jej twarzą wyświetlano pytanie: "Najgorsza matka Ameryki?". Dziś wpisując w wyszukiwarkę Google "America's worst mother" [Najgorsza matka Ameryki] otrzymujemy niekończącą się serię artykułów i programów na temat Lenore Skenazy.
Kiedy Skenazy posłała na "niemal pewną śmierć" swojego dziewięciolatka, moja - także 9-letnia - córka od roku już sama wychodziła na zakupy, do parku i na plac zabaw, a rok później zaczęła zabierać z sobą niespełna 2-letnią wówczas siostrę. Obecnie, jako dwunastolatka, sama jeździ autobusem, także do innych miejscowości i jeśli trzeba, zabiera ze sobą 4-letnią siostrę.
Czy jestem potworem?
Czy celowo narażam własne dzieci na śmierć pod kołami samochodów oraz ataki gwałcicieli i porywaczy? Czy z rozmysłem ściągam na ich głowy niebezpieczeństwo? Otóż robię coś dokładnie przeciwnego.
Według powszechnego przekonania większość zagrożeń dla dzieci czai się na zewnątrz: piraci drogowi, agresywna młodzież, bandyci, porywacze i oczywiście pedofile. Tymczasem proste statystyki pokazują, że do około 45 proc. śmiertelnych wypadków wśród dzieci dochodzi w domu lub jego bezpośrednim otoczeniu. Dzieci masowo giną w najbliższym otoczeniu głównie za sprawą pożarów, poparzeń, uduszenia, utopienia, kontaktu z bronią palną, upadku lub zatrucia.
W tym, statystycznym sensie przestrzeń poza domem jest znacznie bardziej bezpieczna, a także pouczająca dla dziecka. To właśnie na ulicy, w sklepie i na placu zabaw dziecko najszybciej i najskuteczniej uczy się funkcjonować w społeczeństwie, a także dbać o własne bezpieczeństwo.
Nie odbierajcie dzieciom szansy pobierania ważnych życiowych lekcji i usamodzielniania się w normalnych warunkach. Albo uznajcie mnie za najgorszego polskiego ojca.
Marcin Wyrwał (żródło: www. Rodzice Radzą ) "
No proszę! Zupełnie jakby tata Marcin był...drużynowym !
No to teraz przejdźmy do aktualnej dyskusji na Forum ZHP:
Pogląd Sądu Najwyższego
W wyniku znanej sprawy z 2006 r warto przypomnieć, że Sąd może obciążyć odpowiedzialnością opiekunów dzieci za skutki niewłaściwego nadzoru, jeśli wskaże, jak taki nadzór należy sprawować i na czym polegały ich uchybienia.
Taką ważną tezę sformułował Sąd Najwyższy w wyroku z 17 listopada 2006 r. Dotyczy on sprawy wytoczonej przez rodziców 12-letniego wtedy Ariela F. towarzystwu ubezpieczeń oraz Związkowi Harcerstwa Polskiego.
Ariel F. uczestniczył w zbiórce harcerskiej w dużym zdziczałym parku. Instruktorzy zostali poza jego terenem. Chłopiec wszedł na drzewo i spadł. Skutkiem było trwałe uszkodzenie kręgosłupa i niedowład nóg.
(...........) Sądy przyjęły odpowiedzialność ZHP na zasadzie winy, na podstawie art. 430 kodeksu cywilnego w związku z art. 415 k. c. Wina instruktorów, za których odpowiada ZHP, polegała ich zdaniem na niewłaściwym wykonywaniu obowiązku nadzoru nad podopiecznymi. Wyrok ten zaskarżył w kasacji ZHP. (.....) Pełnomocnik ZHP kwestionował przed SN przede wszystkim winę instruktorów. Argumentował, że także ze względu na samą ideę harcerstwa, które uczy samodzielności i odpowiedzialności za siebie i innych, instruktorzy nie mogą być stale z harcerzami. Młodzi ludzie muszą mieć pewną swobodę.
SN uwzględnił kasację i zaskarżony wyrok uchylił. (....) Powodem uchylenia wyroku były uchybienia w ustalaniu winy instruktorów. Sąd bowiem nie rozstrzygnął, w jaki sposób nadzór powinien być przez nich sprawowany - tłumaczył sędzia Dariusz Zawistowski. Nie wskazał, jakie kryteria należytej staranności i bezpieczeństwa instruktorzy powinni byli zachować, uwzględniając specyfikę harcerstwa. Sąd odmówił powołania biegłego pedagoga, który mógłby te kryteria wskazać. W takiej sytuacji sam powinien ustalić, w jaki sposób nadzór powinien być sprawowany i na czym polegały uchybienia instruktorów.
- Jest to kwestia zasadnicza, decydująca o samej podstawie odpowiedzialności ZHP - mówił sędzia Zawistowski (sygn.VCSK266/06).
Dawno temu, tzn. za komuny
Za "komuny" mieliśmy podstawę prawną do określenia "specyfiki metody harcerskiej". Obowiązywała bowiem Ustawa o Stowarzyszeniach Użyteczności Publicznej z....... dnia 27 października 1922 r. /Dz.U. Nr 94, poz 808/. Obowiązywała aż do czasów niedawnych! /do 7 kwietnia 1989 r / Ta ustawa uznawała ZHP za jedną z wyjątkowych dla interesu narodowego Organizacji: "Stowarzyszeniu Związek Harcerstwa Polskiego nadaje się przywilej wyłączności działania na całym obszarze Państwa w dziedzinie organizowania i prowadzenia pracy wychowawczej wśród młodzieży przy pomocy zespołu środków wychowawczych objętych metodą harcerską oraz przywilej wyłączności posługiwania się nazwą, odznakami i mundurem harcerskim".
I w ten sposób miła Druhno czy Druhu moglibyście w świetle stosownych przepisów n o r m a l n i e działać, i to... legalnie.
Jedynym mankamentem tej Ustawy było oddanie nadzoru nad Organizacją w ręce Ministra Spraw Wewnetrznych i Ministra Edukacji ("w porozumieniu") przez zatwierdzanie Statutu. Ale i też rzeczeni ministrowie "strzegli" wyłączności. Z politycznych względów, przy okrągłym stole, pozbylismy się tego "balastu". (A wystarczyło "usunąć ministrów", gdy wprowadzono sądy)
Dziś jako jedna z tysięcy już pozarządowych organizacji pożytku publicznego, "gramy na rynku usług wychowawczych" lub "działamy w społecznym wolontariacie na równych prawach z innymi wychowawcami" / ?! / . To opinie krytyków poszerzenia obecnej ustawy o Wyższą Użyteczność Publiczną. Organizacje harcerskie nie są w tej sytuacji osamotnione - było taką organizacją PCK. Chciały być TOPR i LOP, próbowało LOK. Dziś są wszyscy, czyli NIKT (poza PCK, które wylobbowało sobie odrębną Ustawę). A tak, za polową zbiórkę zastępu i pracę systemem zastępowym bez opiekuna, czy Drużynowego......do prokuratora lub gorzej. No, a obozy do betoniastych stanic z Panią Intendentką i Kucharkami w liczbie "sześć i nie ma co jeść".
Niestety, im dalej w las tym gorzej.
Bez pełnej metodyczności pracy harcerskiej nic z nowoczesnego wychowania harcerskiego nie będzie, szczególnie wtedy, gdy działamy najczęściej na krawędzi łamania Prawa, ucząc instruktorów kombinowania i "interpretowania" tegoż poprzez "wykładnie" i "harceryzacje" (zamiast sławetnej...falandyzacji, jeśli ktoś jeszcze pamięta prawnika Prezydenta Wałęsy).
Nie mamy metody harcerskiej ,
bo ustawa o pożytku publicznym i inne przepisy Prawa stanowiące o naszej legalności nic o tym nie mówią. Już nie mówią. Mówiła Ustawa, będąca podstawą prawną działania kilku ważnych Organizacji, w tym harcerstwa, bo było, jak już wspomniałem, tam napisane: "zespół środków wychowawczych objętych metodą harcerską". Taka delegacja daje harcerstwu prawo do pracy tą metodą i do formalnego określenia jej opisu np w "Jak Skauci Pracują", lub...."Vademecum zastępowego", a szczególnie w "opisie metodyk" przez ZHR, ZHP czy Zawiszę - na co każdy biegły metodyk - pedagog się powoła mając podstawę prawną do tych opisów w Ustawie, pod rządami której harcerstwo działało od lat 20 -tych. Tak jest zresztą nadal tam, gdzie takie ustawodawstwo jest, czyli w większości krajów "uskautowionych". No i rzecz następna - rozporządzenia wykonawcze: - wydając je w każdej stycznej z pracą harcerską sprawie - nie można tej specyfiki pomijać - co np. w Ustawie Brytyjskiej jest napisane WPROST!
Niedawno byłem na szkoleniu nauczycielskim "z bezpieczeństwa zajęć". Nikt nie był w stanie określić jednoznacznie i wprost - jak i jakie przepisy i kogo obowiązują w SZKOLE. Choć wykładowca nawet wspomniał, że phm może prowadzić obóz, ale...nie wycieczkę. Dochodzi jeszcze problem, co to jest wycieczka....bliższa, lub dalsza.....Pan Wykładowca autorytatywnie oznajmił, że NIKT tego nie wie. To my sami powinniśmy zadbać o rozsądne postulowane przepisy i lobbować o przywrócenie podstawy ich wprowadzania do rozporządzeń, czyli aktów niższego rzędu. A jeśli sami tego...nie wiemy ?
Jeden z instruktorów na forum ZHP prawie wykrzyczał - chodzi mi oto, żeby rodzic miał świadomość, że harcerstwo to także zbiórki zastępów, które odbywają się bez pełnoletniego opiekuna, na podwórku lub w domu u kolegi, że w czasie zbiórek, biwaków i obozów harcerze nie są stale pod nadzorem instruktorów, tylko dużą część zadań realizują samodzielnie.
A to po to, by rodzic świadomie zdecydował, czy jego dziecko ma się w ten sposób uczyć samodzielności i odpowiedzialności, mimo wiążących się z tym zagrożeń.
I żeby taka decyzja, wyrażona na piśmie, zdejmowała z drużynowego część odpowiedzialności za bezpieczeństwo harcerzy.
A my pakujemy się w kłopoty.
Kłopoty na drodze do normalności, do....zbiórki zastępu czy obozu, do wychowania przez starszego brata, który jest niepełnoletni.
Proszę bardzo, oto post kandydatki na Przewodniczkę:
"Druhny i druhowie, niestety mam problem ze swoim przełożonym. Chcę zorganizować biwak 2 dniowy mojej drużyny (12 osób) i składam kartę biwaku do komendanta. Okazuje się, że komendantem biwaku ma być instruktor w stopniu pwd (minimum?)
Ja sama mam 19 lat i kurs wychowawcy kolonijnego, do tego na karcie biwaku podpisuje się jeden z rodziców dzieci, które jadą.
Mój komendant nie zgadza się i mówi, że muszę mieć instruktora minimum pwd.
Czy naprawdę tak jest? I jest to wymóg wg przepisów ZHP? A jeśli tak to jakich?
Proszę o pomoc."
Według znakomitego harcmistrza i hufcowego, Mateusza Cebuli, jest to wymóg "Instrukcji organizacyjnej HALiZ", gdzie w punkcie 4.1 mamy wymagania odnośnie kadry form HALiZ, w tym komendanta. Przepis ten nie pozwala komendantowi hufca na inne działanie niż nieudzielenie zgody na organizację biwaku bez komendanta - instruktora ZHP.
No i zaczyna się "kurs instruktorski" w postaci interpretacji i obchodzenia przepisów, absurdalnych zresztą, różnymi "ścieżkami"
-"Czy nie można by tego (i to bardzo łatwo) obejść mówiąc nie o HAL ("biwaku"), a o dwudniowej wyjazdowej zbiórce drużyny? Po co utrudniać życie komuś kto - w prawdzie nie przez Nas, ale jednak - jest odpowiednio przeszkolony i komu się przede wszystkim chce?"
-"Owszem, można kombinować, obchodzić bokiem etc., ale na własną odpowiedzialność. Ja również jako komendant hufca nie zgodziłbym się na tak przedstawioną kadrę biwaku. Wszystko jest fajnie, dopóki coś się nie stanie".
-"Takie pomysły może są i słuszne, ale póki co stan przepisów ZHP jest taki, a nie inny"
Słusznie, druh hufcowy sprzeciwił się popularyzowaniu jakiegoś kombinowania, obchodzenia bokiem (nawet w słusznym celu - organizacji fajnej formy pracy z dziećmi), bo nie tego mamy uczyć swoich wychowanków czy też kadrę. I ja się z tym zgadzam!
Ale czemu nasze wewnętrzne przepisy rodzą takie absurdalne sytuacje?
Warto posłuchać doswiadczonego instruktora (Leon01- forum ZHP)
"35 lat temu, razem ze swoim zastępem, całe wakacje siedzieliśmy w lesie, w swoim szałasie (3 tygodnie przerwy na obóz). Każdy miał klucz na szyi i kanapkę z dżemem w kieszeni. Trzeba było wrócić do domu na Misia Uszatka i tyle obchodziło rodziców, gdzie jesteśmy i ile mieliśmy wpisów w książce zastępowego NAL. Niestety w większości wypadków to już historia. Rodzice są nadopiekuńczy. Wielu rodziców patrzy podejrzanie na swoje dzieci i kontroluje je:
- bo w szkole są narkotyki,
- a to moje udaje porządne,
- coś w tym harcerstwie jest nie tak, pewnie jadą i piwo piją,
- a może drużynowy pedofil gdzieś molestuje moją pociechę. "
Tyle głosy "w sprawie", jeszcze do nich wrócę.
Naszą rolą jest przekonywać, po prostu edukować rodziców, że zajęcia harcerskie są z definicji bezpieczne. Nie osiągniemy tego przegrzanymi regulacjami Związku. Przepisy bezpieczeństwa są niezbędnie potrzebne, I ZAWSZE W METODZIE BYŁY! Po prostu właśnie sens metody sprowadzał się do nauczenia POŚREDNIO zasad dobrej zbiórki, dobrego biwaku, dobrego obozu. To istota skautowania. Czy BiPi swych skautów, w czasie oblężenia Mafekingu uczył narażania swego życia!? Czy drużynowy ze swymi zastępami każe harcerzom ćwiczyć zwinność przebieganiem przez szosę ? Istotą harcerstwa jest tworzenie i utrwalanie prawidłowych zachowań, predefiniowanie zagrożeń i nauka odpowiedniego reagowania. To robili już zastępowi "starsi bracia"! Słabość dzisiejszego harcerstwa, rezygnacja z systemowych rozwiązań spędzania wolnego czasu powoduje, że Rodzice, zagonieni pracą, brakiem czasu i idiotycznymi publikacjami w prasie i TV, reagują paranoicznie na wszystko! Podejrzewam, że wezwą niedługo prokuratora, bo zbiórkę zastępu prowadził nieletni zastępowy!
I po systemie zastępowym!
Chyba że....stworzymy regulamin zbiórki zastępu (zuchowej gromady prowadzonej przez17-latka), na mocy którego będziemy na piśmie składać aneksy do planów o zmianach (kwitowane oczywiście - dobry "tyłkochron") i korpus pełnoletnich opiekunów, którzy będą tylko siedzieć w kącie, no bo jak mają czynnie uczestniczyć, to niech sami prowadzą zajęcia. Po co zastępowy, młody drużynowy, czyli cały cykl wychowywania wodzów?
Widzę tu jednak pewne rozwiązanie. Może odpowiedzią na tak wykrzywioną rzeczywistość jest "zaszczepienie" Związku (choć powszechność szczepów już była). Druga sprawa to porządek w książeczce zastępu, książce pracy drużyny czy obozu. Sprowadzone te dokumenty powinny być do jednego kompletu pracy harcerskiej. Były już wzory książek pracy z raportami, nawet w 2-ch egz. O zmianach też. Teraz jest internet, można to wykorzystać, a nie mnożyć biurokratyczne byty i formalizować sprzecznymi i niezrozumiałymi regulaminami to, co w harcerstwie normalne i naturalne.
Przeżycia harcerskie, które dają wielu doświadczonym instruktorom wiedzę,
która pozwala opisywać, czy przekazywać z bagażem doświadczenia formy pracy, integralnie związane z zasadami bezpieczeństwa - to też droga do wyjścia z kłopotów, bo młody kandydat na instruktora, obawiam się, że dziś nabywa wiedzę o "interpretacji i wykładni" kolejnych zagmatwanych przepisów.
Wśród instruktorów harcerskich żeglarze są tą grupą kadry, która chyba najlepiej łączy bezpieczeństwo z metodą harcerską i specjalnością żeglarską.
Jak o naszym problemie pisze hm. Piotr Nowacki, kapitan jachtowy ?"Zadaniem komendanta hufca jest nadzór nad bezpieczną organizacją i realizacją form pracy z młodzieżą w drużynach. Czyli po pierwsze ocena, czy kadra drużyny jest wystarczająco odpowiedzialna oraz właściwie przygotowana do prowadzenia jednostki - jeśli uważa, że nie, to czemu mianował drużynową albo czemu w drużynie nie ma pełnoletniego opiekuna?
Jeśli nie ma zastrzeżeń do bieżącej pracy drużynowej i jej kadry, to poza mobilizowaniem do zamknięcia próby pwd. (w ZHP oczekuje się, że drużynowi posiadają ten stopień) komendant powinien podpowiedzieć, jak przeprowadzić ciekawą zbiórkę, by nie dochodziło do naruszenia prawa. Jak ją zgłosić, ilu opiekunów musi być w czasie przewozu określonej grupy z miejsca w miejsce, co jest potrzebne w przypadku noclegu (we własnej harcówce, w szkole w innej miejscowości)... I tyle.
Pamiętajmy, że nasze instrukcje zmieniają się powoli, pod wpływem zmian w prawie nadrzędnym, a tam z kolei nadal jest wiele nielogicznych zapisów"
Cóż, wygląda na to, że nic więcej nie da się już powiedzieć, chyba że życie dopisze kolejną "lekcję":
Oto, co napisał druh Piotr: "Wystarczy przykład z moich działań: jeśli zrobię biwak lub obóz na pięcioosobowej żaglówce, którą zgłoszę jako placówkę wypoczynku, to na jachcie muszę mieć 2 osoby kadry dla 3 harcerzy - bo kierownik placówki nie może być wychowawcą (wedle kuratorium nie ma na to czasu, ani możliwości - taką wykładnię dostaliśmy kilka razy w ostatnich 4 latach).
Jeśli będziemy się trzymać litery prawa i poruszać w systemie zero-jedynkowym (zatwierdzić, odrzucić), to nie zrobimy żadnej ciekawej formy pracy drużyny"
I to proszę Druhen i Druhów dedykuję p.t. delegatom na przerwany Zjazd "nadzwyczajny", jeśli po trzymiesięcznej przerwie da się rozsądnie dyskutować !
Na początek jednak, poczytajmy słowa Ojca, bo warto znać poglądy rodziców:
"Celowo narażam własne dzieci na śmierć pod kołami samochodów oraz ataki gwałcicieli i porywaczy. Czyż nie zasługuję na miano najgorszego polskiego ojca?
Niedawny pobyt w muzeum kolei w Wolsztynie, gdzie pojechałem z grupą znajomych rodziców, skłonił mnie do wspomnień o własnym dzieciństwie, które w znacznej części upływało w pobliżu stacji kolejowej, gdzie pracował mój dziadek. Wspominałem, jak będąc 10-latkiem - wraz z młodszym bratem - włóczyliśmy się po bocznicy kolejowej, wdrapując się na cysterny i wchodząc do środka. Opowiadałem też, jak kładliśmy na torach różnego rodzaju przedmioty, a następnie siadaliśmy w niewielkiej odległości od przejeżdżających pociągów, aby zobaczyć, co stanie się z tymi przedmiotami w zetknięciu z wielotonowymi pojazdami. Bywało też, że z nudów wsiadaliśmy do zatrzymującego się na stacji pociągu i jechaliśmy do następnej stacji, z której wracaliśmy na piechotę lub jadącym w przeciwną stronę pociągiem.
Pochłonięty nostalgicznymi wspomnieniami nie zauważyłem, że wpatruje się we mnie kilka par przerażonych oczu.
"Jak twoi rodzice mogli na coś takiego pozwolić?" - zapytała znajoma matka, ściskając mocniej za rękę 8-letniego synka.
"O ile dobrze pamiętam, to wtedy wszyscy rodzice pozwalali na to dzieciom"- odpowiedziałem. Uważam, że to dosyć zdrowe, sam daję wiele swobody swoim córkom.
" To niedopuszczalne!" - stwierdziła znajoma odciągając syna z dala od mych gorszących opowieści.
Przez chwilę poczułem się jak najgorszy polski ojciec.
A potem przypomniałem sobie najgorszą amerykańską matkę ...
W 2008 roku dziennikarka Lenore Skenazy opisała w dzienniku The New York Sun, jak wręczyła swojemu 9-letniemu synkowi bilet na nowojorskie metro, by przejechał nim ze sklepu Bloomingdaler's gdzie robili zakupy, na Manhattan, gdzie mieszkali. Nie zaopatrzyła go w telefon (bo bała się, że go zgubi), ani nie śledziła go po kryjomu (bo ufała, że jeśli zabłądzi, poprosi o pomoc obcą osobę). Chłopiec bezpiecznie dojechał do domu i zgodnie z przewidywaniami matki rświetnie się bawił.
A jednak następnego dnia po publikacji felietonu, w amerykańskich mediach zawrzało. W stronę dziennikarki posypały się najcięższe oskarżenia, łącznie z posądzeniami o "zaniedbania", "działanie na szkodę dziecka", "prowokowanie niebezpiecznych sytuacji" oraz "znęcanie się nad dziećmi". Ani się Skenazy obejrzała, a już siedziała w studiach największych amerykańskich stacji telewizyjnych, tłumacząc się ze swego postępku, podczas gdy na telewizyjnej belce pod jej twarzą wyświetlano pytanie: "Najgorsza matka Ameryki?". Dziś wpisując w wyszukiwarkę Google "America's worst mother" [Najgorsza matka Ameryki] otrzymujemy niekończącą się serię artykułów i programów na temat Lenore Skenazy.
Kiedy Skenazy posłała na "niemal pewną śmierć" swojego dziewięciolatka, moja - także 9-letnia - córka od roku już sama wychodziła na zakupy, do parku i na plac zabaw, a rok później zaczęła zabierać z sobą niespełna 2-letnią wówczas siostrę. Obecnie, jako dwunastolatka, sama jeździ autobusem, także do innych miejscowości i jeśli trzeba, zabiera ze sobą 4-letnią siostrę.
Czy jestem potworem?
Czy celowo narażam własne dzieci na śmierć pod kołami samochodów oraz ataki gwałcicieli i porywaczy? Czy z rozmysłem ściągam na ich głowy niebezpieczeństwo? Otóż robię coś dokładnie przeciwnego.
Według powszechnego przekonania większość zagrożeń dla dzieci czai się na zewnątrz: piraci drogowi, agresywna młodzież, bandyci, porywacze i oczywiście pedofile. Tymczasem proste statystyki pokazują, że do około 45 proc. śmiertelnych wypadków wśród dzieci dochodzi w domu lub jego bezpośrednim otoczeniu. Dzieci masowo giną w najbliższym otoczeniu głównie za sprawą pożarów, poparzeń, uduszenia, utopienia, kontaktu z bronią palną, upadku lub zatrucia.
W tym, statystycznym sensie przestrzeń poza domem jest znacznie bardziej bezpieczna, a także pouczająca dla dziecka. To właśnie na ulicy, w sklepie i na placu zabaw dziecko najszybciej i najskuteczniej uczy się funkcjonować w społeczeństwie, a także dbać o własne bezpieczeństwo.
Nie odbierajcie dzieciom szansy pobierania ważnych życiowych lekcji i usamodzielniania się w normalnych warunkach. Albo uznajcie mnie za najgorszego polskiego ojca.
Marcin Wyrwał (żródło: www. Rodzice Radzą ) "
No proszę! Zupełnie jakby tata Marcin był...drużynowym !
No to teraz przejdźmy do aktualnej dyskusji na Forum ZHP:
Pogląd Sądu Najwyższego
W wyniku znanej sprawy z 2006 r warto przypomnieć, że Sąd może obciążyć odpowiedzialnością opiekunów dzieci za skutki niewłaściwego nadzoru, jeśli wskaże, jak taki nadzór należy sprawować i na czym polegały ich uchybienia.
Taką ważną tezę sformułował Sąd Najwyższy w wyroku z 17 listopada 2006 r. Dotyczy on sprawy wytoczonej przez rodziców 12-letniego wtedy Ariela F. towarzystwu ubezpieczeń oraz Związkowi Harcerstwa Polskiego.
Ariel F. uczestniczył w zbiórce harcerskiej w dużym zdziczałym parku. Instruktorzy zostali poza jego terenem. Chłopiec wszedł na drzewo i spadł. Skutkiem było trwałe uszkodzenie kręgosłupa i niedowład nóg.
(...........) Sądy przyjęły odpowiedzialność ZHP na zasadzie winy, na podstawie art. 430 kodeksu cywilnego w związku z art. 415 k. c. Wina instruktorów, za których odpowiada ZHP, polegała ich zdaniem na niewłaściwym wykonywaniu obowiązku nadzoru nad podopiecznymi. Wyrok ten zaskarżył w kasacji ZHP. (.....) Pełnomocnik ZHP kwestionował przed SN przede wszystkim winę instruktorów. Argumentował, że także ze względu na samą ideę harcerstwa, które uczy samodzielności i odpowiedzialności za siebie i innych, instruktorzy nie mogą być stale z harcerzami. Młodzi ludzie muszą mieć pewną swobodę.
SN uwzględnił kasację i zaskarżony wyrok uchylił. (....) Powodem uchylenia wyroku były uchybienia w ustalaniu winy instruktorów. Sąd bowiem nie rozstrzygnął, w jaki sposób nadzór powinien być przez nich sprawowany - tłumaczył sędzia Dariusz Zawistowski. Nie wskazał, jakie kryteria należytej staranności i bezpieczeństwa instruktorzy powinni byli zachować, uwzględniając specyfikę harcerstwa. Sąd odmówił powołania biegłego pedagoga, który mógłby te kryteria wskazać. W takiej sytuacji sam powinien ustalić, w jaki sposób nadzór powinien być sprawowany i na czym polegały uchybienia instruktorów.
- Jest to kwestia zasadnicza, decydująca o samej podstawie odpowiedzialności ZHP - mówił sędzia Zawistowski (sygn.VCSK266/06).
Dawno temu, tzn. za komuny
Za "komuny" mieliśmy podstawę prawną do określenia "specyfiki metody harcerskiej". Obowiązywała bowiem Ustawa o Stowarzyszeniach Użyteczności Publicznej z....... dnia 27 października 1922 r. /Dz.U. Nr 94, poz 808/. Obowiązywała aż do czasów niedawnych! /do 7 kwietnia 1989 r / Ta ustawa uznawała ZHP za jedną z wyjątkowych dla interesu narodowego Organizacji: "Stowarzyszeniu Związek Harcerstwa Polskiego nadaje się przywilej wyłączności działania na całym obszarze Państwa w dziedzinie organizowania i prowadzenia pracy wychowawczej wśród młodzieży przy pomocy zespołu środków wychowawczych objętych metodą harcerską oraz przywilej wyłączności posługiwania się nazwą, odznakami i mundurem harcerskim".
I w ten sposób miła Druhno czy Druhu moglibyście w świetle stosownych przepisów n o r m a l n i e działać, i to... legalnie.
Jedynym mankamentem tej Ustawy było oddanie nadzoru nad Organizacją w ręce Ministra Spraw Wewnetrznych i Ministra Edukacji ("w porozumieniu") przez zatwierdzanie Statutu. Ale i też rzeczeni ministrowie "strzegli" wyłączności. Z politycznych względów, przy okrągłym stole, pozbylismy się tego "balastu". (A wystarczyło "usunąć ministrów", gdy wprowadzono sądy)
Dziś jako jedna z tysięcy już pozarządowych organizacji pożytku publicznego, "gramy na rynku usług wychowawczych" lub "działamy w społecznym wolontariacie na równych prawach z innymi wychowawcami" / ?! / . To opinie krytyków poszerzenia obecnej ustawy o Wyższą Użyteczność Publiczną. Organizacje harcerskie nie są w tej sytuacji osamotnione - było taką organizacją PCK. Chciały być TOPR i LOP, próbowało LOK. Dziś są wszyscy, czyli NIKT (poza PCK, które wylobbowało sobie odrębną Ustawę). A tak, za polową zbiórkę zastępu i pracę systemem zastępowym bez opiekuna, czy Drużynowego......do prokuratora lub gorzej. No, a obozy do betoniastych stanic z Panią Intendentką i Kucharkami w liczbie "sześć i nie ma co jeść".
Niestety, im dalej w las tym gorzej.
Bez pełnej metodyczności pracy harcerskiej nic z nowoczesnego wychowania harcerskiego nie będzie, szczególnie wtedy, gdy działamy najczęściej na krawędzi łamania Prawa, ucząc instruktorów kombinowania i "interpretowania" tegoż poprzez "wykładnie" i "harceryzacje" (zamiast sławetnej...falandyzacji, jeśli ktoś jeszcze pamięta prawnika Prezydenta Wałęsy).
Nie mamy metody harcerskiej ,
bo ustawa o pożytku publicznym i inne przepisy Prawa stanowiące o naszej legalności nic o tym nie mówią. Już nie mówią. Mówiła Ustawa, będąca podstawą prawną działania kilku ważnych Organizacji, w tym harcerstwa, bo było, jak już wspomniałem, tam napisane: "zespół środków wychowawczych objętych metodą harcerską". Taka delegacja daje harcerstwu prawo do pracy tą metodą i do formalnego określenia jej opisu np w "Jak Skauci Pracują", lub...."Vademecum zastępowego", a szczególnie w "opisie metodyk" przez ZHR, ZHP czy Zawiszę - na co każdy biegły metodyk - pedagog się powoła mając podstawę prawną do tych opisów w Ustawie, pod rządami której harcerstwo działało od lat 20 -tych. Tak jest zresztą nadal tam, gdzie takie ustawodawstwo jest, czyli w większości krajów "uskautowionych". No i rzecz następna - rozporządzenia wykonawcze: - wydając je w każdej stycznej z pracą harcerską sprawie - nie można tej specyfiki pomijać - co np. w Ustawie Brytyjskiej jest napisane WPROST!
Niedawno byłem na szkoleniu nauczycielskim "z bezpieczeństwa zajęć". Nikt nie był w stanie określić jednoznacznie i wprost - jak i jakie przepisy i kogo obowiązują w SZKOLE. Choć wykładowca nawet wspomniał, że phm może prowadzić obóz, ale...nie wycieczkę. Dochodzi jeszcze problem, co to jest wycieczka....bliższa, lub dalsza.....Pan Wykładowca autorytatywnie oznajmił, że NIKT tego nie wie. To my sami powinniśmy zadbać o rozsądne postulowane przepisy i lobbować o przywrócenie podstawy ich wprowadzania do rozporządzeń, czyli aktów niższego rzędu. A jeśli sami tego...nie wiemy ?
Jeden z instruktorów na forum ZHP prawie wykrzyczał - chodzi mi oto, żeby rodzic miał świadomość, że harcerstwo to także zbiórki zastępów, które odbywają się bez pełnoletniego opiekuna, na podwórku lub w domu u kolegi, że w czasie zbiórek, biwaków i obozów harcerze nie są stale pod nadzorem instruktorów, tylko dużą część zadań realizują samodzielnie.
A to po to, by rodzic świadomie zdecydował, czy jego dziecko ma się w ten sposób uczyć samodzielności i odpowiedzialności, mimo wiążących się z tym zagrożeń.
I żeby taka decyzja, wyrażona na piśmie, zdejmowała z drużynowego część odpowiedzialności za bezpieczeństwo harcerzy.
A my pakujemy się w kłopoty.
Kłopoty na drodze do normalności, do....zbiórki zastępu czy obozu, do wychowania przez starszego brata, który jest niepełnoletni.
Proszę bardzo, oto post kandydatki na Przewodniczkę:
"Druhny i druhowie, niestety mam problem ze swoim przełożonym. Chcę zorganizować biwak 2 dniowy mojej drużyny (12 osób) i składam kartę biwaku do komendanta. Okazuje się, że komendantem biwaku ma być instruktor w stopniu pwd (minimum?)
Ja sama mam 19 lat i kurs wychowawcy kolonijnego, do tego na karcie biwaku podpisuje się jeden z rodziców dzieci, które jadą.
Mój komendant nie zgadza się i mówi, że muszę mieć instruktora minimum pwd.
Czy naprawdę tak jest? I jest to wymóg wg przepisów ZHP? A jeśli tak to jakich?
Proszę o pomoc."
Według znakomitego harcmistrza i hufcowego, Mateusza Cebuli, jest to wymóg "Instrukcji organizacyjnej HALiZ", gdzie w punkcie 4.1 mamy wymagania odnośnie kadry form HALiZ, w tym komendanta. Przepis ten nie pozwala komendantowi hufca na inne działanie niż nieudzielenie zgody na organizację biwaku bez komendanta - instruktora ZHP.
No i zaczyna się "kurs instruktorski" w postaci interpretacji i obchodzenia przepisów, absurdalnych zresztą, różnymi "ścieżkami"
-"Czy nie można by tego (i to bardzo łatwo) obejść mówiąc nie o HAL ("biwaku"), a o dwudniowej wyjazdowej zbiórce drużyny? Po co utrudniać życie komuś kto - w prawdzie nie przez Nas, ale jednak - jest odpowiednio przeszkolony i komu się przede wszystkim chce?"
-"Owszem, można kombinować, obchodzić bokiem etc., ale na własną odpowiedzialność. Ja również jako komendant hufca nie zgodziłbym się na tak przedstawioną kadrę biwaku. Wszystko jest fajnie, dopóki coś się nie stanie".
-"Takie pomysły może są i słuszne, ale póki co stan przepisów ZHP jest taki, a nie inny"
Słusznie, druh hufcowy sprzeciwił się popularyzowaniu jakiegoś kombinowania, obchodzenia bokiem (nawet w słusznym celu - organizacji fajnej formy pracy z dziećmi), bo nie tego mamy uczyć swoich wychowanków czy też kadrę. I ja się z tym zgadzam!
Ale czemu nasze wewnętrzne przepisy rodzą takie absurdalne sytuacje?
Warto posłuchać doswiadczonego instruktora (Leon01- forum ZHP)
"35 lat temu, razem ze swoim zastępem, całe wakacje siedzieliśmy w lesie, w swoim szałasie (3 tygodnie przerwy na obóz). Każdy miał klucz na szyi i kanapkę z dżemem w kieszeni. Trzeba było wrócić do domu na Misia Uszatka i tyle obchodziło rodziców, gdzie jesteśmy i ile mieliśmy wpisów w książce zastępowego NAL. Niestety w większości wypadków to już historia. Rodzice są nadopiekuńczy. Wielu rodziców patrzy podejrzanie na swoje dzieci i kontroluje je:
- bo w szkole są narkotyki,
- a to moje udaje porządne,
- coś w tym harcerstwie jest nie tak, pewnie jadą i piwo piją,
- a może drużynowy pedofil gdzieś molestuje moją pociechę. "
Tyle głosy "w sprawie", jeszcze do nich wrócę.
Naszą rolą jest przekonywać, po prostu edukować rodziców, że zajęcia harcerskie są z definicji bezpieczne. Nie osiągniemy tego przegrzanymi regulacjami Związku. Przepisy bezpieczeństwa są niezbędnie potrzebne, I ZAWSZE W METODZIE BYŁY! Po prostu właśnie sens metody sprowadzał się do nauczenia POŚREDNIO zasad dobrej zbiórki, dobrego biwaku, dobrego obozu. To istota skautowania. Czy BiPi swych skautów, w czasie oblężenia Mafekingu uczył narażania swego życia!? Czy drużynowy ze swymi zastępami każe harcerzom ćwiczyć zwinność przebieganiem przez szosę ? Istotą harcerstwa jest tworzenie i utrwalanie prawidłowych zachowań, predefiniowanie zagrożeń i nauka odpowiedniego reagowania. To robili już zastępowi "starsi bracia"! Słabość dzisiejszego harcerstwa, rezygnacja z systemowych rozwiązań spędzania wolnego czasu powoduje, że Rodzice, zagonieni pracą, brakiem czasu i idiotycznymi publikacjami w prasie i TV, reagują paranoicznie na wszystko! Podejrzewam, że wezwą niedługo prokuratora, bo zbiórkę zastępu prowadził nieletni zastępowy!
I po systemie zastępowym!
Chyba że....stworzymy regulamin zbiórki zastępu (zuchowej gromady prowadzonej przez17-latka), na mocy którego będziemy na piśmie składać aneksy do planów o zmianach (kwitowane oczywiście - dobry "tyłkochron") i korpus pełnoletnich opiekunów, którzy będą tylko siedzieć w kącie, no bo jak mają czynnie uczestniczyć, to niech sami prowadzą zajęcia. Po co zastępowy, młody drużynowy, czyli cały cykl wychowywania wodzów?
Widzę tu jednak pewne rozwiązanie. Może odpowiedzią na tak wykrzywioną rzeczywistość jest "zaszczepienie" Związku (choć powszechność szczepów już była). Druga sprawa to porządek w książeczce zastępu, książce pracy drużyny czy obozu. Sprowadzone te dokumenty powinny być do jednego kompletu pracy harcerskiej. Były już wzory książek pracy z raportami, nawet w 2-ch egz. O zmianach też. Teraz jest internet, można to wykorzystać, a nie mnożyć biurokratyczne byty i formalizować sprzecznymi i niezrozumiałymi regulaminami to, co w harcerstwie normalne i naturalne.
Przeżycia harcerskie, które dają wielu doświadczonym instruktorom wiedzę,
która pozwala opisywać, czy przekazywać z bagażem doświadczenia formy pracy, integralnie związane z zasadami bezpieczeństwa - to też droga do wyjścia z kłopotów, bo młody kandydat na instruktora, obawiam się, że dziś nabywa wiedzę o "interpretacji i wykładni" kolejnych zagmatwanych przepisów.
Wśród instruktorów harcerskich żeglarze są tą grupą kadry, która chyba najlepiej łączy bezpieczeństwo z metodą harcerską i specjalnością żeglarską.
Jak o naszym problemie pisze hm. Piotr Nowacki, kapitan jachtowy ?"Zadaniem komendanta hufca jest nadzór nad bezpieczną organizacją i realizacją form pracy z młodzieżą w drużynach. Czyli po pierwsze ocena, czy kadra drużyny jest wystarczająco odpowiedzialna oraz właściwie przygotowana do prowadzenia jednostki - jeśli uważa, że nie, to czemu mianował drużynową albo czemu w drużynie nie ma pełnoletniego opiekuna?
Jeśli nie ma zastrzeżeń do bieżącej pracy drużynowej i jej kadry, to poza mobilizowaniem do zamknięcia próby pwd. (w ZHP oczekuje się, że drużynowi posiadają ten stopień) komendant powinien podpowiedzieć, jak przeprowadzić ciekawą zbiórkę, by nie dochodziło do naruszenia prawa. Jak ją zgłosić, ilu opiekunów musi być w czasie przewozu określonej grupy z miejsca w miejsce, co jest potrzebne w przypadku noclegu (we własnej harcówce, w szkole w innej miejscowości)... I tyle.
Pamiętajmy, że nasze instrukcje zmieniają się powoli, pod wpływem zmian w prawie nadrzędnym, a tam z kolei nadal jest wiele nielogicznych zapisów"
Cóż, wygląda na to, że nic więcej nie da się już powiedzieć, chyba że życie dopisze kolejną "lekcję":
Oto, co napisał druh Piotr: "Wystarczy przykład z moich działań: jeśli zrobię biwak lub obóz na pięcioosobowej żaglówce, którą zgłoszę jako placówkę wypoczynku, to na jachcie muszę mieć 2 osoby kadry dla 3 harcerzy - bo kierownik placówki nie może być wychowawcą (wedle kuratorium nie ma na to czasu, ani możliwości - taką wykładnię dostaliśmy kilka razy w ostatnich 4 latach).
Jeśli będziemy się trzymać litery prawa i poruszać w systemie zero-jedynkowym (zatwierdzić, odrzucić), to nie zrobimy żadnej ciekawej formy pracy drużyny"
I to proszę Druhen i Druhów dedykuję p.t. delegatom na przerwany Zjazd "nadzwyczajny", jeśli po trzymiesięcznej przerwie da się rozsądnie dyskutować !
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Statystycznie więcej wypadków jest w domu i w jego bezpośrednim otoczeniu ponieważ tam się częściej niż gdziekolwiek indziej przebywa.
Z tego statystycznego porównania raczej powinno wynikać, że również w "obcykanym" środowisku dochodzi do wypadków i kwestia czy to dom czy obce podwórko nie odgrywa większej roli, a jeżeli już to najprawdopodobniej znikomą.
Opisany problem jest autentycznym. U nas w hufcu też da się zaobserwować na przestrzeni ostatnich lat postępującą degradację systemu zastępowych i kultywowanie mitu, że instruktor ma być zawsze i wszędzie.