Nawigacja
Maciej Pietraszczyk: Specjalność naturalności
- Drukuj
- 15 maj 2008
- Specjalność...
- 4776 czytań
- 3 komentarze
- No dobrze, specjalność to fajna sprawa. Ale co, jeśli będę chciała zrobić zbiórkę harcerską? - całkiem sympatyczna druhna z dużego i zasłużonego miasta na K. patrzyła na mnie niebieskimi oczami z rozbrajającą szczerością. Dwie godziny klarowania i tłumaczenia "czym się je" specjalność poszły właśnie na łąkę, ewentualnie w las. W swoim umyśle wciąż widziała przeciwstawienie harcerstwo kontra specjalność.
W odniesieniu do specjalności istnieją dwa wzajemnie generujące się patologiczne stanowiska. Jedno zakłada, że specjalności to swoista mutacja harcerstwa, nieomal narośl na zdrowym pniu ZHP. Drugim jest przekonanie, że tylko specjalności są prawdziwym harcerstwem i patrzy takie "stanowisko" na pospolitą resztę z wyżyn harcerskiego ułana, spadochroniarza lub przynajmniej komandosa. Obie strony kompletnie nie rozumieją tego, że specjalności są organiczną częścią harcerstwa, a zajmują się nimi wszystkie drużyny i wszyscy harcerze czy tego chcą, czy też nie. Podobnie jak molierowski pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą, harcerscy specjalnościowi i antyspecjalnościowi fanatycy nie wiedzą, że harcerz zdobywający sprawność "Chatka Robinsona" zajmuje się właśnie w tym momencie specjalnością puszczańską. Kiedy zdobędzie tę sprawność i zabierze się za "Sanitariusza", będzie realizował specjalność ratowniczo-medyczną. Natomiast, gdy podejmie próbę zdobycia "Bosmana", wkroczy na drogę specjalności wodniackiej. Podobnie rzecz się ma, gdy wędrownicy zabiorą się za poszczególne znaki służby.
W istocie bowiem w dobrej, pracującej ze sprawnościami drużynie specjalności przewijają się przez cały czas. Drużyna, która nie pracuje ze specjalnościami, nie pracuje wcale. Nie można bowiem pracować metodą harcerską, jeśli nigdy nie podjęło się próby zbudowania szałasu i pomieszkania w lesie, pokonania z mapą znaczącej odległości, czy zgłębienia tajników udzielania pierwszej pomocy. A to właśnie są specjalności.
Pierwszymi specjalnościowcami w drużynie są więc ci harcerze, którzy w klasycznie pojmowanej drużynie harcerskiej doskonalą się w jednej konkretnej specjalności. Mają sprawności z różnych dziedzin, ale najwyższe zdobyli w jednej tylko dziedzinie: ratownictwie, kwatermistrzostwie, puszczaństwie itp.
W drużynie starszoharcerskiej wokół tego jednego specjalisty skupi się grupa podobnych mu fascynatów. Może się zdarzyć, że stworzą jeden zastęp, w którym wymogiem będzie doskonalenie się w tej właśnie dziedzinie. Na etapie wędrowniczym zastęp ten przekształci się w klub specjalnościowy lub specjalnościową drużynę, z której doświadczenia i wiedzy mogą korzystać drużyny harcerskie i starszoharcerskie.
Specjalność jest więc naturalnym wynikiem rozwoju młodego człowieka i jego stopniowej specjalizacji.
Oczywiście, błędem byłoby założenie, że kto raz założył żeglarski mundur, będzie w nim chodził całe życie. Za dwa - trzy lata wczorajszy żeglarz może zafascynować się górami lub puszczaństwem, albo zapragnąć skoku ze spadochronem. I cykl powtórzy się: od fascynata poprzez paczkę do klubu lub drużyny specjalnościowej.
Trzeba tu jednak dać pewien wyraźny sygnał ostrzegawczy. Jeśli któregoś dnia treścią pracy takiego klubu lub drużyny stanie się wyłącznie pływanie, wspinaczka lub skakanie, a znikną z oczu cele wychowawcze, to klub lub drużyna przestanie być jednostką harcerską, a stanie się zwykłym klubem żeglarskim, wspinaczkowym lub spadochroniarskim. Na pewno dobrym, ale już nie harcerskim. Bo specjalności, mimo swojej naturalności, powabu i atrakcyjności są jedynie środkiem do celu, drogą, narzędziem pozwalającym nam kształtować charaktery.
Kiedy harcerz zachwyci się pięknem najdzikszych nadgranicznych rejonów kraju, kiedy zrozumie sens zespołowej pracy wyrażonej w treści i formie szant, kiedy przejmie się odpowiedzialnością za los ratowanego człowieka i nauczy znajdować drogę na pustkowiu w bezgwiezdną noc, wtedy z nieopierzonego, niefrasobliwego młokosa jak z kokonu wykluje się świadomy praw i obowiązków, odpowiedzialny obywatel Rzeczypospolitej.
Ten numer "Harcerza Rzeczypospolitej" ma na celu przybliżenie harcerskiej braci tego, czym są specjalności, "czym je się je", jak do nich podejść i jak realizować. Nie mamy ambicji wyczerpywania tematu i tworzenia jedynego i wyłącznie słusznego kompendium wiedzy specjalnościowej. Raczej - poprzez przykłady - chcemy pokazać czym może być specjalność w drużynie i co może dać zarówno drużynowemu, jak i harcerzom.
phm Maciej Pietraszczyk
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 3/2008
W odniesieniu do specjalności istnieją dwa wzajemnie generujące się patologiczne stanowiska. Jedno zakłada, że specjalności to swoista mutacja harcerstwa, nieomal narośl na zdrowym pniu ZHP. Drugim jest przekonanie, że tylko specjalności są prawdziwym harcerstwem i patrzy takie "stanowisko" na pospolitą resztę z wyżyn harcerskiego ułana, spadochroniarza lub przynajmniej komandosa. Obie strony kompletnie nie rozumieją tego, że specjalności są organiczną częścią harcerstwa, a zajmują się nimi wszystkie drużyny i wszyscy harcerze czy tego chcą, czy też nie. Podobnie jak molierowski pan Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą, harcerscy specjalnościowi i antyspecjalnościowi fanatycy nie wiedzą, że harcerz zdobywający sprawność "Chatka Robinsona" zajmuje się właśnie w tym momencie specjalnością puszczańską. Kiedy zdobędzie tę sprawność i zabierze się za "Sanitariusza", będzie realizował specjalność ratowniczo-medyczną. Natomiast, gdy podejmie próbę zdobycia "Bosmana", wkroczy na drogę specjalności wodniackiej. Podobnie rzecz się ma, gdy wędrownicy zabiorą się za poszczególne znaki służby.
W istocie bowiem w dobrej, pracującej ze sprawnościami drużynie specjalności przewijają się przez cały czas. Drużyna, która nie pracuje ze specjalnościami, nie pracuje wcale. Nie można bowiem pracować metodą harcerską, jeśli nigdy nie podjęło się próby zbudowania szałasu i pomieszkania w lesie, pokonania z mapą znaczącej odległości, czy zgłębienia tajników udzielania pierwszej pomocy. A to właśnie są specjalności.
Pierwszymi specjalnościowcami w drużynie są więc ci harcerze, którzy w klasycznie pojmowanej drużynie harcerskiej doskonalą się w jednej konkretnej specjalności. Mają sprawności z różnych dziedzin, ale najwyższe zdobyli w jednej tylko dziedzinie: ratownictwie, kwatermistrzostwie, puszczaństwie itp.
W drużynie starszoharcerskiej wokół tego jednego specjalisty skupi się grupa podobnych mu fascynatów. Może się zdarzyć, że stworzą jeden zastęp, w którym wymogiem będzie doskonalenie się w tej właśnie dziedzinie. Na etapie wędrowniczym zastęp ten przekształci się w klub specjalnościowy lub specjalnościową drużynę, z której doświadczenia i wiedzy mogą korzystać drużyny harcerskie i starszoharcerskie.
Specjalność jest więc naturalnym wynikiem rozwoju młodego człowieka i jego stopniowej specjalizacji.
Oczywiście, błędem byłoby założenie, że kto raz założył żeglarski mundur, będzie w nim chodził całe życie. Za dwa - trzy lata wczorajszy żeglarz może zafascynować się górami lub puszczaństwem, albo zapragnąć skoku ze spadochronem. I cykl powtórzy się: od fascynata poprzez paczkę do klubu lub drużyny specjalnościowej.
Trzeba tu jednak dać pewien wyraźny sygnał ostrzegawczy. Jeśli któregoś dnia treścią pracy takiego klubu lub drużyny stanie się wyłącznie pływanie, wspinaczka lub skakanie, a znikną z oczu cele wychowawcze, to klub lub drużyna przestanie być jednostką harcerską, a stanie się zwykłym klubem żeglarskim, wspinaczkowym lub spadochroniarskim. Na pewno dobrym, ale już nie harcerskim. Bo specjalności, mimo swojej naturalności, powabu i atrakcyjności są jedynie środkiem do celu, drogą, narzędziem pozwalającym nam kształtować charaktery.
Kiedy harcerz zachwyci się pięknem najdzikszych nadgranicznych rejonów kraju, kiedy zrozumie sens zespołowej pracy wyrażonej w treści i formie szant, kiedy przejmie się odpowiedzialnością za los ratowanego człowieka i nauczy znajdować drogę na pustkowiu w bezgwiezdną noc, wtedy z nieopierzonego, niefrasobliwego młokosa jak z kokonu wykluje się świadomy praw i obowiązków, odpowiedzialny obywatel Rzeczypospolitej.
Ten numer "Harcerza Rzeczypospolitej" ma na celu przybliżenie harcerskiej braci tego, czym są specjalności, "czym je się je", jak do nich podejść i jak realizować. Nie mamy ambicji wyczerpywania tematu i tworzenia jedynego i wyłącznie słusznego kompendium wiedzy specjalnościowej. Raczej - poprzez przykłady - chcemy pokazać czym może być specjalność w drużynie i co może dać zarówno drużynowemu, jak i harcerzom.
phm Maciej Pietraszczyk
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 3/2008
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Dopiero teraz zastanowiłem się i zadałem sobie pytanie - dlaczego wodniacy mają mieć inny mundur, niż my wszyscy?
Jak to pisał Jan Sztaudynger: impotent i krytyk z jednej są parafii, każdy wie, jak to zrobić, ale nie potrafi.
Słonko, ja jestem przeciwny obecnej totalurawniłowce mundurowej. Uważam wręcz, że wszyscy powinni mieć swoje mundury, które łączyć będzie tylko ogólnie rozumiana "barwa". Taka chińska jednolitość, jaką obecnie mamy w ZHP jest patologią i najczystszym militaryzmem.